Franciszek Piątkowski, Obrońcy, recenzja

 

Tytuł: "Obrońcy"

Autor: Franciszek M. Piątkowski

Wydawnictwo: Self-Publishing

Ilość stron: 230

Rok Wydania: 2020

Ocena: 10/10

Pozostało odliczać godziny do nowego 2021 roku. Dziś podjąłem się zadania przelania mojej opinii w postaci recenzji na temat książki Franciszka M. Piątkowskiego „Obrońcy”. Przyznam, iż czekałem z niecierpliwością  na czwartą już książkę o przygodach Marka Lichockiego. Jest to moje czwarte i na pewno nie ostatnie spotkanie z twórczością lubelskiego pisarza rodzimowiercy. Praca została wydana w 2020 roku w formie Self-Publishingu, liczy 230 stron podzielonych na sześć rozdziałów, prolog i  epilog. Na końcu znajduje się użyteczny kilkustronicowy słowniczek wyjaśniający najważniejsze terminy związane ze stworami, krainami i słowiańskimi bogami. Warto również zaznaczyć, iż dzieło stanowi kontynuację książek „Powiernik” i „Widzący” oraz nawiązuje do zbioru opowiadań „Bogowie i Stwory”.
Franciszek M. Piątkowski, Powiernik, Recenzja







Franciszek M. Piątkowski, Widzący, Recenzja













Franciszek M. Piątkowski, Bogowie i Stwory, Recenzja







Fabuła książki

Dzieło zaczyna się mocnym akcentem, jak film w reżyserii Alfreda Hitchcock’a, w postaci napaści zbuntowanego słowiańskiego boga Trojana na kilka gospodarstw wiejskich w miejscowości Podebłocie. Wówczas to uśmierca on jej mieszkańców, a ich dusze przemienia w różnego rodzaju posłuszne mu stwory. Dalej jest już tylko lepiej. Główny bohater w obliczu kolejnej wojny z Trojanem, tym razem w świecie ludzi (Jawia), podejmuje się wytropienia wojowniczego boga i uwięzienia go w Pustce. Aby tego dokonać będzie musiał odnaleźć legendarny miecz oraz inne słowiańskie artefakty. Pomogą mu w tym nietypowi sojusznicy.

Nierzadko można spotkać się z sytuacją, gdy kontynuacje znanych i lubianych książek nie dorównują swym poprzedniczkom. Prawdziwą sztuką jest napisać kolejną książkę osadzoną w tym samym świecie, rozwijającą znany wątek, a która potrafiłaby zaskakiwać czytelnika po wielokroć. Książka „Obrońcy” na pewno jest tego rodzaju dziełem.

Elementów, za które warto wyróżnić  autora jak i jego dzieło, jest bardzo dużo. Na sam początek warto odnieść się do okładki, która jest bardzo klimatyczna, gdyż ukazuje naszego bohatera (jak zwykle odwróconego do nas plecami) podążającego ścieżką w stronę latarni morskiej, zaś po jego prawej stronie znajduje się posąg słowiańskiego bóstwa Świętowida. Akcja książki rzadko kiedy zwalnia chociażby odrobinę. Czytelnik podróżując wraz z Markiem od Pomorza Przedniego (Niemcy) po północne Mazowsze i Lubelszycznę przeżyje wiele przygód, pozna wiele stworów, legend i ciekawych miejsc. Książka pełna jest opisów bitew i pojedynków, które nie rzadko są brutalne i mogą wywołać gęsią skórkę, jednak autor wprowadził również dużo elementów humorystycznych. Jest wśród nich mój ulubiony fragment historii, mianowicie rozmowa między Markiem a dwoma wodnikami o nieprzeciętnej bystrości umysłu - Myślimirem i Miłomysłem (ss. 86-89). Na wyróżnienie zasługują również skrupulatnie dopracowane dialogi, które są najsilniejszą składową książki. Pozwalają one czytelnikowi wczuć się w klimat powieści.

Osobiście dużo przyjemności sprawiło mi czytanie rozdziałów, w których dużą rolę odgrywał mój ulubiony bohater całego uniwersum, mianowicie Domowik, który tym razem dał pokaz ukazania swych bojowych umiejętności. Warto również wspomnieć, iż autor w dowcipny sposób odniósł się w swojej książce do naszej aktualnej rzeczywistości, w tym do lockdown’u z okresu pierwszej połowy bieżącego roku.

Jedynym minusem, który zauważyłem jest niestety zbyt szybko pędząca akcja. Mimo, iż książka liczy ponad 200 stron historia w niej ukazana jest tak bogata, że mogłaby objąć moim zdaniem ponad 300 stron i w żaden sposób nie zwolniłaby tempa. Niestety w przypadku zakończenia miałem wrażenie, że wszystko rozgrywało się zbyt szybko.

Podsumowanie

Nie będę ukrywał, iż książka „Obrońcy” wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Z całą pewnością mogę ją polecić wszystkim fanom fantasy, jak i innych gatunków literackich. Ja zaś czekam z niecierpliwością na kolejny zbiór opowiadań poświęcony przygodom „Maruchy”. Wszystkich zainteresowanych twórczością Pana Franciszka Piątkowskiego zachęcam do odwiedzenia jego strony internetowej.

https://piatkowskiautor.pl/

 

 

Tullio Avoledo, Korzenie Niebios, Recenzja


Autor: Tullio Avoledo

Tytuł: Korzenie Niebios

Wydawnictwo: Insignis

Ilość Stron: 608

Rok Wydania: 2013

Ocena: 8/10

W ten piękny ostatni poniedziałek 2020 roku postanowiłem podzielić się przemyśleniami na temat książki „Korzenie Niebios” włoskiego pisarza Tullio Avolledo. Dzieło ukazało się drukiem w 2013 roku nakładem Wydawnictwa Insignis i liczy 608 stron podzielonych na 40 rozdziałów. Dość długo zwlekałem z sięgnięciem po tę pozycję, głównie za sprawą nieprzychylnych opinii jakie dotarły do mnie na jej temat. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna, tak iż „Korzenie Niebios” to w mojej ocenie jedna z bardziej udanych wydanych w Polsce książek z Uniwersum Metro 2033.

Fabuła książki

Akcja książki rozpoczyna się w Rzymie, a dokładnie w Katakumbach Świętego Kaliksta, gdzie po zrzuceniu bomb atomowych na wieczne miasto schroniły się niedobitki mieszkańców miasta i turystów, którzy wówczas mieli szczęście tam przebywać. Na czele wspólnoty stoi tzw. Rada Miejska, którą charakteryzuje ogromna korupcja i kardynał Albani będący najwyższym duchownym Kościoła. Zleca on księdzu Johnowi Danielsowi (Amerykaninowi) udział w misji, której celem ma być odnalezienie i sprowadzenie do Rzymu patriarchy Wenecji celem zwołania konklawe i wyboru nowego papieża. W drodze na Północ księdzu ma towarzyszyć oddział gwardii papieskiej. Bardzo szybko po opuszczeniu katakumb okazuje się, że świat poza nimi pełen jest tajemnic, spisków i przedziwnych mutantów, które próbują nawiązać kontakt z członkami ekspedycji…

Tullio Avolledo, Korzenie Niebios, Recenzja

Przeczytanie „Korzeni Niebios” dało mi możliwość spojrzenia na moje ulubione uniwersum w nieco inny sposób. W mało której opowieści można znaleźć tak barwne opisy i szczegóły post apokaliptycznego świata. Skuty lodem Rzym potrafił wywołać u mnie gęsią skórkę. Najbardziej zapadły mi w pamięci rozdziały opisujące życie mieszkańców stacji Aurelia oraz tajemnica skrywana tam od lat. Na wyróżnienie zasługują również znajdujące się na końcu książki klimatyczne i starannie wykonane grafiki wykonane przez Aleksandra Kulikowa.  Najsłabszym elementem moim zdaniem były opisy wizji jakie nawiedzały ojca Danielsa. Niepotrzebnie spowalniały one rozwój akcji i wprowadzały pewne nieścisłości.

