Piątkowski, Widzący, recenzja





Nieco ponad miesiąc temu miałem przyjemność przeczytać książkę Franciszka M. Piątkowskiego Powiernik. Zrobiła ona na mnie bardzo dobre wrażenie, czego wyraz dałem w swojej recenzji (1).
Kolejne dzieło pisarza z Lubelszczyzny - Widzący - stanowi kontynuację przygód wziętego prawnika i pogromcy potworów z Lublina - Marka Lichockiego. Przyznam, iż moje oczekiwania, co do Widzącego były bardzo wysokie, dlatego obawiałem się, iż kontynuacja może mnie zawieść. Niestety często zdarza się, że sequele filmów, czy książek potrafią zawieść nasze oczekiwania. W wypadku Widzącego zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony.
W nowej powieści Piątkowskiego po raz kolejny możemy śledzić historię Marka, który poza obowiązkami wynikającymi z pracy w palestrze sądowej, oraz zajmowaniem się rodziną, dodatkowo ratuje lubelskie damy z opresji, zabija wampiry i inne demony, a także korumpuje demony zamieszkujące lubelskie cmentarze. Tym razem czeka go tytaniczna praca, przyjdzie mu stawić czoła uwolnionemu z więzienia słowiańskiemu bogowi zniszczenia, zagrać rolę mediatora w konflikcie między bogami, rozwikłać ukutą przeciwko niemu intrygę oraz wytłumaczyć żonie dlaczego w ich domu pranie i zmywanie odbywa się samoczynnie, a po mieszkaniu przemieszcza się latający beret...
Czytając Widzącego największe wrażenie zrobił na mnie zawarty w książce opis świata słowiańskich bogów i potworów. Na kartach powieści poznamy wiele z nich tak dalece różnych od siebie, a jednak podobnych do nas - ludzi. Akcja rozwija się bardzo szybko, na co wpływ ma lekki styl pisarski autora. Nie sposób się nudzić pokonując kolejne strony tej barwnej opowieści. W trakcie opisywanych przygód Lichockiego wyobraźnia czytelnika zostanie mile połechtana opisami krwawych batalii w stylu gore, skomplikowanych rytuałów magicznych, czy nawiązań do historii Polski. Na końcu powieści znajdziemy słowniczek postaci i pojęć związanych z mitologią słowiańską, co ułatwia czytelnikom poznającym dopiero ten bogaty świat na swobodne odnalezienie się w nim. Również okładka książki zaprojektowana przez Martę Żurawską jest klimatyczna i nawiązuje do poprzedniczki.
Niestety po przeczytaniu Widzącego odczuwam lekki niedosyt. Moją ulubioną postacią tego cyklu jest domowik Witek (demon opiekun domów). Postać tę polubiłem od samego początku, szczególnie za przezabawne dialogi jakie prowadził w pierwszej części z Markiem Lichockim. Również w drugiej części możemy się z nim spotkać i ponownie ukazany jest on w bardzo humorystyczny sposób. Uważam jednak, że ta postać jest nieco zaniedbana. Jako czytelnik chciałbym częściej widywać ją w towarzystwie Widzącego i bardziej zaangażowaną w rozwój głównego wątku fabularnego.

Na zakończenie chciałbym polecić wszystkim fanom fantastyki przeczytanie książki Franciszka M. Piątkowskiego Widzący, jak również poprzedniej część Powiernik. Są to znakomite powieści fantasy, których akcja toczy się we współczesnym nam świecie. W czasach gdy zachwycamy się literaturą obcą stanowią one możliwość oderwania się od współczesnej mody. Ponadto idealnie wpasowują się w hasło "cudze chwalicie, swego nie znacie". Z niecierpliwością czekam na kolejną powieść Pana Franciszka M. Piątkowskiego.



James Herbert, Ocalony, recenzja


Tytuł: „Ocalony

Autor: James Herbert

Wydawnictwo: Amber

Ilość stron: 221 
Rok Wydania: 1990

Ocena: 7/10


Nadeszła pora na recenzję kolejnej po Szczurach i Kryjówce książki legendarnego angielskiego pisarza James’a Herbert’a. Dziś poświecę swój czas, aby przybliżyć miłośnikom mocnych literackich wrażeń książkę Ocalony. Dzieło to znajduje się od ponad 15 lat w mojej kolekcji. Po przeczytaniu opisu zamierzałem ją niezwłocznie przeczytać, jednak ostatecznie spędziła na moich półkach, pudłach, a potem znów półkach kolejne lata. Ostatnio postanowiłem wygospodarować nieco czasu i sięgnąć po nią. Wpływ miał na to wykład wygłoszony przez Rafała Głuchowskiego podczas KFASON 2019 w czasie, którego odniósł się on do wspomnianej wyżej książki Herberta1.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Amber i liczy 221 stron.
Fabuła Książki
Na kartach książki poznajemy historię młodego pilota Kellera. Człowiek ten przeżył katastrofę lotniczą brytyjskiego Jumbo Jet’a. Spośród kilkuset pasażerów i obsługi jedynie jemu udało się nie tylko przeżyć, ale również wyjść z wypadku bez najmniejszego zadrapania, czy siniaka. Niestety na skutek tragedii bohater utracił pamięć w związku z czym nie potrafi wyjaśnić, co wydarzyło się na pokładzie przed katastrofą. Na domiar złego media i firma lotnicza próbują obarczyć Kellera winą za wpadek, a samego zainteresowanego odwiedza spirytysta… Wraz z jego pojawieniem w życiu głównego bohatera zaczynają się dziać niewytłumaczalne i przerażające sytuacje. Chcąc odzyskać wspomnienia podejmuje własne śledztwo, które może doprowadzić go albo do odkrycia tajemnicy wypadku lub do śmierci.
Ocalony to przyzwoitej klasy dreszczowiec z elementami horroru. Zarówno styl pisarski jak i rozwój wydarzeń pozwalają czytelnikowi wsiąknąć w historię na kilka przyjemnych godzin. Wśród atutów książki wskazałbym na pierwszym miejscu ciekawy pomysł na fabułę, realistyczne opisy mrożących krew w żyłach scen oraz szokujące zakończenie. Natomiast wśród minusów wymieniłbym oprawę książki. Czytając ją miałem wrażenie, iż wydawcy chcieli zmieścić ją na jak najmniejszej ilości stron tak, iż brakowało na stronach marginesów, przez co wnętrze wydawało się nieprzemyślane i nieestetyczne. Minusem były dla mnie również rozdziały opisujące szczegółowo życie bohaterów drugo i trzecioplanowych, którzy finał finału kończyli swe życie w mniej lub bardziej makabryczny sposób. Faktem jest, że to nie pierwszy raz, gdy Herbert w taki sposób konstruował swoją opowieść.
Podsumowanie
Osobiście uważam jednak, iż Ocalony wart jest polecenia, szczególnie młodym czytelnikom zaczynającym swoją przygodę z literaturą grozy. Myślę, że nikogo nie przyprawi on o bezsenność, czy też koszmary, ale może stanowić idealny wstęp do poznania tego pięknego gatunku literackiego. Sądzę, iż historia Kellera mogła w pewnym stopniu stanowić inspirację dla twórców pewnego kasowego filmu lat 90.-tych. Nie zdradzę jednak jego tytułu, aby nie ujawnić ważnego elementu fabuły.

Źródło zdjęcia: prywatna kolekcja autora bloga.


Clark, Koniec dzieciństwa, recenzja

Artur C. Clark, Koniec dzieciństwa, recenzja

Autor: Arthur C. Clarke,

Tytuł: Koniec Dzieciństwa

Cykl: Wehikuł Czasu

Wydawnictwo: Rebis

Ilość Stron: 270

Rok Wydania: 2019

Ocena: 9/10


W ten szczególny poranek, po kilku dniach przygotowań chciałbym w postaci recenzji przelać swoje spostrzeżenia na temat książki Arthur’a C. Clark’a Koniec dzieciństwa. Wchodzi ona w skład cyklu Wehikuł Czasu wydawanego przez Wydawnictwo Rebis. Dzieło liczy 270 stron i zostało podzielone na trzy części. Myślę, że wiele osób interesujących się science-fiction orientuje się, iż na jej podstawie w 2015 roku powstał serial pod tym samym tytułem. Przyznam się, że go nie oglądałem, ale planuję to zrobić w najbliższym czasie.

