Walter Tevis - Przedrzeźniacz, recenzja



Szanowni czytelnicy, chciałbym podzielić się dziś z Wami moimi przemyśleniami po przeczytaniu książki Walter’a Tevis’a Przedrzeźniacz. Dzieło to nabyłem tydzień temu z pewnej księgarni internetowej. Wpływ miała na to ciekawa okładka oraz opis wskazujący, iż tytuł należy do klasyki literatury sf. Mimo, iż jej autor nie był mi kompletnie znany postanowiłem ją kupić i przekonać się, czy był to słuszny wybór.
Na kartach książki zanurzamy się w odległą – choć niezupełnie – przyszłość. Świat, który wielu z nasz uznałoby obecnie za perfekcyjny – utopię. Nie ma w nim przestępczości, nie brakuje miejsca do zamieszkania, wiele dóbr codziennego użytku jest dostępnych za darmo, wszelkiego rodzaju narkotyki
i środki poprawiające humor są szeroko dostępne, a ludzie oddają się ciągłym przyjemnościom. Można by uznać, iż ludzie żyjący w takim świecie powinni być szczęśliwi, jednak nic bardziej mylnego. Wielu z nich trapi coś nieznanego, niepojętego, co prowadzi do częstych samobójstw, które dla wielu są jedynym ratunkiem. W świecie tym o losie człowieka decydują maszyny/roboty, których zadaniem jest uszczęśliwiać ludzi w taki sposób jak one uznają to za stosowne. Ten właśnie świat przyjdzie nam poznawać oczami trojga bohaterów: kobiety, mężczyzny i robota.
   Szanowni czytelnicy, skończyłem dziś czytać ową książkę i przyznam wam szczerze, iż trudno mi się otrząsnąć po tym, czego doświadczyłem czytając ją. Zawarte w niej przesłanie wydaje się bardzo aktualne w naszej obecnej rzeczywistości. Dzieło Tevis’a cenię przede wszystkim za ciekawie wykreowany oryginalny świat, interesujących bohaterów, w tym tych drugoplanowych. Również zakończenie opowieści było ciekawie i pomysłowo skonstruowane, przez co nie miałem wrażenia niedosytu, jak to często bywa przy innych krótszych opowieściach. Chcąc wskazać minusy wymienię tylko jeden. Początek książki bardzo przypominał mi fabułę wcześniej recenzowanej 451 Farenheita, tu również czytanie książek postrzegane było, jako coś złego i godnego kary, przez co miałem wrażenie deja vu.

   Podsumowując
   Książka Przedrzeźniacz to w mojej ocenie prawdziwe arcydzieło sf. Szczerze i gorąco polecam ją wszystkim książkoholikom oraz fanom sf i postapo.

źródło zdjęcia: kolekcja autora bloga

Brandon Sanderson - Elantris, recenzja



Witam ponownie szanowni czytelnicy. Dziś chciałbym Wam przybliżyć kolejną książkę Brandona Sandersona Elantris. Dzieło to wydane w 2005 r. stanowiło debiut autorski znanego i cenionego pisarza zza oceanu. Od dawna planowałem po nią sięgnąć, a okazja trafiła mi się w okresie przeprowadzki. Okazało się, iż w mojej okolicy znajduje się prawdopodobnie najlepiej zaopatrzona biblioteka z działami fantasy, science-fiction i horror w Warszawie (jeżeli jesteście ciekawi gdzie się znajduje zapytajcie w komentarzach). Pogłoski odnośnie wypożyczalni okazały się prawdą. Przeglądając książki na półkach czułem się jak sześciolatek w rozlewni czekolady…
     Wrócę jednak do samej książki. Składa się ona z trzech części, a cała historia opisywana jest z punktu wiedzenia trojga bohaterów: księcia Raodena, który zostaje zesłany do Elentris, po tym jak dosięga go Shaod, drugą bohaterką jest księżniczka Sarene, którą prześladuje fatum staropanieństwa oraz kapłan Hrathen, który otrzymuje od swego suwerena zadanie nawrócenia całego ludu Arelonu w ciągu 90 dni. Całość książki opowiada nam o zwichrowanej historii Elantris – miasta, które niegdysiejsi mieszkańcy postrzegani byli, jako nieśmiertelni bogowie, cudotwórcy potrafiący stworzyć każdą rzecz z dowolnej materii. Nieoczekiwanie pewnego dnia wszyscy oni tracą swe moce, urodę i opiekunów, a ludzie zaczynają postrzegać ich, jako potwory niegodne by istnieć.
     Niewątpliwą zaletą książki jest znakomita kreacja głównych, jak i pobocznych bohaterów. Ponadto na duży plus zasługuje poprowadzenie głównego i pobocznych wątków fabularnych. Mi osobiście najbardziej zapadło w pamięć kilkukrotne błyskawiczne zwroty fabularne, które wywracały do góry nogami wszystkie moje ówczesne przewidywania dotyczące dalszego przebiegu opowieści. Po stronie minusów wskazałbym pierwszą część książki pt. Cień Elantris. Niewątpliwie miała ona na celu wprowadzenie czytelników w świat runów, polityki i spisków. W mojej ocenie ta część była jednak zbyt długa, co znacząco spowolniło możliwość swobodnej eksploatacji tego bogatego świata.
Podsumowując:
     Elantris to udany debiut pisarski Brandona Sanderosna. Książka godna jest polecenia wszystkim fanom fantasy bez względu na wiek. Sięgając po tę książkę musicie być świadomi, iż po jej przeczytaniu Sanderson może stać się waszym ulubionym pisarzem fantasy.