Podsumowanie

Książka „Korzenie Niebios” moim zdaniem to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów Uniwersum Metro 2033, ale nie tylko. Myślę, że również fani horrorów znajdą w tej książce coś dla siebie. Osobiście polecam wszystkim lekturę.

 




 

Brandon Sanderson, Rytmatysta, recenzja


  Autor: Brandon Sanderson,

Tytuł: Rytmatysta

Wydawnictwo: MAG

Ilość Stron: 310

Rok Wydania: 2019

Ocena: 7/10

Koniec roku to czas rozliczeń i zamykania przeróżnych spraw. W wypadku mnie i mojego bloga to czas bym popełnił w końcu zaległe recenzje książek. Ostatnimi czasy mam więcej czasu i chęci na czytanie, niżeli na pisanie. Z uwagi na moje postanowienie dziś podzielę się opinią na temat książki amerykańskiego pisarza Brandona Sandersona. Należy on do czołówki moich ulubionych twórców, chętnie kupuję i czytam jego książki, głównie za sprawą znakomicie budowanej narracji i fabuły. Kolejnym jego dziełem, które postanowiłem zrecenzować jest „Rytmatysta”. Książka ukazała się drukiem w 2019 roku nakładem Wydawnictwa MAG, liczy 310 stron podzielonych pomiędzy 25 rozdziałów.

 

Fabuła książki.

Brandon Sanderson w swej książce zabiera czytelników do oryginalnego baśniowego świata, w którym naturalną rzeczą jest magia – nazywana tam rytmatyką –  oraz odwieczna walka dobra ze złem, która rozgrywa się na wyspie Nebrask. Głównymi bohaterami dzieła są nastoletni Joel i jego rówieśniczka Melody. Oboje uczą się w Akademii Armedius, gdzie przygotowują się do wejścia w dorosłość. Joel syn wytwórcy kredy zafascynowany jest rytmatyką, zna wszelkie jej tajniki, jednak ze względu na bark umiejętności tworzenia magicznych linii i potworów zwanych kredowcami nigdy nie stanie się rytmatystą choć bardzo tego pragnie. Jego przyjaciółka Melody pochodzi z zamożnej rodziny, dla której liczy się kariera jej członków. Dziewczyna wolałaby wieść normalne życie, wolne od oczekiwań jej rodziny, mimo to ze względu na talent rytmatyczny jej życie wydaje się z góry określone. Drogi obydwojga bohaterów splatają się ze sobą bardzo mocno, gdy pewnego dnia w Akademii pojawi się nowy profesor Nalizar, a w okolicy pojawia się potwór, który zaczyna porywać uczniów z akademii…

Książka „Rytmatysta” to zdecydowanie powieść fantasy dla dzieci i młodzieży.  Napisana jest w sposób przystępny dla młodego czytelnika, rozpoczynającego swoją przygodę z tego rodzaju literaturą. Niewątpliwym atutem książki jest oryginalny świat, w którym osadzona jest historia oraz atrakcyjna nieco mroczna okładka zaprojektowana przez Dominika Brońka. Również bohaterowie książki to wyjątkowo pozytywne postaci, które nie trudno polubić.

Brandon Sandersom, Rytmatysta, recenzja

Wśród minusów wskazałbym przede wszystkim niedopracowany i przewidywalny wątek kryminalny, stanowiący jeden z fundamentów historii. Ponadto czytając „Rytmatystę” miałem poczucie płytkości i niedopracowania całej historii. Dotychczas czytając powieści Sandersona, autor za każdym razem potrafił zaskoczyć mnie licznymi zwrotami akcji, które wywracały wszelkie przewidywania i pomysły na rozwój wypadków w jego książkach. Niestety w „Rytmatyście” fabuła jest liniowa i w gruncie rzeczy przewidywalna.  Również wątek sztuki rytmatycznej i tworzenia kredowców wydaje się niedopracowany, gdyż mimo przeczytania książki od deski do deski pozostaje wciąż mało zrozumiały.

 

Podsumowanie

Mimo pewnych uwag uważam, iż książka Brandona SandersonaRytmatysta” to udana powieść fantasy przeznaczona głównie dla młodszych czytelników, choć również bardziej zaznajomieni z gatunkiem czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Oczywiście polecam.  


Artur Urbanowicz, Gałęziste, recenzja


 Autor: Artur Urbanowicz,

Tytuł: Gałęziste

Wydawnictwo: Vesper

Ilość Stron: 458

Rok Wydania: 2019

Ocena: 9/10

Od pewnego czasu planowałem przygotować recenzję książki, którą przeczytałem w listopadzie. Jednak ze względu na pracę nie byłem w stanie zebrać się w sobie i napisać ów tekst. Po drodze zdarzyło mi się również przeczytać "Folk" autorstwa Tomasza Czarnego i Łukasza Piotrowskiego, co dodatkowo zajęło moją uwagę na długi czas. Wracając jednak do rzeczy, na pewno są osoby którym obiło się o uszy nazwisko Artura Urbanowicza, wschodzącej gwiazdy polskiego horroru zamieszkałego na Suwalszczyźnie. Ostatnimi czasy słyszałem i czytałem dużo pozytywnych opinii na temat jego twórczości, co zaowocowało zakupem dwóch jego książek. Do chwili obecnej do księgarń trafiły następujące książki autora: Inkub, Paradoks, Grzesznik i Gałęziste. Osobiście miałem przyjemność przeczytać ostatnią z wymienionych pozycji i opinią na jej temat chciałbym się teraz z Wami podzielić.

Tomasz Czarny, Marcin Piotrowski, Folk, recenzja

Fabuła Książki

Bohaterami dzieła jest para studentów Tomek i Karolina, którzy decydują się na wyjazd na Suwalszczyznę, aby tam zwiedzać lokalne zabytki, podziwiać krajobrazy i zastanowić się nad ich wspólną przyszłością. Związek ten przeżywa od pewnego czasu kryzys, którego powodem jest zachowywanie czystości przedmałżeńskiej przez Karolinę i jej matkowanie w stosunku do swego chłopaka. Już w trakcie podróży z Warszawy do Suwałk Tomek dostaje ataku cukrzycowego, co niemal doprowadza do wypadku samochodowego. Niedługo potem okazuje się, że wynajęta przez parę kwatera jest zamknięta, gdyż właściciele wyjechali zapominając o swych gościach. Ostatecznie „po znajomości” trafiają do miejscowości Białodęby – maleńkiej wsi położonej w głębi ogromnego lasu, który widzi, słyszy i nienawidzi - gdzie czeka ich prawdziwy koszmar…

Książka „Gałęziste” w wielu aspektach zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Już na pierwszy rzut oka na wyróżnienie zasługuje przepiękna okładka (autorstwa Dawida Boldysa) dająca jednoznacznie do zrozumienia, że mamy do czynienia z powieścią grozy. Również ilustracje (autorstwa Michała Loranca) znajdujące się w jej wnętrzu przykuwają wzrok i stanowią istną ucztę wyobraźni. Osobiście najbardziej przyciągnął moją uwagę opis i rola lasu w opowieści. Przepadam za spacerowaniem po lesie, zbieraniem grzybów, nigdy nie miałem problemów z orientacją w takim miejscu, jednak czytając historię Karoliny, Tomka i Anny nabrałem nieco większego szacunku do tego rodzaju miejsc. Niewątpliwie każdy z czytających zwróci uwagę na fakt, iż Artur Urbanowicz zarezerwował w swym dziele sporo miejsca na opisy przyrody, zabytków oraz kuchni regionalnej. Tego rodzaju lokalny patriotyzm zasługuje na wyróżnienie.