Fabuła Książki

Arthur C. Clark za pośrednictwem swej książki przenosi czytelnika do lat 50.-tych XX wieku. Wówczas to świat pogrążony w „zimnej wojnie” zaczynał dopiero planować podbój kosmosu. Nagle jednak wszystko się zmieniło, gdyż nad największymi miastami świata ukazały się przeogromne statki kosmiczne. Przybysze dzięki swej technologii i argumentacji szybko zaczęli przejmować władzę na Ziemi. Ludzie o dziwo nie wpadli w panikę, a wręcz przeciwnie rozpierani ciekawością oddali swój los w ręce obcych. Nie brakowało jednak ludzi, którzy zadawali sobie pytania: kim są przybysze, dlaczego pojawili się na naszej planecie, skąd pochodzą? Na te i wiele innych pytań znajdziemy odpowiedzi na kartach tej powieści.
Niewątpliwą zaletą książki jest znakomicie budowane napięcie i wszechobecne tajemnice, które towarzyszą czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony. W trakcie jej czytania trudno jest przewidzieć zakończenie głównie, dlatego iż kilkakrotnie dochodzi do istotnych zwrotów wydarzeń. Dla mnie najbardziej szokującym był moment ukazania się kosmitów na początku drugiej części książki. Książka stawia wiele pytań związanych z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością człowieka. Również od strony technicznej wydanie przygotowane przez Rebis urzeka swoim pięknem. Okładka nawiązuje do fabuły książki, ale nie zdradza żadnych istotnych tajemnic. Natomiast widoczne na niej wszelkiego rodzaju odcienie czerwieni przykuwają wzrok i zachęcają do sięgnięcie po nią.
Wśród minusów wymieniłbym jedynie kwestię postaci. Próżno szukać głównego bohatera, którego oczami mogliśmy poznać tę niezwykłą historię. Osoby ukazane w książce pełnią rolę komentatorów – świadków niezwykłych wydarzeń. Być może był to celowy zabieg autora mający na celu nadanie fabule większej dozy realizmu.

Podsumowanie 

Podsumowując książka Koniec dzieciństwa wywarła na mnie ogromne wrażenie. Z całą pewnością zaliczyłbym ją do grupy pięciu najlepszych książek bieżącego roku, jakie miałem okazję przeczytać. Znalazłem w niej wiele elementów, których poszukuję w tego rodzaju literaturze: realizm, tajemnice, pytania egzystencjonalne, elementy psychologii. Mimo, że przeczytałem ją kilka dni temu w mojej głowie nadal pozostają pytania i odpowiedzi sformułowane na jej kartach, aż dziw bierze jak wiele jest wstanie pomieścić autor na zaledwie 270 stronach książki.
Gorąco polecam wszystkim fanom gatunku i nie tylko.

Chciałbym również podziękować wydawnictwu Rebis za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.

Źródło zdjęcia: Prywatna kolekcja autora bloga

John W. Campbel, COŚ, recenzja




Dziś postanowiłem przygotować recenzję kolejnej książki wydanej nakładem wydawnictwa Vesper. Tym razem jest to Coś autorstwa John'a E. Cambell'a. Myślę, że wszyscy fani literatury grozy kojarzą zarówno książkę, jak i jej ekranizację z 1982 r. w reżyserii John'a Carpenter'a i grającego główną rolę fenomenalnego Kurt'a Russell'a. Znawcy gatunku na pewno oglądali też prequel z 2011 r. wydany również pod tym samym tytułem. Do kwestii porównania książki i filmu odniosę się ponownie na koniec.
Zagłębiwszy się w historię stworzoną przez Cambell'a zostajemy niemymi świadkami niezwykłych wydarzeń jakie miały miejsce na odległej mroźnej Antarktydzie. Bohaterami opowieści są naukowcy wysłani na odległy kontynent w pierwszej połowie XX wieku celem zbadania tamtejszego pola magnetycznego. Nieoczekiwanie natrafiają oni na największe znalezisko w historii ludzkości... pozaziemski statek kosmiczny. Jednak to dopiero początek, gdyż w jego pobliżu natrafiają na ukryte w ścianie lodu szczątki niezwykłej istoty prawdopodobnie pochodzenia pozaziemskiego. Świadomi wyjątkowości swego znaleziska postanawiają wydobyć ją z lodu i zabrać do stacji polarnej, co stanowi początek koszmaru, który zagrozi przyszłości naszej cywilizacji...
Historia opisana w książce Coś zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie pod kilkoma względami. Przede wszystkim wspaniałą odmianą było poznanie skrawka życia codziennego (rozrywek i trosk) ludzi od wielu miesięcy zamkniętych w stacji badawczej na odległej Antarktydzie. Sama zaś opowieść jest bardzo ciekawa i łatwo wciągnąć się w opisany wir zdarzeń. Osobiście najbardziej zapadł mi w pamięci opis strachu i paranoi jaka prześladowała bohaterów. Na uznanie zasługuje również zakończenie jakże inne od filmowej ekranizacji. Wszystkie te elementy sprawiły, iż po jej skończeniu obejrzałem po raz kolejny ekranizację z drugiej połowy ubiegłego wieku. Chciałbym również bardzo pochwalić wydawnictwo Vesper i Pana Macieja Kamudę za niezwykle klimatyczny i przykuwający wzrok projekt okładki i grafiki w niej zawarte.
Wśród minusów na pierwszym miejscu wymieniłbym niedopracowanych bohaterów, którzy przez większość książki pozostają dla czytelnika obcy. Trudno mi wskazać postać, którą polubiłem bądź darzę niechęcią. Wszystkie były w gruncie rzeczy takie same. Sama zaś istota i jej poczynania nie zostały opisane w sposób należycie przerażający, czego można by się spodziewać, po tym jak skrzętnie budowana była historia.
Z własnego doświadczenia wiem, iż bardzo rzadko zdarza się aby ekranizacja bestsellerowego dzieła dorównywała albo przewyższała swój literacki pierwowzór. Zwykle wersje filmowe są spłaszczonym i lakonicznym obrazem bogatych historii jakie możemy śledzić na kartach książek. W przypadku ekranizacji z 1982 r. przyznać muszę, iż film znacząco różni się od historii znanej z dzieła Cambell'a. zarówno pod względem kreacji bohaterów, ukazania walki z przybyszem z kosmosu, czy też finałową sceną. Mnie osobiście film bardziej się podobał. Natomiast wersja z 2011 roku nie przypadła mi do gustu przede wszystkim ze względu na bijącą z niej poprawnością polityczną.
Podsumowując książka Coś autorstwa John'a Cambella nie bez powodu należy do klasyki literatury grozy i science-fiction. Osobiście czytanie jej dostarczyło mi bardzo dużo przyjemności i gorąco polecam ją wszystkim fanom gatunku.

zdjęcie pochodzi z prywatnej kolekcji autora

Brian Aldiss, Cieplarnia, recenzja



Przyszedł dziś czas abym zrecenzował kolejną książę z cyklu Wehikuł czasu, która ukazała się nakładem wydawnictwa Rebis, mowa tu o Cieplarni autorstwa Brian’a Aldiss’a. Dzieło liczy 310 stron i zostało podzielone na trzy części. W 1962 roku książka otrzymała prestiżową nagrodę Hugo. Biorąc pod uwagę bardzo pozytywne wrażenie, jakie zrobiła na mnie inna książka z serii – Aleja potępienia Roger’a Zelazn’ego moje oczekiwania względem Cieplarni były bardzo wysokie.
Na kartach powieści Aldiss’a czytelnik poznaje bardzo oryginalną wizję odległej przeszłości, w której Ziemia przestała się obracać, a warunki klimatyczne na niej przypominają ogród botaniczny. Ludzie z niewyjaśnionych przyczyn porzucili technologię i „powrócili na drzewa” stając się czymś zbliżonym do roślin. Główny bohater książki Gren zostaje zmuszony do rozpoczęcia niezwykłej podróży, w trakcie której odkryje wiele niezwykłych roślin i mieszkańców planetarnej dżungli. Będzie mu dane również poznać skrawki historii dawnej ziemi i ludzkości.
Wczytawszy się w kolejne rozdziały poznamy również głębokie myśli autora dotyczące dramatycznej przyszłości naszej planety: „Ten wiek jest długą epoką roślinności. Wyrosła ona zielenią na Ziemi, rozkrzewiła się i rozpleniła bez udziału myśli. Przybrała wiele form i eksploatuje wiele środowisk, tak że od dawna wypełniony jest każdy ekologicznie przydatny zakątek. Ziemia jest potwornie przepełniona, bardziej niż kiedykolwiek we wcześniejszych latach. Wszędzie rośliny... wszystkie pomysłowo, bezmyślnie wysiewają się i rozmnażają, podwajają zamęt, zaostrzają palący problem znalezienia choćby szczeliny dla jeszcze jednego źdźbła trawy, aby miało gdzie wyrosnąć”(1).
Wśród zalet Cieplarni na pierwszym miejscu wymieniłbym interesujący pomysł na fabułę i wykreowany świat z jakim do tej pory się nie zetknąłem. Atutem książki jest również znakomicie zaprojektowana przez Igora Morskiego okładka, która jest zachwycająca i oddaje klimat opowieści.
Niestety przebrnięcie przez kolejne rozdziały książki było dla mnie bardzo trudne. Przyjemność z czytania odbierały mi w znacznej mierze opisy niezwykłych roślin i plemion o jeszcze bardziej niezwykłych nazwach np. brzunio-brzucho-ludzi, szczudłaki, futroszorstki. W książce widać znaczną przewagę opisów nad liczbą dialogów, co stwarza wrażenie, iż historia rozwija się w żółwim tempie.
Reasumując Cieplarnia nie przypadła mi do gustu. Doceniam oryginalną wizję świata stworzonego przez Aldiss’a jednak od książek nagrodzonych nagrodą Hugo oczekuję, iż zapadną mi w pamięć na bardzo długo. Mimo to zachęcam wszystkich czytelników do sięgania po kolejne pozycje książkowe z serii Wehikuł czasu.
Pragnę również podziękować wydawnictwu Rebis za egzemplarz recenzencki książki.
(1) B. Aldiss, Cieplarnia, Poznań 2019, s. 185.