PS. Fragment książki znajduje się w formie Audiobooka na stronie YT.
https://www.youtube.com/watch?v=Zh1NzcM5E-c

źródło zdjęcia - https://www.antykwariat.waw.pl/ksiazka,1046491/brandon_sanderson_elantris,381233.html

Robert J. Szmidt, Otchłań, Wieża, opinia





Szanowni fani literatury grozy, sf i fantasy dziś chcę Wam przedstawić recenzję dwóch książek z serii Uniwersum Metro. Mowa tu o Otchłani i Wieży autorstwa Roberta J. Szmidta, który jest pierwszym polskim autorem książki z serii UM 2033. Głównym powodem, dla którego zdecydowałem się opisać te dwie książki był fakt, iż ostatnio skończyłem czytać drugą z nich.
Na kartach książki Szmidta poznajemy historię ocalonych z nuklearnej katastrofy, jaka dotknęła Wrocław w 2013 roku. Miasto pogrążone w gruzach z wielkim kraterem w centrum zamieszkuje kilka społeczności, dla których domem stały się wrocławskie kanały. Ludzie ci poza takimi codziennymi problemami, jak przestępczość, głód, ataki mutantów stają w obliczu świętej wojny z kanibalami. Przyznać trzeba, że rozrywek im nie brakuje, a to dopiero początek. Głównym bohaterem książek jest Pamiętający/Nauczyciel, który jako człowiek w średnim wieku oficjalnie zajmuje się edukacją młodzieży. Wydawałoby się, iż będzie on obrońcą sprawiedliwości, dawnych wartości i humanitaryzmu, nic bardziej mylnego, gdyż jak dowiemy się z kart książki ów człowiek skrywa straszliwą prawdę o tym, kim był i co czynił w pierwszych latach po zagładzie.

Dimitrij Głuchowski – Metro 2033, Metro 2034, Metro 2035, recenzja


Szanowni czytelnicy dziś podejmuję się napisania niezwykle trudnej dla mnie recenzji. Zdecydowałem się przybliżyć dziś trylogię rosyjskiego pisarza Dimitrija Gołuchowskiego. Zapewne wielu z was słyszało o nim, czy to czytając jego książkę Metro 2033, grając w grę Metro: Last Light, Metro Exodus, a może słyszeliście o planach ekranizacji jego książki przez jedno z wiodących studiów w USA. Jak zapewne wiecie Metro 2033 zostało bardzo pozytywnie przyjęte przez czytelników nie tylko w Rosji, ale też poza jej granicami. Zapoczątkowało to powstanie serii książek pod szyldem Uniwersum Metro 2033, liczącej obecnie 98 pozycji, w tym 9 przetłumaczonych przez fanów na język polski (cześć i chwała wam za to). W projekt UM2033 zaangażowali się do tej pory twórcy z Rosji, Polski, Ukrainy, Wielkiej Brytanii i Włoch.
 Wracając jednak do trylogii Głuchowskiego, jej główny wątek fabularny poświęcono ukazaniu losów ludzkości po nuklearnej katastrofie, która objęła świat w 2013 roku. Na cały świat spadły tysiące głowic atomowych i broni biologicznej niszcząc życie, florę i faunę. Ostatnimi miejscami, w jakich przetrwała ludzkość są bunkry, schrony i stacje metra. Ludność zamknięta głęboko pod ziemią, odcięta od wszelkich wygód, borykająca się z brakiem leków, żywności, wody oraz bezprawiem podjęła starania celem odbudowania choćby namiastki dawnego świata. W takim świecie przychodzi dorastać Artemowi, głównemu bohaterowi pierwszej i trzeciej części trylogii.
Nie chciałbym wam streszczać fabuły całej trylogii, od razu przejdę do silnych i słabych stron książki. Dużą zaletą książki Głuchowskiego jest ukazany w niej świat, niezwykle bogaty i różnorodny. Istnieją tam obok siebie grupy stacji państwa identyfikujące się, jako chociażby faszyści, komuniści, Hanza (kapitaliści) oraz wiele innych, zaś nad nimi rozpościera się martwe miasto – Moskwa – które w wyniku silnego promieniowania zamieszkują wyłącznie hordy mutantów. Również klimat – mroczny, klaustrofobiczny przypominający niekiedy horror – serwowany nam przez autora wpływa na pozytywny odbiór dzieła.
Pośród wad trylogii wskazałbym na pewno głównych bohaterów pierwszej i drugiej części. W mojej ocenie są oni zwyczajni nudni i przewidywalni. Żyjąc w niezwykle brutalnym świecie pozwalają sobie niejednokrotnie na okazywanie litości i współczucia innym, za co i tak (o czym doskonale wiedzą) spotka ich kara albo wzgarda. W trzeciej części ten element został już poprawiony, tak iż możemy przemierzać świat i obserwować go oczami ludzi prawdziwie doświadczonych przez los, realistycznie podchodzących do życia i niewąchających się podejmować trudne decyzje. Bardzo duży minus za drugą część trylogii. Ma ona bardzo niewiele wspólnego z fabułą pierwszej i trzeciej. Mógłbym długo pisać o nudnej historii i bohaterach ukazanych w niej, pozwolę sobie jednak na stwierdzenie, iż była to najnudniejsza książka, jaką czytałem w ciągu ostatnich kilku lat.
Podsumowując trylogia Głuchowskiego zajmuje szczególne wyeksponowane miejsce na mojej półce z książkami. Pomijając blamaż, jakim była druga część, cenię ją ze względu na fantastyczny mroczny klimat, bogaty świat i fantastyczną trzecią część trylogii. Wszystkim fanom książek sf, fantasy i horrorów serdecznie polecam sięgnięcie po tę pozycję i zagłębienie się w świat postapokaliptycznego moskiewskiego metra.