Niestety powieść nie spełniła w stu procentach moich oczekiwań. Największym minusem byli dla mnie główni bohaterowie Tomek i Karolina. Ich zachowania, postrzeganie świata, a przede wszystkim dialogi były sztuczne. W gruncie rzeczy przypominali mi dwójkę kiepskich aktorów, starających się udawać postać, której nie czuli. Karolina to zapatrzona w chłopaka dziewczyna, wbrew zdrowemu rozsądkowi ratująca go z każdych tarapatów, w tym od śmierci, która codziennie wyciąga po niego łapska. Tomek to typowy półgłówek z siłowni (jak on się dostał w ogóle na studia?), przyznający się przed sobą do tego, że zdradzał swoją dziewczynę. Typowy przemądrzały ignorant, który nie wyciąga wniosków ze swoich błędów. Niestety książka nie jest wolna od nieścisłości, które czytelnik dostrzec może dopiero po przeczytaniu całości. Mimo, że historia bardzo mi się podobała, akcja rozwinęła się na dobrą sprawę od rozdziału dwunastego. W mojej opinii zdecydowanie zbyt późno.




Podsumowanie

Książka Artura Urbanowicza „Gałęziste” to ciekawa, wciągająca opowieść o dwójce zagubionych dwudziestolatków, którzy w poszukiwaniu odpoczynku pakują się w sam środek koszmaru. Na karcie tej powieści znajdziecie nie tylko grozę i tajemniczy las, ale również sięgającą setek lat wstecz intrygę, pogańskie wierzenia, odnośniki do czarów i słowiańskiej mitologii. Osobiście polecam Wam sięgniecie po „Gałęziste”, szczególnie w okresie zimy, abyście mogli przygotować się  na to, co może przynieść las w czasie wiosennych spacerów.



 



Tomasz Czarny, Marcin Piotrowski, Folk, recenzja

 

Autor: Tomasz Czarny i Marcin Piotrowski
Tytuł: Folk
Wydawnictwo: Dom Horroru
Ilość Stron: 154
Rok Wydania: 2018
Ocena: - 9/10

W ciągu ostatnich kilku tygodni miałem okazję przeczytać książkę „Folk” autorstwa Tomasza Czarnego i Marcina Piotrowskiego. Przyznam szczerze, że zapadła mi bardzo mocno w pamięć. Przez ten czas nie mogłem zebrać się w sobie aby podzielić się moją opinią na jej temat. Na początek warto zaznaczyć, iż należy ona do gatunku horroru ekstremalnego i przeznczona jest dla czytelników, którzy ukończyli 18 lat. Wydana została w 2018 roku przez Wydawnictwo Dom Horroru i liczy 154 strony. Całość została podzielona na dwie części, pierwsza zatytułowana „Jowita” liczy 58 stron, druga zaś nosząca dumny tytuł „Witajcie w nędzy” obejmuje 96 stron wraz z notkami od autorów.

Myślę, że dla fanów polskiego horroru nazwiska Tomasza Czarnego i Marcina Piotrowskiego nie są obce. Pisarze zdążyli zapisać się w pamięci polskich czytelników jako autorzy antologii polskich horrorów, czy też takich dzieł, jak: „Leśne ostępy” czy też „Do piekła i z powrotem”. Wszystkich zainteresowanych bliższym zaznajomieniem z ich twórczością odsyłam do notek biograficznych autorów na końcu książki.

Zadając sobie pytanie, co takiego pchnęło mnie do sięgnięcia po tę książkę? Na pewno były to bardzo pozytywne opinie na jej temat zamieszczane na Facebook, Instagramie i YouTube. Jedna ze znanych polskich blogerek OliWolumin w swojej recenzji przekonała mnie do zakupu tej pozycji. Sięgniecie po „Folk” było moim drugim spotkaniem z horrorem ekstremalnym, wcześniej miałem okazję czytać „Królestwo Gore” autorstwa Łukasza Radeckiego. Zawarte w zbiorze opowiadania wprowadziły mnie do świata horroru ekstremalnego, jednak to co przeżyłem czytając twórczość panów Czarnego i Piotrowskiego przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

Fabuła książki

W pierwszych rozdziałach książki autorzy przedstawiają czytelnikowi Jowitę, młodą pracownicę supermarketu, która jest narkomanką. Dziewczyna tkwi bardzo mocno w szponach nałogu, o czym świadczą wspomnienia, do których wraca w trakcie całej historii. W skrócie nałóg odebrał jej rozum i doprowadził niemal na samo dno. Maciek chłopak Jowity próbuje jej pomóc wyjść na prostą, dlatego też zabiera ją do małej chatki w lesie z dala od cywilizacji aby ta na łonie natury odzyskała równowagę psychiczną. Nie będzie to łatwe, gdyż okoliczne lasy zamieszkałe są przez rodzinę kanibali-mutantów, którzy czerpią rozrywkę z polowania i zniewalania ludzi…

Największym atutem powieści moim zdaniem jest odwaga autorów, którzy tworząc tę makabryczną opowieść nie bali się przekroczyć granic, nie wiem czy istnieje jakakolwiek granica której nie są oni w stanie pokonać by dostarczyć czytelnikowi niezapomnianych wrażeń. Druga część książki przepełniona jest krwią, brutalnością, wymyślnymi scenami tortur i gwałtów oraz wynaturzonych żartów autorstwa braci Poldka i Tadka. W sumie jest to tak straszne, iż mimo że kilkakrotnie chciałem przerwać jej czytanie z zawziętości postanowiłem przeczytać ją od deski do deski.

To co mi najbardziej się nie podobało to pewne wątki w fabule, które autorzy nie zdecydowali się rozwinąć, jak chociażby co wpadło do ogniska przed chatką, kim był mężczyzna polujący na kanibali oraz kim był ekspedient ze sklepu i czy miał coś wspólnego z rodziną mutantów.

Podsumowanie

Na zakończenie podzielę się z Wami kilkoma refleksjami. Po pierwsze myślę, że tworząc „Folk” autorzy inspirowali się takimi filmami jak, Teksańska masakra piłą mechaniczną, Dom tysiąca trupów, Droga bez powrotu, czy Wzgórza mają oczy. Po drugie wrażenie jakie zostawił na mnie „Folk” jest na tyle duże, że zawiesiłem na pewien czas czytanie horrorów (mam jeszcze tylko zaległą recenzję „Gałęziste”). Po trzecie chcąc uporządkować umysł, kolejną książkę jaką wybrałem do czytania była młodzieżowa fantastyka - „Rytmatysta” Brandona Sandersona. „Folk” to mocna rzecz dla wąskiego i bardzo specyficznego grona odbiorców, horror ekstremalny w najpełniejszej krasie. Takie książki jak ta pamięta się nawet po latach.