Franciszek M. Piątkowski, Powiernik, recenzja




Dziś chciałbym podzielić się z Wami moją opinią na temat książki Franciszka Piątkowskiego Powiernik. Jest to debiut literacki pisarza z lubelszczyzny. Z zawodu jest adwokatem, prywatnie zaś mężem i ojcem, a z zamiłowania rodzimowiercą w lubelskiej grupie Krucze Gniazdo. Powiernika można zaliczyć do gatunku fantasy, a wśród jego odbiorców wskazałbym przede wszystkim młodzież. Nie oznacza to jednak, iż dojrzali czytelnicy nie znajdą w dziele czegoś dla siebie. Książka liczy 220 stron i została podzielona na 6 rozdziałów, zawiera również krótki prolog i epilog. W tym roku ukazała się druga część tej opowieści pt. Widzący.
Na kartach Powiernika czytelnik może zgłębić się w historię Marka Lichockiego. Zdolnego i szanowanego młodego adwokata, wiodącego szczęśliwe i stabilne życie z narzeczoną Joanną. Jego sielankowy świat zostaje początkowo zachwiany, a później przewrócony do góry nogami przez tajemniczego Jana Rokickiego, który składa Markowi bardzo kuszącą i atrakcyjną finansowo propozycję. W jej konsekwencji bohater odbędzie niesamowitą podróż pomiędzy światami ludzi, demonów i słowiańskich bogów. Odmieni ona całkowicie jego życie, a czytelnikowi pozwoli docenić, a nawet pokochać naszą rodzimą mitologię słowiańską.
Powiernik zaskoczył mnie pozytywnie pod wieloma względami. Po pierwsze na wyróżnienie zasługuje okładka książki przygotowana przez Martę Żurawską. Ukazana jest na niej scena opisana na kartach dzieła. Widzimy na niej głównego bohatera stawiającego czoło wyzwaniu jakim jest sprostanie bogom i demonom znanym nam z mitologii słowiańskiej. Osobiście najbardziej urzekła mnogość postaci zaczerpniętych z naszej rodzimej mitologii. Szczególnie ubawił mnie opis rozmowy jaką główny bohater przeprowadził z małym demonem Domownikiem, a której tematem był... seks. Na wyróżnienie zasługuje również styl pisarski autora. W trakcie poznawania historii Marka nie doświadczymy przesadnych opisów przyrody, czy nużących dialogów nie wnoszących niczego do fabuły książki. Przygoda rozwija się początkowo powoli lecz po przeczytaniu pierwszego rozdziału nabiera tempa, co poważnie utrudnia oderwanie się od niej. Książka ma również walor edukacyjny, ponieważ przybliża czytelnikowi bogactwo dawnych słowiańskich wierzeń - znaleźć można w niej odpowiedzi na pytania związane z kultywowanymi do dziś „zabobonami” np. dlaczego na dziecięcym wózeczku przywiązuje się czerwone wstążeczki? Jeśli nie wiecie odpowiedź na to oraz inne pytania znajdziecie w Powierniku.
Wśród minusów wymieniłbym brak w książce słowniczka demonów i bogów słowiańskich. Z jednej strony pomógłby on czytelnikowi usystematyzować wiedzę i lepiej zrozumieć charakter i rolę przedziwnych postaci jakie pozna na kartach dzieła. Z drugiej strony dla mnie była to zachęta aby skonfrontować wizje Piątkowskiego z opisami i grafikami zawartymi w książce Bestiariusz Słowiński Witolda Vargasa i Pawła Zycha.
Książka Powiernik urzekła mnie pod wieloma względami, zarówno stylem pisarskim, głównym wątkiem fabularnym, ale przede wszystkim bogactwem postaci i bohaterów. Z niecierpliwością czekam na kontynuację historii Marka Lichockiego.

Źródło zdjęcia: kolekcja własna autora bloga




Jay Anson, Amityville Horror, recenzja



Autor: Jay Anson

Tytuł: Amityville Horror

Wydawnictwo: Vesper

Ilość stron: 266

Rok wydania: 2019

Moja ocena: 10/10

Od czasu napisania ostatniej recenzji minęło zaledwie kilka dni. Nie tracąc czasu sięgnąłem z półki po kolejną książę, która cierpliwie oczekiwała, aż poświecę jej swój czas. Padło na książkę z gatunku literatury grozy – Amityville Horror autorstwa Jay’a Anson’a.
O książce dowiedziałem się niedawno za pośrednictwem grupy na facebook’u HORROR W LITERATURZE. Zainteresowała mnie recenzja przygotowana przez Pana Michała. Co do samej opowieści okazuje się, że Amitiville Horror można śmiało określić, jako jeden z najbardziej znanych i cenionych horrorów na świecie. Opowieść ta stała się inspiracją dla wielu pisarzy oraz filmowców. W przypadku tych ostatnich na przestrzeni ostatnich 50 lat powstało kilka ekranizacji, jak również sequeli tej historii. Ostatni pochodzi z 2005 roku, a główne role w nim zagrali Ryan Reynolds i Melissa Georges.
Fabuła książki
Na kartach liczącej 265 stron książki wydanej przez Wydawnictwo Vesper poznajemy historię pięcioosobowej rodziny Lutzów, którzy odnajdują dom swoich marzeń w miejscowości Amityvill przy Ocean Avenue 112. Dom okazuje się być luksusową dwupiętrową rezydencją posiadającą basen i hangar na łodzie. Postanawiają go kupić, gdyż jego cena jest bardzo niska. Już od pierwszego dnia, gdy wprowadzają się do nowego domu zaczynają obserwować niezwykłe zjawiska. Codziennością stają się dokuczliwe przeciągi, agresywne zachowania dzieci, ucieczki gości, którzy doświadczają wrogiej atmosfery w domu. Nowa siedziba odciska również swój wpływ na samym małżeństwie. Dotychczas pogodni i nowocześni ludzie stają się agresywni i nerwowi, a wszystko to dzieje się tylko w pierwszym tygodniu ich pobytu...
Wśród atutów książki wymieniłbym na początek przedmowę autorstwa księdza John’a Nicoli, która pozwala czytelnikowi uwierzyć, że historia którą zaczyna czytać wydarzyła się naprawdę. Ponadto wydarzenia zostały ukazane w formie dziennika, przez co można poczuć się jak gdyby było się niemym świadkiem. Znakomicie ukazani zostali głowni bohaterowie - małżeństwo George i Kathy, którzy przez całą opowieść walczą o bezpieczeństwo dzieci i swój dom pomimo tego, co ich spotyka. W epilogu możemy dowiedzieć się, że dom przy Ocean Avenue 112 został przebadany przez naukowców, którzy potwierdzili na podstawie swych odczuć, iż wyczuwali tam niebezpieczną i mroczną aurę. W badaniach uczestniczyli Ed i Loraine Waren – małżeństwo zajmujące się badaniem zjawisk paranormalnych. Znani obecnie głównie, ze względu na serię filmów pt. „Obecność” i „Anabell. Na wyróżnienie zasługują również grafiki znajdujące się w książce, jak i sama okładka zaprojektowana przez Macieja Kamude.
Osobiście zdradzę, iż od dawna nie czytałem równie dobrego horroru. Polecam go wszystkim fanom literatury grozy.