PS. Fragment książki znajduje się w formie audiobook na YT.
https://www.youtube.com/watch?v=y59x7jovG78


Źródło zdjęcia: https://allegro.pl/metro-2033-2034-2035-dmitry-glukhovsky-i6893269152.html

James Herbert - Szczury, Kryjówka, recenzja



Witam moi drodzy czytelnicy. Dziś zdecydowałem się na publikację kolejnej recenzji książek z gatunku horror. Przyznam, iż od dawna zabierałem się za jej recenzję, gdyż zaliczam ją do absolutnej czołówki dzieł grozy, jakie dotychczas czytałem. Mowa tu o Szczurach i Kryjówce autorstwa Jamesa Herberta. Dzieło to trafiło po raz pierwszy w moje ręce, gdy byłem w ostatniej klasie liceum. Swoją objętością (nieco ponad 200 stron) oznajmiały, iż prawdopodobnie ich przeczytanie zajmie mi kilka dni. Kolega, który mi ją pożyczył nie był pasjonatem czytania, ale zarzekał się, iż przeczytał obie i bardzo mu się podobały, choć drugi raz nie chciałby się w nie zagłębiać – podobno tak przerażające były…
Główny wątek fabularny związany jest z inwazją na współczesny Londyn gigantycznej chmary/hordy czarnych szczurów, które poza tym, iż z natury wyglądają dość strasznie są dodatkowo znacznie większe od swych naturalnych odpowiedników oraz zakosztowały w ludzkim mięsie i ponadto roznoszą zabójczą chorobę. W obliczu ataku gryzoni całe miasto i rząd musi stanąć do walki z nimi, a czasu jest coraz mniej, gdyż z dnia na dzień przybywa ich coraz więcej i więcej, a ich ataki wydają się znakomicie skoordynowane, jak gdyby ktoś nimi kierował…
W tym miejscu nie mogę wskazać negatywnych cech książki, w mojej ocenie jest znakomita. Chcąc wskazać tylko trzy pozytywne jej elementy, jako pierwszą wymieniłbym bardzo realistyczne i brutalne sceny ataku gryzoni, które wierzcie albo nie, przyprawiały mnie wówczas i obecnie o gęsią skórkę. Kolejny pozytyw za ukazanie życia i ataków w Londynie oczami wielu bohaterów, dla których są to często ostatnie chwile życia. Ostatni pozytywny element to zakończenie, które do ostatniej strony trzyma w napięciu.

Podsumowując Szczury i Kryjówka to krótka aczkolwiek znakomita powieść grozy, jednak jej odbiorcą powinni być doświadczeni weterani tego gatunku. Żałuje tylko, iż trzecia część trylogii Domain dotychczas nie ukazała się w Polsce. Z czystym sumieniem polecam ją wszystkim.

Żródło zdjęcia: https://archiwum.allegro.pl/oferta/james-herbert-szczury-kryjowka-i7142871503.html