 

 

Robert Bloch, Psychoza, recenzja

 


 Autor: Robert Bloch

Tytuł: Psychoza

Wydawnictwo: Vesper

Ilość Stron: 221

Rok Wydania: 2019

Ocena: 8/10

Witam serdecznie. Postanowiłem poświęcić trochę swojego czasu aby przygotować recenzję książki Roberta Blocha "Psychoza" (1959). Tytuł ten znany jest większości czytelników oraz fanom kina. W przypadku tych drugich przyczynił się do tego film "Psychoza" (1960) w reżyserii Alfreda Hitchcocka, który przeszedł do klasyki kina. Egzemplarz książki, z której korzystałem ukazał się drukiem w 2019 roku nakładem Wydawnictwa Vesper. Dzieło liczy 221 stron, zostało podzielone na siedemnaście rozdziałów oraz bogate i rozbudowane posłowie autorstwa Wiesława Kota. Zawiera ono szereg informacji dotyczących zarówno samej książki, jak i jej ekranizacji oraz co najważniejsze miejsca "Psychozy" we współczesnej popkulturze.

Psychoza, film w reżyserii Alfreda Hitchcocka

Fabuła książki

Wśród atutów książki na pierwszym miejscu wskazałbym jej szatę graficzną, dominujące na okładce kolory czarny i brązowy wraz z wkomponowanym w nie obrazem starego drewnianego budynku zachwyca oko i przekonuje do zakupu dzieła. Akcja powieści osadzona jest w drugiej połowie lat pięćdziesiątych we wschodniej części Stanów Zjednoczonych.

Motywem wyjściowym książki jest morderstwo popełnione w małym hotelu prowadzonym przez nieco zdziwaczałego Normana oraz jego sędziwą matkę. Chcąc uniknąć więzienia mężczyzna postanawia ukryć ciało zmarłej. Niebawem w hotelu pojawia się prywatny detektyw Arbogast poszukujący dziewczyny, a później jej siostra i narzeczony. Wszyscy oni zaczynają podejrzewać iż Norman coś urywa...

Robert Bloch, Psychoza, recenzja

Historia prowadzona jest w dość szybkim tempie, brak tu nudnych nie wnoszących niczego do historii opisów, czy postaci. Czytając ją nie miałem poczucia znużenia, dlatego też pochłonąłem ją w jeden dzień. Na uznanie zasługuje również kreacja głównego bohatera Normana, człowieka co prawda brutalnego i opętanego szaleństwem, jednak w pewnym stopniu wzbudzającego współczucie. Najbardziej ujęły mnie fragmenty ukazujące myśli Normana w czasie popełnianych przez niego zbrodni.

Muszę jednak stwierdzić, iż "Psychozy" nie odbieram jako horroru. W moim odczuciu jest to świetny thriller tudzież dreszczowiec z elementami grozy. Niestety w trakcie jej czytania nie miałem przyjemności poczuć strach na plecach. Najbardziej irytującą postacią w książce była dla mnie Lila Crane, postać mimo że dorosła charakteryzująca się niebywałą dziecinnością w swym zachowaniu. Przypominało mi ono stereotypowe zachowanie Amerykanek w horrorach klasy B w rodzaju "Droga bez powrotu" lub "Oszukać przeznaczenie". Również zakończenie nieco mnie zawiodło. Oczekiwałem, iż będzie ono bardziej rozbudowane, a przez to napięcie wzrośnie jeszcze bardziej.

Podsumowanie

Książka "Psychoza" autorstwa Roberta Blocha z jednej strony zachwyciła mnie swoją lekkością, szybkością rozwoju wypadków i ciekawą historią, z drugiej jednak strony zabrakło mi w niej mrocznego klimatu, który mógłby przyprawić mnie o szybsze bicie serca. Mimo to chciałbym polecić wszystkim fanom literatury grozy i horrorów sięgnięcie po tę pozycję bo naprawdę warto.


Christina Henry, Alicja, recenzja

 


Autor: Christina Henry,

Tytuł: Alicja

Cykl: Kroniki Alicji

Wydawnictwo: Vesper

Ilość Stron: 312

Rok Wydania: 2020

Ocena: 8/10

 

W związku, iż mamy dziś niedzielę, jest piękna pogoda i ze względu na obostrzenia nie można wybrać się na cmentarze postanowiłem dziś podzielić się moją opinią na temat ostatniego nabytku z Wydawnictwa Vesper. Mowa tu o książce Alicja autorstwa amerykańskiej pisarki Christiny Henry. Jest to pierwszy tom cyklu Kroniki Alicji. Dzieło ukazało się w Polsce w 2020 roku i liczy 312 stron.

Na wstępnie warto odnieść się do tytułu i okładki książki, które nawiązują do znanej XIX wiecznej bajki Charlesa Lutwidge‘a Dodgson‘a Alicja w krainie czarów. Wizja Christiny Henry na temat przygód tytułowej Alicji jest z goła inna niżeli ta ukazana ponad wiek temu.

 

Fabuła książki

Historię rozpoczynamy w zamkniętym zakładzie dla obłąkanych, w Starym Mieście. Wśród szarych zimnych ścian w niewielkiej celi od dziesięciu lat życie wiedzie Alicja. Dziewczyna trafiła tam niedługo po tym jak znaleziono ją w nocy na ulicy w podartej sukience, zakrwawioną i z okropną blizną na twarzy. Bohaterka nie jest w stanie wyjaśnić, gdzie była, co się jej stało. Opowiada tylko niestworzone historie o „Króliku“, który ją uwięził i zrobił jej krzywdę. Mieszkając w zakładzie poznaje mężczyznę o imieniu Topornik, który mieszka w sąsiedniej celi, znajduje się w zakładzie ze względu na zamordowanie pięciu osób. Dziewczyna i chłopak porozumiewają się dzięki dziurze między ścianami, którą wydrążyły myszy. Latami dzielą się swoimi wspomnieniami i snują marzenia o ucieczce z tego miejsca. Wszystko ulega nieoczekiwanej zmianie, gdy w szpitalu wybucha pożar, a Alicja i Topornik ryzykując życie uciekają z niego. Wraz z nimi na wolność wydostaje się monstrum, które uporczywie ściga bohaterów...

Stworzona przez Christinę Henry wizja Alicji, jako na wpół szalonej dziewczyny przemierzającej przestępczy świat Starego Miasta, walczącej z zamieszkującymi go bandziorami i wszechobecne niebezpieczeństwo znakomicie działają na wyobraźnię. Przyznam, że ta wersja bohaterki przypadła mi do gustu. Sama historia napisana jest w sposób lekki, nienużący. Wraz z dalszymi przygodami poznajemy kolejne elementy łamigłówki wyjaśniające co takiego przeżyła Alicja dziesięć lat temu i skąd wzięła się na jej twarzy paskudna krwawa blizna.

Christina Henry, Alicja, recenzja

Warto również podkreślić, iż wydanie przygotowane przez Wydawnictwo Vesper jest bardzo atrakcyjne, a dominująca czerwień znakomicie oddaje charakter ukazanej na kartach historii. Jedynym minusem jest fakt, iż Alicja moim zdaniem nie jest horrorem lecz książką z gatunku dark fantasy - pełna magii, mówiącym ludzkim głosem zwierząt i czarodziejów. Próżno szukać w niej opisów grozy wywołujących ciarki na plecach, co prawda trup ścieli się gęsto jednak flaki nie fruwają wokół. Rozpoczynając lekturę oczekiwałem 100% horror, a nawet gore. Podobnie zawiodłem się jak w przypadku zakończenia, które jest mało oryginalne i w skrócie można je określić jako typowy happy end. Nie oznacza to jednak, że książka zawiodła moje oczekiwania. Była to porcja bardzo dobrej rozrywki skonsumowanej w jeden weekend.