Christopher Ruocchio, Imperium Ciszy, recenzja



Minęło sporo czasu od mojej ostatniej recenzji. Wrzesień i początek października wypełniły mi praca oraz obowiązki ogrodniczo-sadownicze. Swój wolny czas poświęciłem czytaniu debiutanckiej powieści amerykańskiego pisarza Christophera Ruocchio Imperium Ciszy. Jest to pierwszy tom cyklu Pożeracz Słońc. Książka liczy 724 strony, podzielona została na 77 rozdziałów, na jej końcu znajduje się indeks postaci oraz informacje dotyczące rodzin i planet, których historię poznać można na kartach powieści.
Na pierwszych kartach powieści Ruocchio czytelnik doznaje dużego szoku. Otóż główny bohater Hadrian Marlowe wita się z nim siedząc w celi więziennej, gdzie w oczekiwaniu na egzekucję postanawia spisać historię swego życia. Nie dowiadujemy się bezpośrednio, co stało się powodem jego uwięzienia, lecz w miarę zagłębiania się w fabułę dzieła przekonujemy się, iż w przeszłości dokonał wspaniałych czynów, jak i dopuścił się przerażających zbrodni, za które otrzymał przydomek „Pożeracza słońc” - „Nawet teraz, po tylu stuleciach, tylu rzeziach, po śmierci jednego słońca i wybiciu całego gatunku, po całym dobru i złu, jakiego się dopuściłem, i jakie uczyniono w moim imieniu oraz w imię rodzaju ludzkiego, ta właśnie chwila zdaje się prawdziwa” (s. 574).
Niestety książka nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Nie brak tu długich opisów i dialogów, które nie wnoszą wiele do rozwoju fabuły. Również główny bohater ukazany został jako nudny, melancholijny i niezdecydowany młody arystokrata, który na dobrą sprawę sam nie wie, czego chce od życia. Koleje losu sprawią, iż przyjdzie mu całować hrabianki, przelewać krew na arenie ku uciesze tłumu, jak również wieść przygnębiające życie żebraka.
Niewątpliwym atutem dzieła jest świat wykreowany przez autora. Żywo przypomina czasy starożytności i średniowiecza tylko przeniesione w przestrzeń kosmiczną. Nie brak tu imperatorów twardą ręką rządzących swymi włościami, bezdusznych i brutalnych feudalnych władców, inkwizytorów specjalizujących się w zadawaniu bólu, duchownych gotowych zmusić ludzi do modłów, centurionów wiodących legiony do walki z wrogiem. Elementy te sprawiają, iż czytelnik z każdym kolejnym rozdziałem coraz głębiej zapuszcza się w tę kosmiczną rzeczywistość. Na kartach książki znaleźć można wiele interesujących życiowych cytatów, które prowokują czytelnika do głębszej refleksji, jak chociażby „Człowiek człowiekowi wilkiem, ale dla istot nieludzkich smokiem”(s. 467). Jest to odniesienie do brutalności, z jaką ludzie obchodzili się z istotami pozaziemskimi obdarzonymi inteligencją znajdujących się na znacznie niższym poziomie cywilizacyjnym, a sprowadzonych do roli niewolników. Mnie osobiście najbardziej zapadły w pamięci rozdziały ukazujące inkwizytorów wymuszających zeznania na pojmanym obcym.
Warto również pochwalić autora za tytaniczną pracę, jaką włożył w stworzenie licznych cytatów w przeróżnych językach mieszkańców odległych planet. Nie są to tylko pojedyncze słowa, a zdania, co dodatkowo ubarwia opowieść. Chciałbym również pochwalić Krzysztofa Rychtera i wydawnictwo Rebis za projekt okładki utrzymany w kontekście fabuły powieści.
Będąc jednak szczerym, Imperium Ciszy nie należy do łatwych lektur, przede wszystkim ze względu na styl pisarski autora oraz wspomniane wyżej zbyt długie opisy i dialogi. Warto również dodać, iż sam tytuł zaledwie jeden raz pojawia się na kartach powieści i nijak ma się do tego, co serwuje nam autor. Mam jednak wrażenie, iż Imperium Ciszy to w rzeczywistości „cisza przed burzą”, czyli tym, co ukazane zostanie nam w kolejnych częściach cyklu. Mimo, iż momentami miałem duże problemy, aby przebrnąć z rozdziału do rozdziału na pewno chciałbym poznać dalszą historię Hada i poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego otrzymał przydomek „Pożeracza słońc”.



Chciałem również podziękować wydawnictwu Rebis za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego książki Christophera Ruocchio Imperium Ciszy.


Zdjęcie pochodzi z prywatnej kolekcji autora bloga

Kiryła Yeskova, Ostatni władca pierścienia, recenzja



Ostatnie dni sierpnia i początek kolejnego miesiąca spędziłem na czytaniu książki Kirył'a Yeskov'a Ostatni władca pierścienia. Muszę przyznać, że wywołała u mnie niemały zawrót głowy. Szukając o niej informacji w internecie można zetknąć się z ciekawymi faktami na jej temat. W tym nawet o posądzeniu o plagiat książek Tolkiena. Nie zrażając się tymi newsami postanowiłem sięgnąć po dzieło rosyjskiego pisarza. Książka została podzielona na cztery części pt.: Biada zwyciężonym, Król i władca, Umbarski Gambit, Okup za Cień. Dzieło ukazało się nakładem Oficyny Wydawniczej 3.49.
W książce Yeskov'a zgodnie z informacją zawartą na okładce poznajemy historię wojny o pierścień oczyma żołnierzy armii Saurona, są nimi: orokuen Haladdina, który zajmuje się medycyną, jego towarzysz ork Cerlega oraz gondorski arystokrata Tangorn. Wszyscy oni na skutek przegranej przez Mordor wojny zostają wplątani w niezwykle niebezpieczną misje, której celem jest uchronienie Śródziemia przed eksterminacją ludzkości...
W opowieści mamy możliwość poznać zupełnie inną od znanej nam historii Śródziemia. W krainach wykreowanych przez autora elfowie jawią się jako ksenofobiczni mieszkańcy Lorien, postrzegający ludzi jako zwierzęta i brzydzący się kontaktów z nimi. Naczelny czarodziej, czyli Gandalf przedstawiony jest jako nieudolny naiwny polityk, który swoimi błędami przyczynia się do śmierci tysięcy istot. Z drugiej strony potworni, brutalni i szaleni orkowie z trylogii Tolkiena przeistaczają się na kartach powieści Yeskov'a w wykształconych inżynierów, honorowych wojowników i romantycznych kochanków. Podobnie jest z trolami, których poznajemy jako górskich kowali znanych w całym Śródziemiu z doskonałości swych wyrobów i ogromnej gościnności. To wszystko okraszone zostało kilkoma pomniejszymi intrygami.
Alternatywna historia wojny o pierścień została wzbogacona przez autora wstawkami i cytatami jak gdyby żywcem wyjętymi z książek poświęconych historii II wojny światowej m.in. „ostateczne rozwiązanie” czy „eksterminacja ludności”. Dodatkowo możemy przeczytać o działaniach tajnych służb z Gondoru i Lorien, których celem jest odnalezienie i wymordowanie wykształconych obywateli Mordoru, aby ci nie przyczynili się do jego odbudowy. Przypomina to niemiecką akcję „AB”. Wszystko to sprawia, iż od drugiej części książki opowieść staje się bardzo mroczna.
Na początek chciałbym pochwalić Oficynę Wydawniczą 3.49 za przygotowanie prostej a zarazem przyciągającej uwagę czytelnika okładki. Prezentuje się ona o niebo lepiej od wersji zaproponowanej przez wydawnictwo Solaris. Autora książki chciałbym bardzo pochwalić za odwagę, ponieważ nie lada wyczynem jest podjęcie się napisania historii Śródziemia w inny sposób niż zrobił to Tolkien. W kwestii fabularnej najbardziej podobała mi się część poświęcona opisom i historii krain na południe od Mordoru. Na uznanie zasługują również liczne cytaty wplecione w dialogi wypowiadane przez bohaterów. Mój ulubiony to: „Nauka nie zajmuje się szukaniem czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym kota nigdy nie było. To domena filozofów”. Również zamieszczony na końcu książki epilog zawiera kilka interesujących wizji autora na temat dalszych losów Śródziemia. Tyle jeżeli chodzi o pozytywy. Niestety styl książki nie należy do najłatwiejszych, nie brak tu długich nie wnoszących nic do opowieści dialogów. Zawierają one ogromną ilość wszelkiego rodzaju uprzejmości, które bohaterowie wyrażają nawet w sytuacjach zagrożenia życia lub groźby bolesnej śmierci w czasie tortur. Największym przewinieniem autora jest stworzenie bohaterów, którzy albo opowiadają się po stronie Dobra albo Zła. Brak tu ukazania zawiłych problemów moralnych i miłosnych z jakimi mogliby się zmagać w czasie okrutnej wojny. Wszystko wydaje się banalnie proste i oczywiste, a przez to nudne i płytkie. Nie przypadł mi do gustu również pomysł uczynienia z Nazguli klasztoru mędrców i filozofów, których domeną jest odpowiadanie na zadane pytanie zagadkami i snucie rozważań na temat alternatywnych światów.
Podsumowując książka Ostatni władca pierścienia nie przypadła mi do gustu. Były dni, iż potwornie nudziłem się czytając kolejne jej rozdziały. Bardzo zniechęciła mnie do twórczości Kirył'a Yeskov'a, choć być może fani Władcy pierścieni znajdą w niej coś interesującego dla siebie. Oby tak było.