Zabójcze maszyny Philipe Reeve, recenzja





Szanowni czytelnicy minęło ponad miesiąc odkąd przygotowałem wam ostatnią recenzję książki. Przyznam się, iż ze względu na pracę i przeprowadzkę brakowało mi czasu i chęci, aby przelewać tu moje opinie na temat nowych lub dawniej czytanych książek. Mimo to każdego dnia, gdy jadę lub wracam do domu z pracy staram się zająć wolne miejsce w metrze, tramwaju lub autobusie i czytam strony kolejnej książki. Obecnie zagłębiam się w Wierzę Roberta Szmita, więc niedługo na moim blogu pojawią się recenzje książek z Uniwersum metro 2033.
Książką, którą chciałbym dziś zrecenzować jest Zabójcze maszyny pióra Philipe’a Reeve’a. Jest to pierwsza część cyklu pt. Żywe maszyny. Zdecydowałem sięgnąć po nią ze względu na fakt, iż na początku przyszłego roku do kin wejdzie jej ekranizacja w reżyserii Christian’a Revers’a, zaś autorem scenariusza filmu jest Peter Jackson. Oglądając dostępne zwiastuny odniosłem wrażenie, iż może to być bardzo wciągająca książka. Cóż nie wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione.
Na kartach książki Reeve’a poznajemy historię trojga głównych bohaterów pierwszej części, są to: Tom Natsworthy, Hester Shaw i Katherin Valentine. Żyją oni w postapokaliptycznym świecie pełnym mknących po bezdrożach miast, gdzie poruszanie oznacza życie, zaś zatrzymanie - śmierć. Pewnego dnia Londyn, którego mieszkańcami są Tom i Katherin, pożera małe miasteczko Speerwell, na którego pokładzie znajduje się Hester Show. Sierota z oszpeconą twarzą, która poprzysięgła zemstę dawnej stolicy Zjednoczonego Królestwa. Jak już wspomniałem moje oczekiwania względem Zabójczych maszyn były dość wysokie, niestety po przeczytaniu tego dzieła nie mogę powiedzieć abym był usatysfakcjonowany. Na początek jednak zacznę od plusów książki. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie obraz przedstawionego na jej kartach świata, jest on dość bogaty i przemyślany, wydaje się, iż autor sporo czasu poświęcił na jego wykreowanie. Książkę czyta się bardzo szybko, na co wpływ mają bardzo krótkie rozdziały liczące od 4-5 stron.
Słabymi elementami książki są na pewno postaci ukazane na jej kartach, które są bardzo płytkie, nieciekawe, a przede wszystkim katastrofalnie przewidywalne w swoich działaniach. Podobnie jest z fabułą, która jest jedno wątkowa, a przez to również łatwo przewidzieć, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach. Kolejny duży minus za zakończenie, które nie pasuje do całości opowieści. Czytając je miałem wrażenie, że autorowi zabrakło pomysłu jak zamknąć tę część, dlatego sięgnął po tak banalny finał.

Podsumowując książka Zabójcze maszyny nie przypadła mi do gustu. Z jednej strony bardzo spodobał mi się wykreowany przez autora świat, z drugiej ukazana w nim historia daleko odbiegała od moich oczekiwań. Przyznam szczerze, iż nie wiem czy szybko sięgnę po drugą część Żywe maszyny. Mimo wszystko zachęcam wszystkich do sięgnięcia po tę jak i inne zrecenzowane przeze mnie książki i wyrażenie o nich swojej opinii w komentarzach.



źródło zdjęcia: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4853064/zabojcze-maszyny

Harry Adam Knight – Carnosaur, recenzja



Szanowni fani literatury grozy, dziś podejmuję się recenzji kolejnej książki Harry’ego A. Knight’a. Tym razem będzie to powieść z 1984 r. Carnosaur. Zetknąłem się z nią po raz pierwszy w okresie liceum. Zainteresował mnie opis znajdujący się na jej odwrocie, który żywo przypominał mi sceny z filmu Jurassic Park. W pierwszej chwili myślałem, że autor chce zaserwować mi opowieść nieodbiegającą treścią od fabuły przeboju kinowego z 1993 r. Jednak coś tu się nie zgadzało… daty! Książka została wydana dziewięć lat wcześniej przed premierą filmu. Nie tracąc czasu wypożyczyłem ją.
Głównym wątkiem książki jest historia naukowca-myśliwego prof. Perward’a, którego marzeniem jest przewrócenie do życia wielkich gadów z okresu jury i kredy. W tym celu buduje gigantyczne prywatne zoo, w którym nie szczędząc pieniędzy i krwi urzeczywistnia swoje plany. Serię okrutnych zdarzeń i niewyjaśnionych wypadków poznajemy z perspektywy dwudziestokilkuletniego David’a, który postanawia zbadać, co dzieje się za murami parku. W tym celu musi m. in. uwieść żonę prof. Perward’a….
Warto tu jeszcze zaznaczyć, iż podobnie jak w poprzednio recenzowanej książce Fungus i tym razem autor pozwolił sobie na zamieszczenie na jej kartach kilku dosadnych opisów scen erotycznych. Sami oceńcie, czy wpłynęło to pozytywnie, czy też negatywnie na całokształt jego dzieła.
Chcąc wskazać słabe i silne strony książki zacznę od tych pierwszych. Niewątpliwą jej zaletą jest ciekawy pomysł na główny wątek fabularny, opisy mordów i rozrywania ciał przez krwiożercze gady, są tak szczegółowe, iż nie trudno jest się wczuć w położenie ofiar i poczuć ich strach. Na plus zaliczam również ciekawe opisy eksperymentów medycznych i wstawki związane z archeologią i pochodzeniem dinozaurów. Z drugiej strony duży minus za zakończenie, w mojej ocenie niewspółgrające z całą fabułą.
Wspomnę jeszcze, iż książka, został zekranizowana w 1993 r. pt. Carnosaur w reżyserii Adam'a Simon'a. W dwa lata później powstał siquel (Knight nie napisał drugiej części książki), a w 1996 r. trzecia część o tytule Carnosaur 3: Primal Species.
W mojej Carnosaur to przyzwoity horror, od którego można rozpocząć swoją przygodę z literaturą grozy. Mimo - moim zdaniem – nieudanego zakończenia warto sięgnąć po nią, choćby po to, aby porównać fabułę z tą zawartą w jej ekranizacji oraz filmem Jurassic Park.