 

Podsumowanie

Na koniec chciałbym polecić wszystkim fanom fantasy sięgnięcie po tę książkę. Myślę, że wielu fanom pięknych wydań od Wydawnictwa Vesper na pewno przypadnie ona do gustu i umili Wam jesienno-zimowe wieczory.

 

Harry Harrison, Przestrzeni! Przestrzeni!, recenzja


Autor: Harry Harrison,

Tytuł: Przestrzeni! Przestrzeni!

Cykl: Wehikuł Czasu

Wydawnictwo: Rebis

Ilość Stron: 281

Rok Wydania: 2019

Ocena: 10/10

 

W drugiej połowie października chciałbym podzielić się z Wami moją opinią na temat książki Przestrzeni! Przestrzeni! autorstwa amerykańskiego pisarza Harrego Harrisona. Jest kolejna książka z cyklu Wehikuł Czasu, ukazującego się dzięki Domowi Wydawniczemu Rebis. Dzieło należy do klasyki literatury science-fiction i ukazało się po raz pierwszy drukiem w 1966 roku. Egzemplarz, który znajduje się w moim posiadaniu pochodzi z 2019 roku. Harrison należy do najbardziej znanych pisarzy amerykańskich 2 połowy XX wieku. Wśród najbardziej znanych jego dzieł można wymienić cykle Planeta śmierci, Stalowy szczur oraz Eden. Sięgnięcie po Przestrzeni! Przestrzeni! było moim pierwszym spotkaniem z jego twórczością i muszę przyznać, że pozostawiło wiele pytań dotyczących wizji przyszłości ludzkości, ale nie tylko.

Fabuła książki

W swoim dziele Harry Harrison zabiera nas do Nowego Yorku do roku 1999 (z jego perspektywy jest to odległa przyszłość). Ukazane przez niego Stany Zjednoczone to przygnębiające miejsce pełne głodnych, zdesperowanych ludzi, szalejącej przestępczości i wszechobecnego braku wszystkiego. Zarówno w prologu jak i w kolejnych rozdziałach autor nie szczędzi wyjaśnień, jakie działania ludzkości doprowadziły do takiego stanu rzeczy. Wymienia tu: nadmierną eksploatację i wydobycie surowców, zatruwanie środowiska, zanieczyszczenie gleby oraz doprowadzenie do wymarcia większości gatunków zwierząt, a przede wszystkim skrajne przeludnienie świata. Historię upadającego świata poznajemy oczami czwórki bohaterów: samotnego nowojorskiego detektywa Andego Ruscha, młodego złodzieja Bullego Chunga, pięknej Shirl oraz emerytowanego żołnierza Sola. Ich drogi zostaną połączone w związku ze sprawą morderstwa dokonanego w pewnym luksusowym mieszkaniu...

Książka Przestrzeni! Przestrzeni! to najbardziej wyrazista powieść dystopijna jaką dotychczas czytałem. Cenię sobie tego rodzaju literaturę za sprawą pytań i wniosków jakie można wyciągnąć wczytując się w kolejne strony i rozdziały. Nie inaczej było z dziełem Harrisona. Ukazany w nim świat, a nie przeżycia bohaterów jest najważniejszym przekazem jaki pisarz chciał dać swoim czytelnikom, stanowi on również swoiste ostrzeżenie i zapowiedź tego co może się stać z naszym światem, gdy nie pohamujemy swojej zachłanności i wygodnictwa. Na uznanie zasługują również bohaterowie wykreowani przez pisarza, zarówno ci główni jak i ci epizodyczni - są oni bardzo realistyczni i przygnębieni, próżno szukać radości i śmiechu w ich życiu. Na uznanie zasługuje również elegancki, a zarazem lekki styl pisarski autora, pozwalający płynnie pokonywać kolejne rozdziały tej klasycznej powieści.

Harry Harrison, Przestrzeni! Przestrzeni!, recenzjaJedynym mankamentem książki jest dla mnie jej okładka. Sama w sobie bardzo atrakcyjna przykuwająca uwagę i wskazująca co takiego może wydarzyć się na kartach powieści. Fakt faktem ni jak ma się to do treści książki, co pozostawiło we mnie pewien niedosyt.

Podsumowanie

Książka Harrego Harrisona Przestrzeni! Przestrzeni! to jedna z bardziej udanych klasycznych powieści wydanych przez Dom Wydawniczy Rebis, jak chociażby Drzwi do lata, Hiob. Komedia Sprawiedliwości, Koniec dzieciństwa, Cieplarnia oraz Aleja Potępienia, które w ciągu ostatniego roku miałem okazję przeczytać. Myślę, że warto po nią sięgnąć, chociażby po to aby oderwać się od pięknych baśniowych historii pełnych miłości i happy endów i poznać mroczną wizję przyszłości gatunku ludzkiego.

Robert A. Heinlain, Drzwi do lata, recenzja

Robert A. Heinlain, Hiob. Komedia Sprawiedliwości, recenzja

Arthur C. Clark, Koniec Dzieciństwa, recenzja

Brian Aldiss, Cieplarnia, recenzja

 Roger Zelazny, Aleja Potępienia, recenzja

 

Sam Sykes, Siedem Czarnych Mieczy, recenzja

 


Autor: Sam Sykes,

Tytuł: Siedem Czarnych Mieczy

Cykl: Śmierć Imperiów (tom 1)

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Ilość Stron: 656

Rok Wydania: 2020

Ocena: 6/10

 

Dziś przyszła pora na podzielenie się opinią na temat książki Siedem Czarnych Mieczy, której autorem jest amerykański pisarz Sam Sykes, a właściwie Sam Watkins. Siedem Czarnych Meczy to pierwszy tom cyklu Śmierć Imperiów. Jest to również pierwsza książka autora, która ukazała się drukiem w Polsce dzięki Wydawnictwu Rebis. Dzieło liczy 656 stron i podzielone zostało na sześćdziesiąt dwa rozdziały.

Książka stanowi swoiste połączenie future fantasy, dark fantasy z westernem. Sykes w swym dziele ukazał czytelnikowi historię antybohaterki, łowczyni nagród - Sal Kakofonii, którą można scharakteryzować jako swoistego magicznego rewolwerowca, gdyż dysponuje ona niezwykłym artefaktem tj. rewolwerem w kształcie głowy smoka, który może wystrzeliwać magiczne pociski, ostrzegać swoją właścicielkę przed niebezpieczeństwami oraz komunikować się z nią w nie do końca wyjaśniony sposób. Pikanterii całej historii dodaje pojawiające się raz po raz wzmianki dotyczące tajemniczej umowy łączącej Sal z jej rewolwerem. Ten motyw podobał mi się najbardziej.

Fabuła Książki

Przygoda rozpoczyna się w sali przesłuchań w Strażnicy, gdzie główna Kakofonia jest przesłuchiwana przez gubernator-bojowniczkę Tretę Srogą, oficera Rewolucji Pięści i Ognia. Uwięziona kobieta snuje opowieść dotyczącą niezwykłych wydarzeń, w których brała udział, a jakie rozegrały się w Bliźnie w ciągu ostatnich tygodni. Szybko okazuje się, że Sal to dobrze naoliwiona maszyna do zabijania, zaprogramowana do wykonania ściśle określonej misji. Bohaterka zaślepiona nienawiścią i pragnieniem zemsty gotowa jest zabijać niewinnych ludzi, a nawet zburzyć istniejący świat.