Źródło zdjęcia: kolekcja własne autora bloga

Graham Masterton, Noc Gargulców, recenzja

Autor: Graham Masterton

Tytuł: Noc Gargulców

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Rok wydania: 2010

Ocena 7/10


Po dłuższej przerwie od literatury grozy postanowiłem dziś przybliżyć kolejną z powieści „króla horroru” Graham’a Masterton’a Noc Gargulców. Powieść ukazała się w 2010 roku nakładem wydawnictwa REBIS. Jest to kontynuacja książki Bazyliszek, która ukazała się rok wcześniej. Autor obu historii jest znakomicie znany i ceniony przez polskich fanów horrorów. Zasłużył sobie na uznanie m.in. takim powieściami jak ManitouCiało i KrewWojownicy Nocy czy Dziecko Ciemności, której akcja rozgrywa się w całości w Polsce okresu transformacji ustrojowej. Najbardziej charakterystyczną cechą stylu autora jest wprowadzanie do treści książek wątków erotycznych, które obok łączenia elementów mitologicznych z faktami historycznymi przez lata stały się jego znakiem rozpoznawczym.
Fabuła Książki
W książce Noc Gargulców poznajemy historię naukowca Nathan’a Underhill’a, który wraz z członkami swojego zespołu stara się na podstawie starożytnych zapisków wskrzesić dawno wymarłe zwierzęta. Ma to w przyszłości poskutkować stworzeniem nowych skutecznych leków dla chorych. Dzięki jednemu z takich eksperymentów udaje mu się przywrócić do życia feniksa, z którego krwi chce pozyskać środek niosący pomoc ludziom z poparzeniami. Nieoczekiwanie pewnego dnia na jego drodze staje dziwny przybysz z Europy, który proponuje mu podjęcie się nowego wyzwania – wskrzeszenia mitycznych gargulców. Zyski wydają się ogromne: sława, pieniądze, nagrody, opracowanie metody hibernacji kosmonautów, jak i ludzi nieuleczalnie chorych. Jednak cena okazuje się niezwykle wysoka...
Niewątpliwie dużym atutem książki jest poruszenie w niej przez autora kwestii mitologicznych oraz nawiązanie w swej opowieści do zdarzeń i postaci historycznych, w tym związanych z Polską. Akcja rozwija się bardzo szybko, stąd nie ma czasu na nudę. Warto też pochwalić szatę graficzną dzieła, która świetnie oddaje klimat książki.
Przyznam jednak, iż po przeczytaniu książki odczuwałem pewien niedosyt. Zabrakło mi w niej większej ilości krwi, rozbudowanego wątku czarownika i jego niezwykłych zdolności. Również historia romansu między asystentką a szefem Nathan’a nie została praktycznie rozwinięta. Finał zaś w moim odczuciu był przewidywalny.
Podsumowanie
W mojej ocenie Noc Gargulców był ze swego założenia skierowany do grupy nastoletnich odbiorców dopiero rozpoczynających swoją przygodę z powieściami Masterton’a. Mnie osobiście nie szczególnie się podobał. Choć mimo wszystko dalej mam ogromny szacunek dla samego pisarza i jego powieści.



Mike Carey, Mój własny diabeł, recenzja



Dziś chciałbym podjąć się recenzji kolejnej książki z gatunku fantastyki młodzieżowej. Tym razem będzie to Mój własny diabeł autorstwa doświadczonego brytyjskiego pisarza Mike'a Catey'a, a dokładniej pierwszy tom cyklu przygód Feliksa Castora. Powieść ukazała się w Polsce w 2008 roku, a odpowiedzialne za publikacje jest wydawnictwo MAG. Powieść liczy nieco ponad 400 stron.
Za pośrednictwem Carey'a poznajemy historię Feliksa Castora – człowieka zarabiającego na życie poprzez odprawianie egzorcyzmów. Główny bohater zajmuje się również pracą detektywistyczną, do czego bardzo przydaje mu się umiejętność komunikowania się ze zmarłymi i innymi nadprzyrodzonymi stworzeniami. Z pierwszych kart opowieści dowiadujemy się, iż Feliks boryka się z problemami finansowymi. Zmusza go to do podjęcia się zadania przepędzenia pewnego dokuczliwego ducha z gmachu brytyjskiego muzeum. Sprawa wydaje się na pozór prosta do rozwiązania, nic tylko wykonać swoje zadanie i zgarnąć honorarium. W rzeczywistości gmach archiwum skrywa mroczną i odrażającą tajemnicę, która zagrozi życiu nie tylko samego Feliksa, ale również pracujących w gmachu ludzi.
Powieś Mike'a Carey'a to kawał solidnej fantastyki młodzieżowej. Osobiście bardzo spodobało mi się osadzenie fabuły książki wewnątrz historycznego archiwum, pełnego starych dokumentów i specyficznych ludzi tam pracujących. Bardzo spodobało mi się wprowadzenie postaci sukuba, choć żałuję, że w książce nie pojawiło się więcej postaci posiadających „stały meldunek” w piekle. Książka napisana jest prostym sprawnym językiem, co pozwala przechodzić płynnie między rozdziałami.
Wśród minusów wskazałbym nierozwinięte wątki przyjaciół Feliksa. Ponadto grafiki i hasła zawarte na okładce książki wskazywały, iż będzie ona zdecydowanie mroczniejsza i tajemnicza.
Mimo wszystko śmiało mogę polecić książkę wszystkim fanom fantasy, zarówno tym rozpoczynającym swoją przygodę z tym gatunkiem, jak i bardziej doświadczonym czytelnikom lubiącym również literaturę grozy.


Źródło zdjęcia: kolekcja własna autora bloga

E. Raj, Uczeń Nekromanty, t. 1, recenzja


E.Raj, Uczeń Nekromanty, tom 1, Plaga


Autor: E.Raj
Tytuł: Uczeń Nekromanty, tom 1. Plaga
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2019
Ocena: 11/10