źródło zdjęcia: https://darmowe-ebooki.com.pl/44207-harryadamknight_carnosaurebook.html

Brandon Sanderson – Z mgły zrodzony, recenzja

Brandon Sanderson – Z mgły zrodzony, recenzja

Tytuł: „Z mgły zrodzony

Cykl:
Oststnie Imperium, tom 1

Autor: Brandon Sanderson

Wydawnictwo: MAG

Ilość stron: 1224

Rok Wydania: 2008

Ocena: 9/10

Szanowni Czytelnicy dziś podejmuję się napisania recenzji książki Brandon’a Sanderson’a Z mgły zrodzony, pierwszej części cyklu Ostatnie Imperium. Myślę, że dla większości nazwisko autora jest dobrze znane. Przyznam, że należy on do ścisłego grona moich ulubionych pisarzy, choć przeczytałem zaledwie cztery jego książki (kolejne 4 czekają na swoją kolej na półce). W jego książkach najbardziej cenię złożoną fabułę, ciekawie wykreowany świat oraz motyw poszukiwania odpowiedzi na pytanie, zagadkę, która stanowi klucz do połączenia wszystkich elementów fabuły w jedną całość.
Wracając do samego dzieła. Jak wspomniałem wyżej jest to pierwsza część cyklu pt. Ostatnie Imperium. Autor ukazuje nam tu świat w pierwszej chwili dosyć ponury, mroczny i pełen niesprawiedliwości. Otóż wyobraźmy sobie miejsce, w którym społeczeństwo zostało podzielone na dwie części. Arystokrację, która stanowi zdecydowaną mniejszość, i która posiada wszelkie dobra, majątki, przywileje, a przede wszystkim władzę nad pozostałą częścią społeczeństwa. Mowa tu o Skaa, którzy, mimo iż są ich miliony muszą potulnie wypełniać polecenia szlachty, stanowią jej własność od momentu urodzenia, aż po śmierć. Logicznym jest tu zadanie pytania, dlaczego Skaa skoro są ich tak ogromne rzesze nie buntują się, nie mordują swych ciemiężycieli? Otóż zarówno ponad nimi jak i ponad arystokracją stoi Ostatni Imperator – człowiek a raczej bóg w ludzkiej postaci – posiadający niewiarygodną moc kontrolowania wszelkich metali i wywierania wpływu na ludzką psychikę… Panuje ponad 1000 lat gdyż jest nieśmiertelny.
Mógłbym tu długo rozpisywać się na temat fabuły książki, jednak przejdę do pozytywnych i negatywnych stron dzieła. Do walorów książki zaliczam przede wszystkim bardzo ciekawie wykreowanych bohaterów, z których każdy wielokrotnie mnie zaskakiwał. Ponadto świat stworzony przez Brandona Sandersona mi osobiście przypominał owianą mrokami średniowieczną Europę, przez co łatwo udało mi się wczuć w jej klimat.  Z drugiej strony początek książki (I część) był dość nudny. Przyznam, że trudno mi było przez niego przebrnąć, głównie z uwagi na krzyżujące się wątki i wiele niejasności, które utrudniały mi cieszenie się główną fabułą. Na szczęście księgi 2-4 sprawiają, że akcja nabiera tempa, tajemnice się wyjaśniają, a poszczególne sekrety wychodzą na światło dzienne.
Podsumowanie
Z mgły zrodzony to znakomita opowieść przede wszystkim o przyjaźni, ale też o niesamowitych mocach i okiełznaniu strachu. Zapewne młodzi czytelnicy mogą być nieco przestraszeni jej objętością – ponad 600 stron – ale wierzcie mi warta jest przeczytania. Ja sam siadam już dziś do drugiej części cyklu Bohater Wieków.



P.S. na Youtube znajduje się fragment książki w formie audiobooka.


Harry Adam Knight – Fungus, recenzja



Tytuł: „Fungus

Autor: Harry Adam Knight

Wydawnictwo: Amber

Ilość stron: 1224

Rok Wydania: 1991

Ocena: 9/10


Szanowni Czytelnicy dziś chciałbym zrecenzować kolejną książkę z gatunku horror, czyli Fungus autorstwa Harry’ego Adam’a Knight’a. Zetknąłem się z nią po raz pierwszy w liceum. Ze względu na swoją objętość (nieprzekraczającą 200 stron) oraz intrygującą okładkę postanowiłem ją przeczytać. Korzystając ze słownika angielsko-polskiego jak również łacińsko-polskiego tytuł możemy przetłumaczyć jako „grzyb”.
Fabuła książki
W swym dziele Harry Adam Knight zabiera czytelników do współczesnego Londynu, gdzie w wyniku nieszczęśliwego wypadku z laboratorium wydostają się na wolność zarodniki nowego rodzaju grzybów. W błyskawicznym tempie rozprzestrzeniają się po stolicy Wielkiej Brytanii osiadając na budynkach, ulicach, dostając się do gleby, organizmów zwierząt i ludzi. Nieoczekiwanie grzyby, które pierwotnie miały rozwiązać problem głodu na świecie zaczynają zmieniać faunę i florę południowo-wschodniej Anglii. Co gorsza ich oddziaływanie na ludzi jest przerażające. Zaatakowani stają się żywymi hybrydami ludzi i grzybów. W celu zbadania i powstrzymania rozprzestrzeniającego się zagrożenia rząd wysyła do centrum zdarzeń trzy osoby: żołnierza, pisarza i piękną kobietę. Muszą się oni śpieszyć, ponieważ władze są gotowe użyć przeciw grzybom broni atomowej…
Jak wspomniałem wyżej Fungus nie jest wielu-set stronicowym dziełem, idealnie nadaje się do przeczytania na weekend. Akcja prowadzona jest szybko, główni bohaterowie są wyraziści, a niekiedy intrygujący. W książce można również znaleźć fragmenty erotyczne, co dodaje nieco pikanterii całej opowieści. Z drugiej zaś strony jest to opowieść jednowątkowa, z łatwym do przewidzenia zakończeniem.
Podsumowanie
W każdym razie wszystkim pasjonatom książek sf i horror polecam przeczytania Fungus’a jak i innych książek Knight’a, które w przyszłości kolejno zrecenzuje.