Wśród atutów książki na pierwszym miejscu wymieniłbym ciekawie skonstruowany świat, w którym toczy się wojna pomiędzy Imperium posiadającym na swych usługach magów a Rewolucją opierającą się na fanatycznych żołnierzach korzystających z najnowszych osiągnięć techniki. W tym uniwersum magowie chcąc korzystać ze swych mocy muszą czerpać moc od Lady Handel. Jest ona nieznanym bytem, który szczodrze dzieli się swą mocą odbierając w zamian magom coś cennego ilekroć chcą skorzystać z jej pomocy (np. zdolność odczuwania emocji, wzrok lub władzę w członkach). Na uwagę zasługują bohaterowie książki - Sal i Cavric. Różnią się oni od siebie w każdym elemencie. Kakofonia jest mściwa, pochopna w działaniu i rzadko stać ją na okazanie litości i współczucia słabszym. Cavric to idealista, który gotów jest nieść pomoc słabszym nie rzadko ryzykując przy tym życie. W książce można znaleźć liczne opisy batalii i pojedynków toczonych przez Sal z jej wrogami. Na mnie największe wrażenie zrobiła jej walka z Paladynem. Myślę, że to najlepszy moment jej opowieści.

Niestety Siedem Czarnych Mieczy nie jest powieścią wolną od niedociągnięć fabularnych i językowych. Uważny czytelnik szybko spostrzeże, iż przygody przeżywane przez Sal są delikatnie rzecz ujmując niedopracowane. Z trudem czytałem rozdział, w którym to dopiero co pozszywana i ledwo trzymająca się na nogach Kakofonia staje do pojedynku z potężnym magiem oblężniczym, którego można śmiało porównać do rozpędzonego czołgu. W takich momentach miałem wrażenie, że jedną ze skrywanych przez nią tajemnic jest fakt bycia nieśmiertelną. Bardzo dużym minusem są również dialogi zawarte w dziele, nigdy dotąd nie spotkałem się z tak ogromną ilością przekleństw i wulgaryzmów w książce. Być może miało to podkreślić wybuchowy charakter bohaterki, jednak mnie wręcz odpychało. Ze względu na sposób prowadzenia akcji i styl pisarski książkę czyta się dość wolno. Na zakończenie warto również poruszyć zawarty w historii motyw romantycznej miłości między Sal a Liette. Motyw miłości dwóch kobiet to rzadkość w literaturze fantasy, niestety nie został należycie poprowadzony w tej książce, a szkoda.

Na koniec porcja czarnego humoru - cytat z książki:

„No cóż, prawdą jest, że freemakerzy wynaleźli najbardziej niszczycielskie bronie bezpośrednio odpowiedzialne za rozlew milionów litrów krwi, która użyźniła ten zimny kraj i nakryła go dywanem zwłok, które nosi on jak opończę. Ale jest także prawdą, że jeden z nich wynalazł prysznic, więc to się w pewien sposób równoważy, nie?“ (Sam Sykes, Siedem Czarnych Mieczy, s. 84.)

PS. Czytając Siedem Czarnych Mieczy odnajdywałem sporo podobieństw do książki Christopcher‘a Ruocchio Imperium Ciszy. Chociażby fakt, iż historia snuta jest przez więźnia zamkniętego w celi.









Christopher Ruoccio, Imperium Ciszy, recenzja

Podsumowanie

Siedem Czarnych Mieczy to moje pierwsze spotkanie z twórczością Sam‘a Sykes‘a. Myślę, że gdy pojawi się w naszym kraju kolejna jego książka na pewno skuszę się i sięgnę po nią. Dlatego też chciałbym polecić wszystkim fanom fantasy sięgnięcie po tę pozycję i wyrobienie sobie własnego zdania na jej temat. Chciałbym również podziękować Wydawnictwu Rebis za egzemplarz recenzencki książki. 

 

 

 

 

 

Tomasz i Jakub Siwiec, Krwawy Połów, recenzja


Tytuł:  „Krwawy Połów

Autor:  Tomasz i Jakub Siwiec 

Wydawnictwo:  Horror Masakra, Phantom Books Horror

Ilość stron:  63 
Rok Wydania:  2019

Ocena:  10/10

Dziś przyszedł czas na przedstawienie kolejnej książki z gatunku horror. Tym razem będzie to „Krwawy Połów“ autorstwa Tomasza i Jakuba Siwca. Dzieło to liczy zaledwie 63 strony jednak pomimo swej niewielkiej objętości, bawiłem się przednio czytając tę krwawą historię. Warto nadmienić, iż „Krwawy Połów“ stanowił swoisty dodatek do książki „Muchy“, o której była ostatnio mowa.

Fabuła książki

Historia ukazana przez autorów nawiązuje do najlepszych schematów i motywów shlasherów lat 90.-tych. Czwórka przyjaciół: Krystian, Artur, Julka i Aneta wracają nocą z imprezy luksusowym samochodem. W pewnym momencie, pijany i naćpany Krystian postanawia zrobić coś co zapamięta do końca życia, mianowicie wpada na pomysł aby zamordować przypadkowego człowieka. Wybór pada na wędkującego bezdomnego mężczyznę. Nastolatek podstępnie zrzuca go w przepaść, na oczach przyjaciół, którzy nie robią nic aby go powstrzymać. Jednak taka zbrodnia nie uchodzi im płazem, gdyż ofiara powraca zza grobu aby wymierzyć karę mordercy i jego towarzyszom...

Polecam również książę "Muchy" autorstwa Tomasza Siwca. Link do recenzji znajduje się poniżej. 

Podsumowanie

Krwawy Połówto znakomita nowela Panów Tomasza i Jakuba Siwców. Żałuję, że obejmowała zaledwie kilkadziesiąt stron, gdyż ze względu na mroczny klimat, krwawe sceny i nieco czarnego humoru zapisała się bardzo pozytywnie w mojej pamięci. Ukazana w niej symbolika w postaci opuszczonej szopy, krwawej zemsty ducha ofiary, świadomość bohaterów będących kolejną ofiarą w kolejności przypominała mi filmy rodem z lat 80.-tych i 90.-tych, jakie w dzieciństwie oglądałem na kasetach VHS. Ni mniej ni więcej tylko chciałem polecić wszystkim fanom horroru sięgnięcie po książkę „Krwawy Połów“ oraz inne dzieła Tomasza i Jakuba Siwca.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tomasz Siwiec, Muchy, recenzja

 

     Tytuł:  „Muchy

Autor:  Tomasz Siwiec 

Wydawnictwo: Phantom Books Horror

Ilość stron:  161
Rok Wydania:  2019

Ocena:  10/10

Po dłuższej przerwie przyszedł czas na przedstawienie kolejnej opinii na temat książki z gatunku horror. Tym razem będzie to „Muchy“ autorstwa pisarza z Suchej Beskidzkiej Tomasza Siwca. Dzieło to liczy 161 stron i ukazało się w 2019 roku.

Fabuła książki

Autor w powieści postanawia zabrać czytelników do swej rodzinnej miejscowości, by ukazać co się może stać, gdy w pewnych niecodziennych okolicznościach związanych z likwidacją szpitala dochodzi do przerażającej mutacji zwykłych pospolitych much. Owe stworzenia na skutek kontaktu z przeterminowanymi lekami i odpadami po operacjach trafiają do zwykłego kontenera na śmieci, który staje się swoistym inkubatorem dla wyklucia się nowej śmiercionośnej odmiany much-morderców.