Niewielu jest autorów, po których książki sięgam bez zastanowienia, gdyż jestem pewien, że opisana w nich historia, będzie dla mnie swoistą ucztą wyobraźni. W tym wąskim gronie znajduje się małopolska pisarska E.Raj, której dwie książki „Uczeń Nekromanty, tom 1. Plaga” oraz „Mavec” miałem przyjemność czytać i opiniować jakiś czas temu. Pierwsza z nich absolutnie skradła moje serce, z tego też powodu, gdy tylko pojawiały się informacje o zbliżającym się wydaniu drugiego tomu zasypywałem autorkę pytaniami na temat możliwości jego zakupu. Na szczęście druga część mrocznej historii nekromantów z Syllony ukaże się drukiem już w lipcu tego roku. Z tego też powodu chcąc na powrót wejść w ten mroczny klimat, sięgnąłem po czekający od miesięcy zbiór „Uczeń Nekromanty: Skończyłem właśnie czytać książkę E.Raj Uczeń Nekromanty. Tom 1: Plaga. Jest godzina 3:27 w nocy, a ja nie planuję jeszcze iść spać, dopóki nie wystukam na klawiaturze, co myślę o tym czytadle. Kupiłem ją niedawno w jednej z wiodących księgarń, a podkusiła mnie do tego, po pierwsze okładka – surowa w swych kolorach i mroczna, gdy przyjrzeć się znajdującemu się na niej zombie. Zarówno projekt okładki, jak i mapy znajdujące się na jej odwrocie wykonała pisarka. Po drugie opis znajdujący się z tyłu książki, a który pozwolę sobie tu przytoczyć:
„Każdy akt, z którego rodzi się nekromanta, musi być z definicji aktem nieprawości, aktem gwałtu i zepsucia. Pan Ciemności nie daje swojej mocy pierwszemu lepszemu przybłędzie, któremu roją się marzenia o mocy nad życiem i śmiercią...”
Nie chwaląc się miałem okazję przeczytać sporo książek z gatunku fantasy i dotychczas temat nekromantów i stosowanej przez nich magii był bardzo rzadko poruszany, a wręcz nieobecny na kartach powieści. W swojej książce E.Raj podjęła się próby wypełnienia tej niszy. Przyznać trzeba, że z zadania wywiązała się celująco.
Póki co trudno jest przybliżyć postać autorki powieści. "Uczeń Nekromanty" jest jej debiutem literackim. Pisze ona pod pseudonimem, gdyż zależy jej na nieupublicznianiu swojego życia prywatnego. Śledząc jednak jej fanpage oraz stronę http://uczennekromanty.pl można znaleźć liczne recenzje jej książki oraz wywiady jakie przeprowadzono z pisarką.
Fabuła książki
Na kartach liczącej ponad 900 stron powieści wydanej przez wydawnictwo Nova Res przenosimy się do Królestwa Syllonu, na którego ulicach i w zaułkach magia, elfy, koboldy i konstrukty są zjawiskiem powszednim i nikogo nie zaskakują, podobnie jak widok młodocianych magów sprzedających magiczne grzebyki, igły czy inne zaczarowane przedmioty. Mieszkańcy krainy koncentrują swoją uwagę na oddawaniu czci Panu Światłości, który pełni rolę bóstwa państwowego. Drugą stronę medalu stanowią wyznawcy Pana Ciemności – bóstwa, które na skutek decyzji jakie zapadły na szczycie władz zostało potępione, a jego kapłani i wyznawcy zostali zmuszeni do ukrywania się lub emigracji, gdyż w przeciwnym razie grozi im śmierć. W takiej rzeczywistości przychodzi czytelnikowi poznawać historię Norgala - nastoletniego nekromanty oraz jego nekromanckiej rodziny.
Powieść "Uczeń Nekromanty" urzekła mnie w wielu aspektach. Jest to wspaniały przykład dark fantasy skierowany głównie do mężczyzn, choć fanki gatunku posiadające stalowe nerwy na pewno przekonają się do tego dzieła. Ogromnym walorem książki jest niezwykle niszowy temat jaki podejmuje – nekromancję. Fani czarnej magii śledząc historię Norgala wielokrotnie będą mogli brać udział w niezwykłych, a często przerażających rytuałach i eksperymentach. Również bohaterowie stworzeni przez E. Raj są dwuznaczni i potrafią wielokrotnie zaskoczyć. Postaci negatywnych jest tu cała masa, tych pozytywnych naliczyłem póki co trzy. Stworzona przez pisarkę intryga z każdym rozdziałem odsłania nam kolejny maleńki element układanki, co pozwala czytelnikowi bacznie śledzić rozwój wydarzeń. W drugiej części książki stopniowo, aż do ostatniej strony otrzymujemy odpowiedź na część kluczowych pytań zarysowanych na początku historii, jednak w ich miejsce pojawiają się nowe niemniej skomplikowane i ważne.
Autorkę można pochwalić zarówno za styl pisarski, jak również za stworzenie niezwykle zróżnicowanego i ciekawego świata, oraz społeczeństwa zamieszkującego Syllon. Nie wahała się ona również poruszać w swej książce wielu trudnych tematów, takich jak chociażby problem mniejszego lub większego zła, prostytucji, nietolerancji czy ksenofobii.
Wśród minusów książki wskazałbym po pierwsze nieco przewlekłe opisy genealogiczne rodziny głównego bohatera oraz niewielką ilość humorystycznych epizodów, jakie można zaobserwować w trakcie czytania. Wszechobecny mroczny i klaustrofobiczny klimat historii przypadł mi do gustu, jednak dla młodych czytelników mógłby być nieco trudniejszy do przyjęcia.
Na koniec chciałbym pochwalić autorkę za zaprojektowanie okładki książki i dwóch map znajdujących się w jej wnętrzu. Biorąc pod uwagę umiejętności graficzne jakimi dysponuje autorka chętnie zobaczyłbym w jej kolejnych książkach więcej szkiców ukazujących 

Naomi Novik, Smok Jego Królewskiej Mości, recenzja



   Dziś postanowiłem przybliżyć wszystkim fanom fantasy książkę Naomi Novik Smok Jego Królewskiej Mości, jest to pierwszy tom cyklu Temeraire. Dzieło zostało wydane w 2007 roku przez wydawnictwo Rebis. Autorka powieści jest Amerykanką o polskich korzeniach, a Smok Jego Królewskiej Mości stanowił Jej debiut literacki. Dzieło zostało ciepło przyjęte przez recenzentów i fanów, co poskutkowało m. in. nominowaniem go w tym samym roku do nagrody Hugo w kategorii najlepsza powieść.
Akcja historii rozgrywa się w Europie na początku XIX wieku. „Stary Świat” pustoszą wojny napoleońskie, z których Francja pod dowództwem cesarza wychodzi zwycięsko. Na drodze stoi jej jedynie Wielka Brytania ze swoją marynarką morską i korpusem powietrznym, w którego skład wchodzą zastępy smoków dosiadane przez żołnierzy i ekipy wspierające. W świecie wykreowanym przez Novik rozumne jaszczury od zawsze towarzyszyły ludzkości jako broń i wierzchowce. Wykorzystywano je zarówno w czasach Imperium Rzymskiego oraz we wszystkich późniejszych wojnach. Mimo ich obecności historia opisywana przez autorkę nie różni się od nam znanej ze szkolnych podręczników historii.
W pierwszych rozdziałach poznajemy kapitana brytyjskiego okrętu wojennego „Reliant” Willa Laurence'a, który wraz ze swą załogą przejmuje francuski statek, na którym znajduje się wyjątkowy skarb – jajo smoka. Dodam, że malca dzielą godziny od wyklucia... Gdy wreszcie mały mówiący ludzkim głosem potworek opuszcza jajo i wychodzi na pokład statku wybiera na swego opiekuna kapitana Laurence'a. Warto tu dodać, iż zgodnie z wizją pisarki w tej wersji świata bycie opiekunem smoka traktowane jest przez wielu, jako ogromny pech i powód do wstydu. Osoba związana ze smokiem musi zrezygnować z posiadania rodziny i domu na rzecz 24h służby wojskowej. W przypadku szlachetnie urodzonych wiąże się to z utratą statusu społecznego i majątkowego.
Dzieło Naomi Novik to klasyczny przykład młodzieżowej fantastyki. Mamy tu główny wątek fabularny i niewiele pobocznych. Bohaterowie z każdym dniem przeżywają kolejne przygody, uczą się siebie nawzajem i trenują walkę. Pojawia się wątek nieszczęśliwej miłości między Willem i jego ukochaną z lat młodzieńczych oraz konflikt charakterów między nim a jego konserwatywnym ojcem. 
Atutem książki są sceny batalistyczne, w których przeważa opis walk pomiędzy smokami. Szkoda, że autorka nie zdecydowała się ukazać ich z nieco większą ilością krwi i brutalnością.
Niestety książka nie jest wolna od pewnych nieścisłości historycznych. Obraz psuje również nieco niedopracowany wątek zaniedbywania swojego smoka przez jednego z bohaterów, który w efekcie prowadzi do jego śmierci.
Podsumowując powieść Smok Jego Królewskiej Mości Naomi Novik to solidna młodzieżowa powieść fantasy skierowana do młodszych czytelników, zaczynających swoją przygodę z tym gatunkiem literackim. Myślę że jest ona w stanie urzec młodszych czytelników i zachęcić do pogłębiania swojej znajomości z fantastyką. Mnie nie urzekła, gdyż gustuję w bardziej mrocznym fantasy.


PS. Wśród komentarzy krążących na stronie Filmweb można znaleźć pogłoski mówiące o tym, iż Peter Jackson podejmie się wkrótce ekranizacji Smoka Jej Królewskiej Mości. Przyznam szczerze, że chętnie obejrzę ten film, o ile powstanie. Myślę, że jego największym atutem będą widowiskowe sceny walk między smokami i ...





Źródło zdjęcia kolekcja autora bloga.

Peter V. Brett, Cykl Demoniczny, recenzja



           Fanom fantasy nie trzeba raczej przedstawiać osoby Peter'a Brett'a. Autor znanego na całym świecie Cyklu demonicznego skradł serca czytelnikom na półkuli północnej i południowej. Amerykański autor podbił polski rynek wydawniczy w 2008 roku, kiedy to ukazała się jego książka Malowany człowiek. Była to księga pierwsza, trzy miesiące później doczekaliśmy się księgi drugiej. Obie wywarły ogromne wrażenie wśród czytelników, co zagwarantowało ogromną sprzedaż kolejnych części (Pustynna Włócznia, Wojna w blasku dnia, Tron z czaszek, Otchłań oraz dwóch książek zawierających w sumie pięć opowiadań w większym lub mniejszym stopniu nawiązujących do głównego wątku) tego fenomenalnego cyklu.
Akcja opowieści dzieje się w świecie bardzo podobnym do znanego nam średniowiecza Spotkamy tu żądnych władzy i uciech książąt, gnuśnych duchownych, brutalnych żołdaków, a ponadto prostytutki, bardów, zielarki i wielu wielu innych. Każdy z nich wyróżnia się czymś w społeczeństwie, jednak wszyscy oni stają się jednakowo bezbronni i przerażeni gdy zapada noc. Wówczas spod ziemi wychodzą na polowanie dziesiątki tysięcy demonów, których jedynym celem jest polować i żywić się ludzkim mięsem. Ludzkość od wieków wraz z nastaniem mroku musi się chować w swych domach za barierami runicznymi, modląc się by ich magia zatrzymała demony w bezpiecznej odległości.
W takim świecie poznajemy bohaterów tej opowieści, jest ich wielu i każda z osób ma bardzo ciekawą historię. Niektórzy z nich żyją pragnieniem zemsty na demonach, inni chcą zdobyć sławę i bogactwa, są i tacy, którzy wierzą w przeznaczenie i swą dziejową misję jaką jest pokonanie sług otchłani. Ilu bohaterów tyle wątków i zaskoczeń.
Cykl demoniczny pokochałem za niezwykle barwny i realistyczny świat, nietuzinkowych bohaterów, częste zwroty akcji, drobiazgowość i dopracowanie zarówno wątku głównego jak i pobocznych. Autor w swym dziele nie bał się poruszać niezwykle trudnych i aktualnych kwestii w naszym świecie: homoseksualizmu, nietolerancji, pedofilii, prostytucji czy okrucieństw wojny. Wszystko to sprawia, iż opowieść potrafi trzymać w napięciu rozdział po rozdziale. Kolejnym atutem książki są piękne klimatyczne ilustracje.
Minusami cyklu są opowiadania zawarte w dwóch oddzielnych książkach. Dwa spośród pięciu praktycznie nic nie wnoszą do całości opowieści, jedynie stanowią ciekawostkę i pozwalają nieco głębiej zapuścić się w opisywany świat.
Jako ciekawostkę dodam, iż zgodnie z Filmweb'em niedługo możemy spodziewać się ekranizacji pierwszej części cyklu. Za scenariusz ma odpowiadać sam Peter Brett jednak nie ma informacji kto stanie za kamerą. Osobiście zamiast filmu kinowego wolałbym serial na podstawie książki, podobnie jak zrobiono to z Grą o tron.

Douglas Adams, Autostopem przez galaktykę, recenzja



      Dziś zdecydowałem się poświęcić mój czas i przygotować recenzję książki D. Adamsa Autostopem przez galaktykę. Po raz pierwszy została ona wydana w Stanach Zjednoczonych w 1979 roku, ja zaś korzystałem z egzemplarza z 2016 roku wydanego przez Wydawnictwo Zysk i S-ka. Przyznam, że książka w pierwszej chwili urzekła mnie swoim wyglądem, zaś po przeczytania opisu zamieszczonego z tyłu uwierzyłem, iż zabierze mnie ona w zupełnie nową inną od wszystkich podróż w kosmos. Rzeczywistość okazała się odbiegać od oczekiwań...
W powieści Autostopem przez galaktykę poznajemy historię Ziemianina Artura Denta i kosmity mieszkającego od kilkunastu lat na Ziemi Forda Perfecta. Obaj przyjaźnią się i chętnie przesiadują w lokalnym barze popijając mocniejsze trunki i zajadając słone orzeszki. Pewnego dnia nad naszą planetą pojawiają się obce statki. Kosmici informują, iż zgodnie z odgórnie wydaną decyzją przez bliżej niesprecyzowaną kosmiczną instytucję administracyjną, Ziemia została przeznaczona do zniszczenia, a w jej miejscu ma przebiegać super szybka autostrada kosmiczna. Nasi bohaterowie postanawiają czym prędzej opuścić planetę.
Tyle w kwestii fabuły. Jak wspomniałem wyżej opis zawarty na okładce książki zapowiadał szaleńczą, pełną angielskiego humoru wycieczkę po rozmaitych planetach, księżycach i układach słonecznych. Początkowo sądziłem, iż opowieść zostanie poprowadzona w podobnym stylu jak Mały książę, to jest na każdej z odwiedzanych planet poznamy jej mieszkańców, którzy będą uosabiać jakieś cechy ówczesnego społeczeństwa, jego wady i kompleksy, tak iż będzie to świetna okazja pośmiać się z nas samych. Nic bardziej mylnego.
Książka miała być przesycona humorem porównywalnym ze skeczami autorstwa Monty Python'a. Lubie tę serię szczególnie fragment poświęcony szkoleniu wojskowemu (link pod recenzją), jednak poziom żartów i gier słownych jakie zaserwowano na kartach powieści był żenujący i głupi. Być może wynika to z faktu, iż książka przeznaczona była do innej grupy odbiorców. Co do fabuły prowadzona jest ona chaotycznie i mało przejrzyście, bardzo łatwo zagubić się w jej przebiegu, czego nie ułatwiają na siłę tworzone potyczki słowne między bohaterami. Również zakończenie wydaje się nieprzemyślane i skonstruowane jak gdyby na siłę, tak aby „koniecznie” zaznaczyć dziejową wyjątkowość staruszki Ziemi.
Warto tu również zaznaczyć, iż książka Autostopem przez galaktykę jest pierwszym tomem serii o tym samym tytule. Ponadto w 2005 roku na ekranach kin pojawiła się jej ekranizacja (link niżej) w reżyserii Garth'a Jennings'a, w której główną rolę zagrał Martin Freeman – myślę, że znany każdemu z roli Bilbo Baggins'a. Na Filmwebie produkcja oceniana jest na 6.7, czyli całkiem przyzwoicie.

Źródło zdjęcia: kolekcja prywatna autora bloga

Roger Zelazny, Aleja potępienia, recenzja


Autor: Roger Zelazny,

Tytuł: Aleja Potępienia

Cykl: Wehikuł Czasu

Wydawnictwo: Rebis

Ilość Stron: 197

Rok Wydania: 2019

Ocena: 10/10


Kolejną książką z grupy fantastyki post apokaliptycznej, której recenzji chciałbym się podjąć jest "Aleja Potępienia" autorstwa Rogera Zelaznego. Myślę że większość fanów tego gatunku miało okazję usłyszeć o tym pisarzu lub przeczytać, którąś z jego książek. Zasłynął głównie jako autor sławnych "Kronik Amberu" obejmujących w sumie dziesięć tomów. Zanim jednak powstała wspomniana seria w 1967 roku w Stanach Zjednoczonych ukazała się powieść "Aleja Potępienia". Powieść liczy 197 stron, jednak pomimo swej skromnej objętości czytelnik może dzięki niej zagłębić się w bardzo zróżnicowany, mroczny i brutalny krajobraz Ameryki Północnej po III wojnie światowej.

Fabuła Książki

Główny bohater książki – Czort Tanner – jako skazaniec otrzymuje od rządu Kalifornii zadanie z gatunku mission impossible. On, jak i inni kierowcy z jego ekipy muszą jak najszybciej przetransportować, do ogarniętego zarazą (sądząc z opisów jest to cholera) Bostonu, lekarstwa dla chorych oraz niezbędny sprzęt do ich produkcji na miejscu. Zadanie wydaje się niemożliwe do wykonania, gdyż oznacza przedostanie się na wschodnie wybrzeże przez tzw. aleje potępienia, czyli ciągnącą się przez tysiące mili radioaktywną pustynię, którą zamieszkują mutanty, kanibale oraz przemierzają rozmaite grupy bandytów. Poza tym na ziemiach tych znajdują się miejsca i zamieszkują je bestie, o których nikt nic nie wie, głównie dlatego że nie pożył wystarczająco długo, aby móc o tym komukolwiek opowiedzieć...
Wśród atutów książki wymieniłbym z całą pewnością jej bohaterów. Żaden z nich nie jest jednoznaczny, ma za sobą ciekawy, niekiedy brutalny, innym razem wzruszający życiorys. Mi osobiście szczególnie podobał się opis przeszłości Czorta, który zgodził się podjąć samobójczej misji, gdyż nagrodą za jej ukończenie ma być dla niego amnestia obejmująca „wszelkie przestępstwa popełnione na terenie Kalifornii, o których jej rząd wie, oraz te których jeszcze nie odkrył”, a przyznać trzeba, że Tanner za młodu był postrachem zachodniego wybrzeża.
Kolejny duży plus za ukazanie zachowań i postępowania mieszkańców zniszczonego wojną USA, przypominającego mi bohaterów filmu "Mad MAX" z 1979 roku. Na marginesie gorąco polecam film. Na zakończenie wyróżniłbym również barwne opisy przyrody radioaktywnej Ameryki, jakie serwuje nam na kartach powieści Roger Zelazny. Mimo, że są surowe to w pewien sposób przyciągają uwagę, a z każdym kolejnym wyczekuje się od autora kontynuacji tego wątku na kolejnych stronach powieści.
Jedynym elementem jaki nie wzbudził mojego entuzjazmu było zakończenie. W mojej ocenie płytkie i nie pasujące do starannie budowanej przez prawie 200 stron opowieści.
W mojej domowej bibliotece znajduje się wydanie książki z 2019 roku przygotowane przez Wydawnictwo Rebis. Grafika przedstawiająca gnającego bezdrożami motocyklistę oraz znajdujące się za nim ruiny miast nawiedzane przez trąby powietrzne i burze piaskowe, co znakomicie oddaje klimat opowieści.

Podsumowanie

W mojej ocenie książka Regera Zelaznego "Aleja Potępienia" z całą pewnością można zaliczyć do klasyków literatury post apokaliptycznej XX wieku. Z czystym sumieniem polecam ją wszystkim fanom zarówno fantasy, science-fiction i horrorów.

Orson Scott Card, Mówca Umarłych, recenzja




Dzisiejsza recenzja poświęcona jest książce jednego z najbardziej znanych i cenionych amerykańskich pisarzy science-fiction – Orson’owii Scott’owi Card’owi. Jej tytuł to Mówca Umarłych i stanowi ona kontynuacje opisywanej wcześniej na blogu Gry Endera, która po dziś dzień zajmuje szczególne miejsce w mojej duchowej bibliotece najlepszych powieści jakie czytałem.
Od dłuższego czasu przymierzałem się do jej przeczytania jednak ze względu na „moralnego kaca” jakiego miałem po pokonaniu pierwszej części postanowiłem odwlec ten moment w czasie. Warto tu wspomnieć, iż Mówca Umarłych podobnie jak Gra Endera przyniósł autorowi „Oscara” w gatunku literatury science fiction i fantasy, czyli oczywiście nagrody Hugo i Nebulę.
Mówca Umarłych po raz pierwszy pojawił się na rynku wydawniczym w 1987 roku. Ja korzystałem
z egzemplarza wydanego w Polsce przez Pruszyński i S-ka w 2013 roku. Pod względem wizualnym książka prezentuje się bardzo dobrze, dominujące kolory zieleni i czerni przykuły moją uwagę, sugerując iż będzie to powieść pełna intryg i grozy. W rzeczywistości Mówca nie skradł mojego serca...
Książka napisana jest bardzo przystępnie, czyta się ją bardzo szybko choć pierwsze rozdziały nie były zbyt porywające. Bohaterowie są dosyć barwni choć próżno szukać na jej kartach prawdziwie czarnego charakteru w rodzaju Jokera, Magneto czy chociażby Dartha Vadera. Mieszkańcy Lusitanii (planeta, na której przedstawiona jest większość fabuły książki) to w zasadzie uczciwi, pobożni
i spokojni koloniści. Opis nawiązania kontaktu z obcą cywilizacją prosiaczków Card ukazał
w zupełnie inny sposób niż można było przypuszczać. Brak tu brutalnych i krwawych starć, ksenofobicznych bohaterów czy nawet naukowców „śliniących” się na myśl o możliwości przeprowadzenia badań na rozumnych mieszkańcach obcej planety. Przeciwnie, trudno tu nawet zauważyć aby odkrywcy próbowali prawdziwie poznać nową cywilizację. Wyjaśnieniem tego ma być prawo ustanowione przez Gwiezdny Kongres, sprowadzając rolę ludzi do skromnych, nieingerujących w sprawy obcych obserwatorów.
Również zakończenie książki nie przypadło mi do gustu, co prawda stanowi swoiste wprowadzenie do kolejnej część tej opowieści „Ksenocyd”, jednak nie pozostawia otwartych pytań czy decyzje podjęte przez bohaterów były słuszne czy też nie. W zasadzie dostajemy gotowe rozwiązanie bez konieczności głębszej refleksji.
Jak nie trudno się domyślić Mówca Umarłych nie przypadł mi do gustu. Myślę że poprzeczka postawiona przez autora w Grze Endera poszybowała tak wysoko, iż sam twórca musiał wymyślić nowy koncept dla kolejnej części aby przebić popularność jej poprzedniczki.

Siergiej Łukjanienko - Labirynt odbić, recenzja


Autor: Siergiej Łukanienko

Tytuł: "Labirynt odbić"

Wydawnictwo: Amber

Ilość stron: 335

Rok Wydania: 1996

Ocena: 7/10


Szanowni czytelnicy i fani literatury science fiction, minęło sporo czasu od kiedy ostatnio przygotowywałem recenzję książki, ale cóż okres przed i po świąteczny absorbuje nas na wielu płaszczyznach. Dziś chciałbym podzielić się z wami moją opinią na temat książki Siergieja Łukianienki Labirynt odbić. Jest to pierwsza część dylogii (dylogia składa się dwóch części). Ukończyłem jej czytanie dosłownie dziś rano. Nie przeszkadzało mi nawet wiercenie sąsiada piętro niżej, który zdaje się wiesza szafki i półki.
Autor książki należy do najbardziej znanych pisarzy SF w Europie. Popularność zyskał przede wszystkim dzięki cyklowi Patrole.
Fabuła książki
Powstały w 1996 roku Labirynt odbić liczy 335 stron i jest podzielony na pięć części. Jego fabuła opiera się na historii Leonida/Strzelca petersburskiego hakera, który zarabia na życie wykradając tajne dane z komputerów prywatnych firm. Świat opisywany przez autora daleko różni się od nam współczesnego. Na skutek nieoczekiwanych splotów wydarzeń naukowcom udaje się stworzyć wirtualny świat, w którym ludzie mogą zarówno bawić się jak i umierać, toczyć wirtualne wojny i pojedynki z bohaterami wszelkich gier, nawiązywać nowe znajomości i uprawiać bezpieczny seks pod warunkiem, że mają dostęp do Internetu. Leonid po kolejnej kradzieży otrzymuje wyjątkowe zlecenie, na pozór proste, w rzeczywistości zaś mogące zniszczyć całą wirtualność i ludzi w niej żyjących.
W mojej ocenie niewątpliwym atutem książki jest jej fabuła, prowadzona w dobrym tempie, nie brakuje w niej zwrotów akcji oraz anegdot ukazujących życie i kulturę Rosjan. Osobiście uważam, że najsilniejszą jej stroną jest interesujący i dość zwariowany świat wirtualnej rzeczywistości, w który dosłownie wszystko jest możliwe. Szczególnie przypadł mi do gustu opis postaci, jakie użytkownicy sieci tworzyli celem wyróżnienia się w nim. Jednak jak każda książka i ta nie jest wolna od mankamentów. Dla mnie niedopracowanym jest motyw Nieudacznika i wyjaśnienie tego jak znalazł się w sieci. Za to zakończenie jest oryginalne i napawa optymizmem.
W trakcie czytania książki wielokrotnie spotykałem się z motywami, bądź sytuacjami, które mogłem wcześniej widzieć na ekranie kin czy w TV. Wątek wirtualnego świata został dotychczas poruszony chociażby w takich produkcjach jak Player One czy Matrix. Moim zdaniem scenarzyści i reżyserzy tworząc te produkcje w mniejszym lub większym stopniu czerpali wzorce z Labiryntu odbić. Jednak najlepiej będzie, jeśli sami się przekonacie czy tak w rzeczywistości jest.
Podsumowanie
Książka Labirynt odbić niewątpliwie warta jest przeczytania, jeżeli nawet nie ze względu na bogato wykreowany świat i oryginalną fabułę, to na pewno za możliwość poznania choćby niewielkiego fragmentu i kultury Rosji oraz specyfiki myślenia jaj obywateli. Z czystym sumieniem polecam Wam jej przeczytanie.


źródło zdjęcia: prywatna kolekcja autora