źródło zdjęcia: https://allegro.pl/fungus-knight-i6946161080.html

Ray Bradbury – Farenheit 451, recenzja



Ray Bradbury – Farenheit 451, recenzja

Tytuł: „451 Farenheita

Autor: Ray Bradbury

Wydawnictwo: MAG

Ilość stron: 176

Rok Wydania: 2018

Ocena: 9/10


Szanowni Czytelnicy dziś chciałbym zrecenzować dla Was książkę Ray’a Brandenbury’ego 451 Fahrenheita. Być może mieliście okazję słyszeć o niej, gdyż należy ona do klasyków literatury science-fiction. Powstała w 1953 roku i w mojej ocenie jej autor czerpał inspirację wprost z dzieła George’a Orwell’a Rok 1984. Fabuła książki stanowiła inspirację podczas realizacji filmu Equilibrium z 2002 roku, w którym główną rolę zagrał Christian Bale. Ponadto w roku bieżącym 451 Fahrenheit został powtórnie zekranizowany pod tym samym tytułem. W głównej roli wystąpił Michael B. Jordan, znany z takich filmów jak Fantastyczna Czwórka (2015), Creed: Narodziny legendy (2015) oraz Czarna Pantera (2018).
Naturalnym dla mnie jest, iż zanim podejmę się oglądania ekranizacji sięgam po książkę tak, aby mieć pełny jego obraz. Wśród zalet książki na pewno należy wymienić ciekawą fabułę osadzoną w nieodległej przyszłości. Na jej kartach spotykamy bohaterów – mimo że nie jest ich zbyt wielu – którzy przedstawiają sobą niezwykle ciekawe osobowości. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobił mroczny, depresyjny świat wypełniony ludźmi o zwichniętych osobowościach, dla których moralność i etyka nie istnieją, liczy się tylko Ja, tu i teraz i moje potrzeby. Wczytując się w dzieło Brandenbury’ego wielokrotnie miałem wrażenie, iż ukazany przez niego fikcyjny świat przenika do naszej rzeczywistości, choćby poprzez fakt, iż wielu ludzi jest obecnie uzależnionych od Internetu, mediów społecznościowych oraz obawia się przekroczenia poprawności politycznej.
Wróćmy jednak na chwilę do filmu 451 Fahrenheita z 2018 r. Starając się być obiektywnym powiem, iż była to dość przeciętna adaptacja. Aktorzy nie popisali się grając swoje role, również fabuła bardzo luźno nawiązywała do treści książki, a zakończenie było straszne. Najbardziej bolał mnie brak w filmie żony głównego bohatera, Mily Montaga, gdyż w mojej ocenie tragizm tej postaci pozwala lepiej zrozumieć i wczuć się w tamten świat. Zapewne wynikało to z faktu, iż scenarzyści i reżyser chcieli dostosować obraz świata przedstawiony w książce do naszej obecnej rzeczywistości.
Fabuła Książki
W kwestii fabuły, głównym bohaterem książki jest strażak Guy Montag. Nie zajmuje się on jednak gaszeniem pożarów, ale ich wzniecaniem… Otóż w jego świecie surowo karane jest posiadanie i czytanie książek. Zapytacie, dlaczego? Tego możecie dowiedzieć się w trakcie czytania książki. Niszczenie literatury to nie jedyny zaskakujący element jego życia. Mianowicie ma on żonę Mildred, która tak jak większość społeczeństwa jest uzależniona od telewizji i poprzez nią indoktrynowana, i ogłupiana. Spokojny, poukładany świat Montag'a zaczyna się rozsypywać, gdy pewnego dnia wracając z akcji palenia książek spotyka siedemnastoletnią Clarisse, ofiarę społecznego wyobcowania, która prosi go, aby ten odprowadził ją do domu…
Podsumowanie
Książka 451 Fahrenheita zapadła mi głęboko w pamięć, polecam ją wszystkim znajomym oraz zachęcam wszystkich czytelników nie tylko fanów sf, aby sięgnęli po nią i zagłębili się w świat, w którym czytanie książek to najpoważniejsza ze zbrodni.

źródło zdjęcia: prywatne autora

Andy Weir – Marsjanin, , recenzja


Tytuł: „Marsjanin

Autor: Andy Weir 

Wydawnictwo: Akurat

Ilość stron: 384 
Rok Wydania: 2014

Ocena: 9/10

Dziś chciałbym zająć się recenzją znanej polskim czytelnikom książki Andy’ego Weir’a "Marsjanin". W 2015 r. powstał film pod tym samym tytułem w reżyserii Ridley’a Scott’a, który został pozytywnie przyjęty zarówno przez krytyków, jak i widzów. Pochlebne opinie na temat filmu przekonały mnie do sięgnięcia po tę książkę. Myślę, że większość czytelników czyni podobnie, gdyż rzadko zdarza się, by ekranizacja dorównywała dziełu pisanemu. Choć na szczęście tym razem byłem mile zaskoczony.

            Fabuła Książki
W swoim dziele Weir przedstawił historię załogowej wyprawy na Marsa, która w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zakończyła się zaledwie po kilku dniach. Już na samym początku książki dowiadujemy się, iż Mark Watney (główny bohater) na skutek wypadku został uznany przez załogę i kierujących misją za martwego i pozostawiony sam na obcej planecie. W czasie, gdy jego towarzysze ze statku wracają na ziemię on podejmuje walkę o przetrwanie oraz stara się zrobić wszystko, co możliwe, aby nie umrzeć z głodu.
Niewątpliwą zaletą książki jest ukazanie przez Andy'ego Weira wielu nowinek technologicznych i teorii z zakresu fizyki, chemii, botaniki i biologii, które zostały przedstawione w bardzo przystępny dla odbiorcy sposób. Ponadto nie brakuje w niej przezabawnych akcentów, gier słownych, a nawet rysunków wykonanych przez głównego bohatera, które w krytycznych momentach jego zmagań o przeżycie potrafią w pewnym stopniu rozładować atmosferę.
Chcąc porównać książkę i film zdecydowanie bardziej podobała mi się ta pierwsza. Głównie z tego powodu, iż jak wiemy doskonale scenarzysta chcąc, jak najlepiej wywiązać się ze swojej pracy musiał pewne sceny zawarte w książce usunąć ze scenariusza oraz co nieco zmienić np. jeśli chodzi o ukazanie na ekranie poszczególnych postaci. Nie inaczej było w przypadku filmu, w którym zabrakło bardzo ważnych scen związanych chociażby z samotnymi wyprawami Watney’a, jak również sposób ukazania postaci kapitan Lewis.

Podsumowanie
Mimo tych uwag dzieło Weir’a śmiało zaliczam do grona moich ulubionych książek i wszystkim fanom sf gorąco je polecam. Polecam również film, choć szczerze zalecam uprzednie przeczytanie książki.


Źródło zdjęcia: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/235716/marsjanin

Graham Masterton - Wojownicy nocy, recenzja




Autor: Graham Masterton
Tytuł: Wojownicy Nocy
Wydawnictwo: Amber
Rok Wydania: 1991
Ilość Stron: 254 + 207
Moja Ocena: 10/10

Powieść grozy to jeden z najbardziej popularnych gatunków literackich ostatniego półwiecza. Prawdopodobnie najbardziej znaną książką tego rodzaju jest historia Draculi autorstwa Brama Stoker’a. Postać legendarnego wampira, jak zapewne wszyscy wiemy, przeszła do historii kina i popkultury i zapewne doczekamy się jeszcze setek, jeśli nie tysięcy filmów, które swoją fabułą nawiążą do dziejów Nosferatu lub jego pobratymców.
Dziś chciałbym zająć się recenzją kolejnej szczególnie ważnej dla mnie książki, lecz niestety mało znanej w Polsce. Mowa tu o Wojownikach nocy autorstwa popularnego w naszym kraju Grahama Mastertona. Po dzieło to sięgnąłem jeszcze, jako uczeń gimnazjum, stawiałem wówczas swoje pierwsze kroki, jako pasjonat literatury sf i fantasy. Dla mnie przygoda z Wojownikami zaczęła się w podobny sposób, jak z pierwszą recenzowaną przeze mnie książką (Gwiazdy moim przeznaczeniem). Odwiedziwszy bibliotekę zacząłem poszukiwania kolejnej książki z gatunku fantasy. Nie mogąc znaleźć niczego ciekawego w ręce wpadła mi dosyć cienka książeczka o wdzięcznym tytule Wojownicy nocy. Zastanawiając się o czym może ona być sądziłem, że to zapewne literatura dla młodzieży, coś o walce dobra ze złem albo podobnego do Power Rangers. Sama okładka też niewiele mi mówiła, więc postanowiłem ją wypożyczyć licząc, iż gdy ją oddam, może wówczas na półkach pojawi się coś ciekawszego. Jakże się myliłem…
Książka Wojownicy nocy składa się z dwóch osobno wydanych części. Ukazana jest w niej historia i walka trojga nieznających się ludzi: nastolatki (polskiego pochodzenia), dwudziestolatka i mężczyzny w średnim wieku. Zostali oni wybrani, aby podjąć walkę z tajemniczą siłą zamieszkującą ludzkie sny i o dziwo w tajemniczy sposób potrafiącą przeniknąć do świata ludzi, aby realizować swój przerażający plan. Każde z trojga bohaterów, aby móc stawić czoła przeciwnikowi otrzymuje specjalne umiejętności, z których może korzystać wyłącznie podczas snu. Doprawdy podróż z nimi po zakamarkach udręczonych i zagubionych ludzkich snów może wprowadzić zarówno w zachwyt swą oryginalnością, jaki przyprawić o gęsią skórkę, gdy bohaterowie uświadomią sobie w czyich marach przebywają.
Ogromną zaletą tej książki jest bogactwo i inność świata snów ukazanego na jej kartach, który stopniowo zaczyna przenikać do naszej rzeczywistości, co stawia ludzi przed potwornością tak odrażającą i przerażającą, iż łatwa o utratę zmysłów.
Charakterystycznym elementem twórczości Masterona jest umieszczanie przez autora w jego dziełach fragmentów o charakterze erotycznym – miał on w swoim życiu dłuższy epizod pisząc w amerykańskich czasopismach dla dorosłych. Czy umieszczenie takich elementów jest jej wadą czy też zaletą? Myślę, że każdy po przeczytaniu tej lub innej książki jego autorstwa będzie mógł sam sobie na to odpowiedzieć. Ze swojej strony chciałbym zachęcić do jej przeczytania, gdyż w mojej ocenie naprawdę warto.

Alfred Bester – Gwiazdy moim przeznaczeniem, recenzja


        

Autor: Alfred Bester
Tytuł: "Gwiazdy moim przeznaczeniem"
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 320
Rok wydania: 2020
Ocena 11/10 

Pierwszą książką jaką chciałbym zrecenzować jest Gwiazdy moim przeznaczeniem autorstwa Alfreda Bestera. Dzieło to zajmuje w moim życiu szczególne miejsce, gdyż związane jest z początkiem mojej miłości do czytania książek. Otóż mając 13 lat po obejrzeniu w kinie filmu Władca pierścieni -  Powrót króla postanowiłem przeczytać całą trylogię J.R.R. Tolkiena. Zajęło mi to nieco ponad dwa miesiące. Smutno było mi kończyć w tym momencie moją przygodę z literaturą, głównie dlatego że w moim bliższym i dalszym otoczeniu brakowało miłośników książek. Nie myślcie, że wcześniej byłem na bakier ze słowem pisanym – bardzo chętnie czytałem komiksy – jednak sięganie po książki nieodłącznie kojarzyło mi się ze studiowaniem lektur, które do dziś kojarzą mi się w większości mało przyjemnie. Po przeczytaniu ostatniej części trylogii wybrałem się do biblioteki. Zarówno nazwiska autorów, jak i tytuły książek niewiele mówiły mi o tym czy dana pozycja jest wartościowa i odpowiednia dla mnie do przeczytania. Ostatecznie mój wybór padł na dzieło, którego okładka przedstawiała statek kosmiczny. Myślałem wówczas, że będzie to lekka, nieskomplikowana opowieść o podróżnikach przemierzających kosmos itp. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna…
Książka Gwiazdy moim przeznaczeniem ukazuje historię przeciętnego do bólu robotnika Gullyego Foylea, który jako jedyny spośród załogi statku kosmicznego „Nomad” ocalał z katastrofy. Po miesiącach wegetacji i oczekiwania na ratunek, okręt „Vorge”, który przelatywał obok poważnie uszkodzonej jednostki, nie udzielił pomocy ocalałemu, mimo iż wysyłał on w przestrzeń gigantyczną ilość próśb o ratunek, których dowodzący statkiem nie mogli nie zauważyć. Skazany na powolną śmierć z powodu kończenia się zapasów tlenu i żywności, Foyle decyduje się zrobić wszystko, aby uratować siebie i straszliwie ukarać „Vorge” i jego załogę.
Poza głównym wątkiem fabularnym książka jest warta polecenia ze względu na dwa elementy w niej zawarte. Po pierwsze przedstawiona w niej rzeczywistość jest zgoła inny niż ukazywane nam dawniej i współcześnie w filmach wizje przyszłości. Otóż wyobraźcie sobie, iż budzicie się w świecie, w którym praktycznie każdy człowiek dzięki dogłębnym badaniom ludzkiego mózgu posiadł umiejętność teleportacji z dowolnego miejsca na ziemi do innego. Doprowadziło to do upadku dawnych gałęzi gospodarki i powstania zupełnie nowych. Ponadto ludność naszej planety musiałaby zmierzyć się z nową sytuacja, w której każdy człowiek w dowolnym momencie mógłby bezkarnie przenieść się do ich kuchni, garażu czy sypialni. Jak nie trudno się domyślić w tym świecie przemoc i bandytyzm osiągnęły nowy wymiar. Drugim niezwykle ważnym elementem tej książki jest postawienie przed czytelnikiem pytania, do czego jest w stanie posunąć się człowiek opętany niezwykle silnym uczuciem, które doprowadza go na granice szaleństwa i autodestrukcji?
Dotychczas miałem jeszcze przyjemność przeczytać inną książkę Alfreda Bestera "Człowiek do przeróbki". Wszystkim zainteresowanych moją opinią na jej temat odsyłam do linku poniżej.
Książka Alfreda Bestera "Gwiazdy moim przeznaczeniem" to szczególnie ważna dla mnie lektura, do której z przyjemnością wracam za każdym razem. Z całego serca polecam ją wszystkim fanom fantasy, sf, horrorów.
PS. Książka dostępna jest w formie audiobooka pod poniższym linkiem:
Audiobook, Alfred Bester, Gwiazdy moim przeznaczeniem, czyta mako_new