Niedługo po wydostaniu się na wolność owady, które wielkością dorównują dojrzałym śliwkom zaczynają atakować mieszkańców miasta. Problem staje się na tyle poważny, iż do walki z nim staje sam Minister Obrony - Antoni, który na skutek „objawień“, a może choroby psychicznej postanawia walczyć z zagrożeniem w niecodzienny sposób...

Przyznam szczerze, że nigdy dotąd nie miałem okazji czytać takiej książki, jak „Muchy“ Tomasza Siwca. Połączenie horroru ekstremalnego, z ogromną dawką czarnego humoru i satyrą w rodzaju „Ucho Prezesa“ czy „Dziennik Jacka Federowicza“ wypadło autorowi fantastycznie. W trakcie czytania książki na zmianę częstowany byłem opisami makabrycznych scen jakich sprawcami były muchy, by chwilę później uśmiechać się i kręcić z niedowierzania głową czytając o pomysłach Pana Antoniego. Również zakończenie historii zasługuje na uznanie, mimo iż jest możliwe do przewidzenia to napisane w sposób wyjątkowo humorystyczny i ciekawy. Warto również podkreślić, iż styl pisarski książki jest bardzo lekki, a pojawiające się w niej odnośniki do innych książek Phantom Books, sprawiły iż w niedługim czasie na pewno po nie sięgnę.

 Wśród innych książek Tomasza Siwca sięgnąłem ostatnio po "Krwawy Połów". Link do recenzji tej książki znajduje się poniżej.


Podsumowanie

„Muchy“ to bardzo ciekawa i wciągająca powieść o walce człowieka z naturą. Sięgnąłem po tę książkę za namową małopolskiej pisarki E.Raj i absolutnie zachwyciła mnie. Polecam serdecznie wszystkim fanom horrorów i czarnego humoru przeczytanie powieści „Muchy“ autorstwa Tomasza Siwca.

 


 

 


Janusz Zajdel, Limes Inferior, recenzja

 

Janusz Zajdel, Limes Inferior, recenzja

Tytuł:  „Limes Inferior

Autor:  Janusz Zajdel 

Wydawnictwo: SuperNOWA

Ilość stron:  284
Rok Wydania:  2004

Ocena:  7/10

Osoba Janusza Zajdla jest prawdopodobnie znana większości fanów polskiej fantastyki i science-fiction. Zasłynął on jako twórca nurtu fantastyki socjologicznej, na jego cześć nazwano Nagrodę Polskiego Fandomu wręczaną corocznie nagrodę dla najlepszych polskich pisarzy fantasy, zwaną potocznie Nagrodą Zajdla.

 


Fabuła książki

Na kartach książki „Limes Inferior“ Janusz Zajdel zabiera czytelników do fikcyjnej krainy szczęścia - Argolandu. Miejsce to gigantyczna wielomilionowa aglomeracja położona nad ogromnym jeziorem, gdzieś na kuli ziemskiej. Zamieszkują ją obywatele podzieleni zgodnie z panującym systemem na siedem kategorii od 0 do 6. Mieszkańcy miasta od najmłodszych lat uczeni są, iż o ich życiu decydują ich starania, pomysłowość i wiedza na podstawie, których maszyny poprzez specjalne testy określają kto otrzyma jaką kategorię. Osoby zaklasyfikowane do grupy szóstej to ignoranci, dla których wiedza i nauka to strata czasu, natomiast „zerowcy“ to geniusze, którzy kierują miastem oraz zarządzają wszelkimi przedsiębiorstwami i fundacjami. Jak nietrudno się domyślić, im obywatel ma niższy numer klasy tym możliwość zrobienia przez niego kariery wzrasta.

W świecie tym z założenia nie występuje ani głód ani bezdomność. Każdy z obywateli otrzymuje co miesiąc przydział punktów kodowanych na specjalnym osobistym kluczu, za które może wynająć sobie pokój, zakupić niezbędne rzeczy i jedzenie przy jednoczesnym braku konieczności podejmowania pracy. Przypomina to projekty dochodu gwarantowanego dla każdego mieszkańca. Jednak im wyższą klasę posiada obywatel tym otrzymuje więcej punktów, za które może kupić więcej produktów i lepszej jakości. W tym świecie praca jest przywilejem i dotyczy tylko ludzi z najwyższych klas.

Świat ten na pozór idealny boryka się z takimi samymi problemami jak współczesny. Na ulicach można spotkać prostytutki i oszustów, a wieczorami bandyci napadają na samotnie spacerujących przechodniów, zaś w szpitalach grasują złodzieje. W takim właśnie miejscu czytelnik poznaje historię Sneera i Prona dwóch „lifciarzy“, którzy zajmują się nielegalnym biznesem, jakim jest oszukiwanie na testach przeprowadzanych przez maszyny, co pozwala ich klientom przeskakiwać szybko z poziomu np. 3 na 2. Ten nielegalny proceder doprowadza do odkrycia ich działalności przez służby wywiadowcze Argolandu.

„Co za kretyński paradoks! – zastanawiał się - jeśli urodziłeś się za mądry albo chciało ci się doskonalić twój umysł, musisz tyrać jak głupi osioł, inaczej zablokują ci Klucz i figę z makiem dostaniesz. Ale wystarczy, żebyś był głupi albo udawał głupiego i już cię społeczeństwo bierze na utrzymanie. A jeśli jeszcze do tego kombinujesz coś nielegalnego to żyjesz sobie wesoło i bez kłopotów...“1

Książka „Limes Inferior“ to bardzo ciekawa i oryginalna wizja antyutopii. Ukazany przez Janusza Zajdla świat na początku urzekł mnie swym kultem wiedzy i ciągłego jej pogłębiania celem zdobycia coraz większej ilości punktów i w konsekwencji warunków życia. Jednak wraz z rozwojem fabuły zacząłem dostrzegać rysy na tym idealnym projekcie, co poskutkowało zwątpieniem w realność stworzenia takiego świata.

Niestety dzieło nie należy do lekkich w odbiorze, przede wszystkim styl pisarski autora i niezwykle długie opisy wydarzeń i miejsc potrafią męczyć. Akcja przez większość powieści rozwija się bardzo wolno i poza kilkoma momentami miałem wrażenie, że od kilkudziesięciu strony drepczę w miejscu. Najsłabszym elementem książki jest jej zakończenie. Miałem wrażenie, że autorowi zabrakło pomysłu jak zakończyć tę historię, dlatego odwlekał finałową scenę bardzo długo.

Podsumowanie

Mimo sporych braków „Limes Inferior“ to ciekawa powieść z inteligentnie skonstruowanym światem. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Janusza Zajdla, ale myślę że nie ostatnie. Ze swojej strony zachęcam wszystkich fanów fantasy i science-fiction do sięgnięcia po tę książkę i wyrobienia sobie własnego zdania na jej temat.

 

 

 


1  J. Zajdel, Limes inferior, Warszawa 2004, s. 127.

Mateusz Dziadkowiec, Podmuch, recenzja

 

Tytuł: „Podmuch

Autor: Mateusz Dziadkowiec 

Wydawnictwo: Poligraf

Ilość stron: 219 
Rok Wydania: 2018

Ocena: 7/10

Witajcie w ten słoneczny wrześniowy poranek. Dziś postanowiłem podzielić się z Wami moją opinią na temat książki „Podmuch“ autorstwa pisarza z Białego Dunajca Mateusza Dziadkowca. Powieść należy do gatunku fantasy i na pewno przypadnie do gustu dzieciom i młodzieży.

 Wywiad z Mateuszem Dziadkowcem w Tygodniku Podchalańskim

Fabuła książki

W swoim dziele Mateusz Dziadkowiec postanowił ukazać historię stworzenia świata i pojawienia się pierwszych ludzi. Odwołując się przy tym do lokalnych legend nawiązujących do powstania Podhala i tajemnicy Giewontu. W pierwszych rozdziałach „Podmuchu“ dowiadujemy się w jakich okolicznościach Bóg stworzył świat i ludzi oraz komu oni zawdzięczają powstanie pierwszych osad i rozwój techniki. Trudno jest wskazać w książce jednego lub kilku głównych bohaterów. Akcję obserwujemy początkowo z punktu widzenia dzieci Jakuba i Anny, by następnie śledzić ją za pośrednictwem aniołów i mieszkańców piekła. Głównym wątkiem opowieści jest walka między sługami dobra oraz mieszkańcami piekła, o to kto będzie rządził na ziemi oraz zdobędzie władzę w niebiosach.

Jak wspomniałem wyżej „Podmuch“ skierowany jest głównie do dzieci i młodzieży. Ze względu na lekki styl, dużo dialogów i szybko rozwijającą się akcję książkę czyta się jednym tchem. Na uznanie zasługuje wplecenie w fabułę dzieła postaci i symboliki znanej z biblii, mitologii greckiej i słowiańskiej. Moim ulubionym fragmentem książki był rozdział „Podziemia“ ukazujący budowę kolejnych kręgów piekła i przygotowania Szatana do inwazji na ziemię. Na uznanie zasługują również opisy bitew jakie autor przedstawił w swoim dziele. Również klimatyczna okładka książki autorstwa Izabeli Surdykowskiej-Jurek zasługuje na uznanie. Ukazane na niej połączenie czerni, zieleni i żółtego przykuwa wzrok.

Mimo, że „Podmuch“ to bardzo lekka i ciekawa lektura nie jest wolna od mankamentów. Mnie najbardziej irytowały dialogi pomiędzy poszczególnymi bohaterami, które moim zdaniem nijak miały się do sytuacji zagrożenia ukazanej w książce. Przykładem jest sytuacja powrotu ojca z wyprawy, który zamiast czym prędzej przekazać wieści mieszkańcom daje się przekonać żonie by najpierw zjeść obiad i odpocząć, a dopiero potem zameldować o tym czego się dowiedział. W książce zabrakło mi również rozwiniętego wątku powstania ludzkości, zrzucenia zbuntowanych aniołów do piekła. Niestety zostało to omówione przez autora dość lakonicznie.

Podsumowanie

Nie mniej jednak książka Mateusza DziadkowcaPodmuch“ to ciekawa lektura, dająca możliwość spędzenia miło czasu w pochmurne wieczory. Myślę, że takie pozycje mogłyby przekonać dzieci i młodzież do częstszego sięgania po książki, a przez to do rozwoju czytelnictwa. Dlatego też polecam wszystkim sięgnięcie po książkę „Podmuch“ autorstwa Mateusza Dziadkowca, a ja sam czekam z niecierpliwością na kolejne jego książki.

 

Brandon Sanderson, Bohater Wieków, recenzja

 

Brandon Sanderson, Bohater Wieków

Tytuł: „Bohater Wieków
Autor: Brandon Sanderson 
Wydawnictwo: MAG
Ilość stron: 784 
Rok Wydania: 2011
Ocena: 9/10

Witajcie serdecznie.
W ten czwartkowy poranek postanowiłem podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami na temat książki "
Bohater Wieków" autorstwa Brandona Sandersona. Jest to trzeci tom cyklu "Ostatnie Imperium". Jest to kontynuacja książek "Z mgły zrodzony" i "Studnia Wstąpienia", które miałem przyjemność wcześniej zrecenzować.
Brandon Sanderson, Z mgły zrodzony

Brandon Sanderson, Z mgły zrodzony
Brandon Sanderson, Bohater Wieków
Brandon Sanderson, Studnia Wstąpienia


Fabuła książki

Również w tej książce podobnie jak w poprzednich śledzimy losy allomantów Vin i Elenda, którzy na przekór wszystkiemu starają się zaprowadzić porządek w Ostatnim Imperium. Niestety, sytuacja w cesarstwie z każdym dniem pogarsza się, wydaje się że zagłada świata jest coraz bliższa. Dnie za sprawą mgieł stają się coraz krótsze, a to w konsekwencji zabija rośliny i zwierzęta, klęska głodu wydaje się bardzo realna. Bohaterowie szukają ratunku w tajemniczych magazynach pozostawionych przez ostatniego imperatora, które mają skrywać specjalne zapasy i być może odpowiedź, jak powstrzymać katastrofę. Jednak uwolnione przez Vin przy studni wstąpienia Zniszczenie stara się wszelkimi sposobami powstrzymać bohaterów w ich działaniach siejąc niezgodę śród ludzi i wykorzystując inkwizytorów i kolosy do mordowania ludzi.

Nie po raz pierwszy książka Brandona Sandersona wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. "Bohater Wieków" to idealne zakończenie trzytomowej historii walki Vin i Elenda z okrutnym światem ukształtowanym zgodnie z wolą ostatniego imperatora. Wśród atutów książki wymieniłbym bezwzględnie trzy elementy. Po pierwsze w tej części Brandon Sanderson diametralnie zmienił charakter i motywy działania głównego bohatera cesarza Elenda, którego postać ulegała systematycznej przemianie od czasów, gdy go poznaliśmy. Najpierw obserwowaliśmy go jako młodego uczonego, idealistę, filozofa, następnie w "Studni Wstąpienia" stał się królem demokratą, zaś w ostatniej części autor uczył go surowym bezwzględnym generałem-wojownikiem. Po drugie na duże uznanie zasługuje rozwinięcie i zakończenie przez autora motywów kandra, inkwizytorów i kolosów. W tej części możemy poznać ich historie i okrutną prawdę o ich powstaniu wraz z opisem świata w jakim przyszło im żyć. Na wyróżnienie zasługuje również szeroko pojęte zakończenie, które dało odpowiedź na większość pytań, pozostawiając jednocześnie u czytelnika potrzebę poznania dalszych losów Ostatniego Imperium.

Jak można zauważyć, książka liczy niemal 800 stron. Często, gdy widzimy dzieła tej grubości, instynktownie wzdrygamy się przed sięgnięciem po nie. Wielokrotnie mówiono i pisano o tym, iż nic tak nie odbiera przyjemności z czytania, jak mozolne czytanie nudnej i przewidywalnej książki liczącej kilkaset stron. W przypadku "Bohatera Wieków" ten problem nie występuje. Mimo że autor dużo miejsca poświęcił opisom krain i nadprzyrodzonych zjawisk towarzyszących bohaterom oraz ich własnym przemyśleniom i uczuciom to język, jakim się posługuje i styl pisarski sprawia, że czytelnik sprawnie pokonuje kolejne rozdziały.

Podsumowanie

Jestem pod ogromnym wrażeniem książki, stąd trudno jest mi ją skrytykować za cokolwiek. Porównując jednak wszystkie trzy książki, muszę stwierdzić, iż z perspektywy czasu najbardziej podobała mi się część druga "Studnia Wstąpienia".

Na zakończenie chciałbym polecić wszystkim fanom fantasy sięgnięcie nie tylko po książki Brandona Sandersona, ale również po naszą rodzimą fantastykę, na pewno się nie zawiedziecie.