Autor: Marcin Halski
Tytuł: Bezdomność all inclusive
Wydawnictwo: Wydawnictwo HM
Rok wydania: 2024
Liczba stron: 326
moja ocena: 10/10
„Bezdomność all inclusive” Marcina Halskiego to powieść
oparta na faktach, stanowiąca zapis wspomnień Piotra G., który w okresie
bezdomności żył przez kilka miesięcy we Włocławku. Głównym bohaterem jest
Piotr, chłopak wychowujący się w patologicznej rodzinie, w której ojciec
nadużywa alkoholu i stosuje przemoc, a matka przyjmuje bierną postawę, nie
broniąc syna. Z biegiem lat w Piotrze narasta bunt, który znajduje wyraz w
tworzeniu tekstów piosenek oraz pragnieniu ucieczki z domowego piekła, by
zacząć życie jako wolny człowiek. Pewnego dnia postanawia rzucić szkołę i
pracę, aby uciec na Hel, gdzie zamierza znaleźć zatrudnienie i rozpocząć nowe
życie. W tym celu pod nieobecność rodziców zabrał swoje rzeczy i oszczędności
matki. W trakcie podróży nad morze zostaje pobity, okradziony i wyrzucony na
dworcu we Włocławku. Bez pieniędzy i wsparcia Piotr zmuszony był walczyć o
przetrwanie w lokalnej społeczności bezdomnych. Z czasem przekonał się, że
wolność, której tak pragnął, ma gorzki smak.
Sięgając po „Bezdomność all inclusive” byłem pełen obaw. Nie
przepadam za książkami z gatunku dramatu czy reportażu, jednak do sięgnięcia po
tę powieść przekonało mnie nazwisko autora (przeczytałem już kilka książek
Marcina Halskiego i dotąd się nie zawiodłem), interesująca tematyka oraz
klimatyczna okładka autorstwa E. Raj. Zagłębiając się w kolejne rozdziały,
czytelnik odkrywa, jak wygląda codzienne życie bezdomnych w Polsce: skąd biorą
środki na jedzenie, alkohol i papierosy, jak zdobywają ubrania, gdzie śpią, a
przede wszystkim, dlaczego nie chcą przyjmować pomocy ze strony opieki
społecznej i organizacji pozarządowych.
Mimo że książka opowiada smutną historię człowieka, który „chciał żyć na skróty, oddając się używkom, takim jak narkotyki i alkohol” (ZaczytanaZakreconaJa Hożewska), sytuacja, w jakiej się znalazł, jest efektem jego pochopnych decyzji, egoizmu, samolubstwa oraz pociągu do używek i autodestrukcji. Innymi słowy, poniósł konsekwencje swoich wyborów; zamiast stawić czoła problemom, postanowił uciec. To właśnie te decyzje ściągnęły go na dno społecznego marginesu. Dla bezdomnego Piotra G. dzień składał się z pobudki na kacu, picia byle czego, aby uśmierzyć ból głowy, żebrania o jedzenie i alkohol oraz picia, aż do zaśnięcia.
„Bezdomność all inclusive” to znakomicie napisana historia,
która wciąga od pierwszej strony i wywołuje w czytelniku wiele emocji. Od dawna
nie miałem okazji przeczytać równie dobrej książki. Serdecznie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz