Tomasz Siwiec, Mordercze Kaczki, recenzja

 



Autor: Tomasz Siwiec
Tytuł: Mordercze Kaczki
Wydawnictwo: Horror Masakra
Rok Wydania: 2020
liczba stron: 50
Ocena: 10/10


Od pewnego czasu regułą jest, iż po skończeniu czytania wielostronicowych (500 i więcej) książek staram się odpocząć, zresetować umysł, aby podołać kolejnemu książkowemu wyzwaniu. Wówczas to sięgam po książki Tomasza Siwca. Te niewielkie, bo liczące od kilkudziesięciu do nieco ponad stu stron, nowele pozwalają mi się odprężyć, dostarczają dużą dawkę czarnego humoru, a ponadto pełne są akcji.

Gdy ostatnio zakończyłem czytać „Gniew Sprawiedliwych” – ponurą, przygnębiającą, ale pełną akcji książkę o zombie autorstwa Manuela Loureiro – wiedziałem, że przed kolejną powieściową podróżą muszę sięgnąć po dowolną książkę Homera z Suchej Beskidzkiej. Finalnie przeczytałem nie jedną, ale dwie pozycje - „Mordercze Kaczki” i „Morderczy Kret”.
Dziś skupię się na recenzji pierwszej z wymienionych.


Fabuła książki

Powieść Tomasza Siwca „Mordercze kaczki” opowiada historię małej dziewczynki o imieniu Asia. Ta młoda osóbka wprost ubóstwia kaczki, które mieszkają pod mostem przebiegającym nad lokalną rzeczką. Każdego ranka zanosi im różne przysmaki, które znajduje w domu. Pewnego dnia w ramach dobrosąsiedzkiej przysługi otrzymuje w prezencie od pewnego starszego pana ogromną górę ziarna, którą może karmić ukochane kaczuszki. Okazuje się, iż ziarno, które z małych dziecięcych rączek sypie się do wody, zostało wcześniej przez nieostrożność gospodarza skażone, przez co w organizmie zjadających je ptaków zachodzi przerażająca mutacja. Życie i zdrowie mieszkańców Suchej Beskidzkiej jest w niebezpieczeństwie…

Krótka nowelka, jaką są „Mordercze kaczkito smutna historia o ludziach bez wyobraźni, którzy nie bacząc na konsekwencje swoich działań, gotowi są dla własnej wygody niszczyć środowisko i wykorzystywać dziecięcą niewinność. Mimo iż książka przepełniona jest czarnym humorem, okraszonym grozą i krwią można w niej odnaleźć morał i nabrać szacunku do otaczającej nas fauny, gdyż nigdy nie wiadomo, czy pewnego dnia role się nie odwrócą i wówczas to my staniemy się czyimś przysmakiem.

Mordercze Kaczki” to krótka nowela o której trudno zapomnieć. Za sprawą zwariowanej pełnej humoru fabuły osiada ona w pamięci niczym przeogromny kret tworzący tunelowy labirynt pod ogródkiem naszego znienawidzonego sąsiada.

Podsumowanie

Powieść Tomasza Siwca to w mojej ocenie idealna pozycja, gdy potrzebujemy relaksu po pracy, czy jak w moim wypadku wytchnienia po trudniejszej lekturze. Po raz kolejny jestem pełen podziwu dla wyobraźni i odwagi, jakiej autor dał wyraz w swoim dziele. Zdecydowanie polecam książkę wszystkim fanom horroru i czarnego humoru.

Bian Aldiss, Non Stop, opinia


Autor: Brian Aldiss
Tytuł: Non Stop
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Rok Wydania: 2019
Cykl: Wehikuł Czasu
liczba stron: 296
Ocena: 8/10

Gatunek science-fiction zarówno w kontekście literatury jak i filmu należy do moich ulubionych. Z tego też powodu od ponad dwóch lat regularnie zbieram i czytam książki wydawane przez Dom Wydawniczy Rebis w ramach cyklu „Wehikuł Czasu”. Dziś postanowiłem podzielić się moją opinią na temat książki „Non stop” autorstwa Briana Aldissa. Powieść ukazała się po raz pierwszy drukiem w Stanach Zjednoczonych Ameryki w 1958 roku i do dnia dzisiejszego umieszczana jest w ścisłym gronie najważniejszych powieści science-fiction w dziejach.

Fabuła książki

Głównym bohaterem powieści jest Roy Complain, który pełni rolę myśliwego w plemieniu Greenea. Zgodnie z przekazywanymi z ust do ust legendami znajduje się na statku, choć nie wie, czym on tak naprawdę jest. Roy przyłącza się do wyprawy organizowanej przez rządnego władzy kapłana Marappera, by odkryć pozostałe pokłady i przejąć kontrolę nad statkiem. I tak pięciu śmiałków rusza w niezwykłą wędrówkę, w trakcie której odkryją niezwykłe miejsca, ludzi oraz będą musieli rozwiązać zagadkę, która otacza statek i jego niezwykłą załogę.

„Non Stop” opiera się na popularnym motywie wędrówki, w trakcie której bohaterowie nie tylko przeżywają liczne przygody, poznają otaczający ich świat, ale przede wszystkim zaglądają w głąb siebie. Powieść pełna jest niesamowitych zwrotów akcji, które potrafią wgnieść czytelnika w fotel. Równomiernie prowadzona fabuła i odkrywane co pewien czas tajemnice statku „Arka” prowokują czytelnika do głębokich przemyśleń i refleksji. Brian Aldiss poruszył w swym dziele wiele tematów m.in. funkcjonowanie społeczeństw pierwotnych, świadomość społeczną oraz rolę i pozycję jednostki w nim funkcjonującą. Wielokrotnie odniósł się do zagadnień filozoficznych i socjologicznych.

Brian Aldiss wykreował niezwykły, klaustrofobiczny świat, który od pierwszej do ostatniej karty jego powieści silnie oddziaływane na wyobraźnie czytelnika. Z pełną szczerością muszę przyznać, iż wraz z kolejnymi rozdziałami i poznawanymi pokładami statku oraz skrywanych w nich sekretach, zatraciłem się w tej powieści.

Podsumowanie

Powieść Briana Aldisa "Non Stop" to oryginalna, przemyślana i zaskakująca historia o odciętym od świata społeczeństwie, wierzącym iż żyje w prawdziwej utopii. Tytuł ten polecam miłośnikom sf i innych gatunków literackich. 

Marcin Halski, Laleczki, opinia

Marcin Halski, Laleczki, opinia

Autor: Marcin Halski

Tytuł: Laleczki

Wydawnictwo: Wydawnictwo HM...

Ilość stron: 305

Rok Wydania: 2021

Moja ocena 9/10

W ostatnich latach można zaobserwować wzrost zainteresowania polskimi powieściami fantasy i grozy. Również dla mnie dzieła rodzimych twórców stały się znacznie bliższe, aniżeli jeszcze dekadę temu. Marcin Halski to jeden z najbardziej charakterystycznych i charyzmatycznych pisarzy młodego pokolenia. Pochodzący ze Śląska literat wydał w ostatnich latach kilka interesujących książek m.in. „Chrystusowa Ziemia”, „Dlaczego szczęśliwy człowiek nie żeni się z kobietą”, „Rise in Wojkowice helll”, a w drugiej połowie tego roku podzielił się z fanami swoją kolejną powieścia pt. „Laleczki”. To liczące nieco ponad 300 stron dzieło stanowi interesujące połączenie powieści  fantasy z kryminałem okraszonym niemałą ilością grozy.

Fabuła książki

Akcja powieści rozgrywa się w odległej zamorskiej krainie Harwyn, która przed laty została podbita przez wojska cesarskie. Nowi władcy, traktujący jej ziemie i mieszkańców jak łup wojenny, bezzwłocznie przystąpili do unifikacji kraju. Zakazano wszelkich wierzeń, rozpoczęto mordowanie kapłanów i szamanów. Wbrew oczekiwaniom zwycięzców brutalne pogromy i niszczenie miejsc kultu jedynie wzmogły opór mieszkańców krainy. W wyniku niewyjaśnionych morderstw i groźby wybuchu powstania, władze Cesarstwa decydują się wysłać do tej odległej krainy byłego Głównego Czyściciela Horensa. Człowiek ten zdobył w przeszłości niechlubną sławę potwora w ludzkiej skórze, który odznaczył się szczególną brutalnością w czasie podboju i niszczenia religii w Harwyn.

Dzieło Marcina Halskiego „Laleczki” to surowa, miejscami brutalna męska opowieść. Akcja skupia się wokół śledztwa prowadzonego przez Horensa, w którym pomaga mu piękna czarodziejka Merind. Jak nietrudno się domyślić bardzo szybko między tą dwójką zaczyna iskrzyć, jednak motyw ich romansu schodzi na drugi plan w obliczu grozy i aktów przemocy, jakie nawiedzają Harwyn i Cesarstwo.

Najbarwniejszym i jednocześnie zmuszającym do refleksji elementem powieści jest postać Horensa. Ten antybohater mający na rękach ogromną ilość krwi i istnień ludzkich, nie do końca poczytalny, musi się zmierzyć nie tylko z rozwikłaniem zagadki niewyjaśnionych morderstw, ale też z demonami z przeszłości, które żyją w najciemniejszych zakamarkach jego zagubionego umysłu.



Kolejnym atutem „Laleczki” jest styl pisarski autora. Powieść napisana jest w sposób lekki, bez zbędnych opisów i dłużyzn. Dzięki czemu od pierwszej strony udało mi się wniknąć w ten niezwykły mroczny świat. Uważny czytelnik dostrzeże w nim wiele różnych symboli i odniesień do współczesnych religii pozwalających na dość swobodne interpretowanie historii. Będąc w drugiej połowie książki, miałem nieodparte wrażenie, że autor zdecydował się na dość śmiały ruch i przemycił do swej powieści wątki postapokaliptyczne. W kwestii technicznej książka wygląda bardzo dobrze, głównie za sprawą klimatycznej mroczno-krwistej okładki oraz ilustracji autorstwa Karola Szadura.

Jedynym minusem, jaki mógłbym wskazać jest zbyt powierzchownie, ukazane kwestie wojen i prześladowań religijnych, na których zbudowane zostało Cesarstwo. Zabrakło mi tu szerszego wyjaśnienia, dlaczego władze imperium tak bardzo gnębiły inne religie i preferowały ateizm, zamiast np. wprowadzić kult bóstw państwowych.

Na koniec chciałbym podziękować Marcinowi Halskiemu za przesłanie egzemplarza recenzenckiego książki wraz z autografem i dedykacją. 

Podsumowanie

"Laleczki" Marcina Halskiego to ciekawa, dość mroczna książka nawiązująca do tematyki Voodoo i powiązanych z nim tytułowych laleczek. Akcja pochłonęła mnie od pierwszej do ostatniej strony, dlatego też serdecznie polecam ją wszystkim fanom fantasy, kryminałów i powieści grozy.  

Sam Sykes, Dziesięć Żelaznych Strzał, Recenzja

 

Autor: Sam Sykes
Tytuł: Dziesięć Żelaznych Strzał
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron:720
Rok Wydania: 2021
Ocena 9/10

Ostatnimi czasy, często zdarza mi się sięgać po książki, które swoją objętością przekraczają 600 stron. Lektury te pozwalają mi na kilka dni, a czasem tygodni wniknąć w niezwykły świat wyobraźni ich autorów. W związku z tym postanowiłem podzielić się opinią na temat książki „Dziesięć Żelaznych Strzał” autorstwa Sam’a Sykes’a. Jest to drugi tom cyklu „Śmierć Imperiów”. Rok temu miałem przyjemność czytać pierwszą część owej serii pt. „Siedem Czarnych Mieczy”. Dlatego też bardzo się ucieszyłem, gdy okazało się, że na naszym rynku za sprawą Domu Wydawniczego Rebis pojawiła się kolejna powieść tego młodego amerykańskiego autora.


Sam Sykes, Siedem Czarnych Mieczy, Recenzja


Fabuła książki

Książka Sam’a Sykes’a rozpoczyna się od telegraficznego skrótu wydarzeń z poprzedniej powieści. Dzięki niemu czytelnicy mogą przypomnieć sobie, w jakim momencie rozstali się z bohaterką powieści Sal Kakofonią. Mistrzyni miecza i jej magiczna broń, przemierzają Bliznę, szukając byłych zdradzieckich magów, których obsesyjnie pragnie zabić. W przeszłości odebrali oni Sal możliwość panowania nad magią i pozostawili ją na pewną śmierć. Owładnięta pragnieniem zemsty Sal, zawiera układ z jednym z najpotężniejszych freemakerów na świecie - Dwoma Samotnymi Starymi Mężczyznami. W zamian za wykonanie dla niego niezwykle niebezpiecznej misji, polegającej na wykradnięciu sprzed nosa żołnierzy Rewolucji magicznego artefaktu, ma on dać jej informacje, gdzie znajdują się jej byli kompani.

Drugi tom cyklu „Śmierć Imperiów” zachwycił mnie pod wieloma względami. W porównaniu do pierwszej części ta wyjątkowo barwna historia została znacznie bardziej dopracowana. Wprowadzono wielu nowych bohaterów, którzy posiadają własną niezależną osobowość i odgrywają bardzo istotną rolę w głównym wątku fabularnym. Książka pełna jest pojedynków, eksplozji, trupów i lejącego się strumieniami alkoholu. Akcja mknie bardzo szybko, głównie ze względu na fakt, iż Sal nie potrafi kontrolować swych emocji i ciętego języka, przez co wielokrotnie popada w straszne tarapaty. Na wyróżnienie zasługuje także zakończenie tej części, pozwalające interpretować poszczególne wydarzenia opisane w książce na kilka sposobów.

Sam Sykes nie poskąpił swym czytelnikom przeróżnych barwnych porównań, które bardzo umilają całą lekturę. Mój ulubiony cytat brzmi:

Zima w dolinie była jak krewni, którzy wiedzą, że wszyscy ich nienawidzą: zjawiała się zbyt szybko, żeby ktokolwiek się sprzeciwił, mościła się, zanim ktokolwiek to zauważył, a potem zaczynała się byczyć i skłaniała wszystkich, żeby uwijali się wokół niej przez kilka miesięcy (s.610).

Jedynym poważnym minusem książki są ogromne ilości wulgaryzmów, którymi Sal Kakofonia chętnie dzieli się z czytelnikiem, a które na dłuższą metę potrafią przyprawić o zawrót głowy.

Na zakończenie chciałbym podziękować Domu Wydawniczemu Rebis za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego książki.


Podsumowanie


Dziesięć Żelaznych Strzała” autorstwa Sam’a Sykes’a to niezwykle wciągająca powieść fantasy z elementami grozy i westernu. Myślę, że książka spodoba się wielu fanom literatury fantastycznej, ale uważam, że nie jest to lektura dla każdego. Jeśli jednak szukacie oryginalnej książki, powinniście koniecznie samemu sięgnąć po  „Dziesięć Żelaznych Strzał”.

 


E.Raj, Uczeń Nekromanty, tom 2, Fascynacja, recenzja


Autor: E.Raj

Tytuł: Uczeń Nekromanty, tom 2, Fascynacja

Wydawnictwo: Wydawnictwo HM

Ilość stron: 990

Rok wydania: 2021

Ocena 11/10


Niewielu jest autorów, których książki bez uprzedniego sprawdzenia recenzji, gotów jestem kupować w ciemno. Wśród polskich twórców taką rolę pełni mistrzyni słowa z Krakowa E.Raj. Od kiedy oczarowała mnie jej debiutancka powieść „Uczeń Nekromanty”, tom 1, Plaga za każdym razem, gdy pojawia się jej kolejna powieść z tego uniwersum, bez zastanowienia przygotowuję zamówienie i wypatruję dostawy, niczym maluch czekający na Dzień Dziecka.

Najnowsza powieść w dorobku krakowskiej pisarki „Uczeń Nekromanty”, tom II, Fascynacja ukazała się 31 lipca 2021 roku, nakładem Wydawnictwa HM. Równocześnie towarzyszyło jej nowe wydanie tomu pierwszego, a nieco później dołączyły mini powieści „Mavec”, „Sekrety” i „Opowiadania”.

E.Raj, Uczeń Nekromanty, tom 1, Plaga

E.Raj, Opowiadania

E. Raj, Sekrety
E.Raj, Mavec

Fabuła książki

Drugi tom „Ucznia Nekromanty” skupia się na losach młodego nekromanty Norgala i jego potężnego mistrza Rothgara. Syllon po zakończeniu plagi mozolnie odbudowywany przez jego mieszkańców, zostaje pozbawiony króla, gdyż zapada on w tajemniczą śpiączkę. Rothgarowi udaje się zemścić na swoim wychowanku Norgalu. W wyniku wykorzystania przenośnego portalu zostaje on, jak również Sveen i Nox (młody smok) przeniesieni na jeden z księżyców krążący wokół Jolliny, gdzie przyjdzie im walczyć o życie i o powrót do domu. W tym samym czasie drugi z bohaterów - licz władca nieumarłych - podejmie się urzeczywistnienia  swego marzenia o koronie królewskiej. Jednak w wyniku niezwykłych wydarzeń i spotkania pewnej pięknej telepatki z Hezrynu, stanie przed wyborem - nauczyć się  wybaczać i ufać innym ludziom, czy wyrzec się marzeń z dzieciństwa.

Po raz kolejny E.Raj dała upust swojej wyobraźni, rozwijając niezwykle bogaty, wyrazisty i szczegółowy świat Jolliny. Nie brak tu magii, mrocznych rytuałów, pięknych i frywolnych dam, a i od czasu do czasu smok przeleci nad głową. Poza bohaterami znanymi z pierwszego tomu autorka wprowadziła kilku nowych aktorów oraz miejsc, w których rozgrywa się akcja. E.Raj i tym razem postarała się, aby zszokować czytelników. Znane już motywy i chore relacje wewnątrz rodziny de Syllon zostały dodatkowo wzbogacone o informacje na temat życia Naramira II Okrutnego, Nerilli, Narela i N’iry. W przypadku ostatniej dwójki, ich relacje potrafią przyprawić o mały ból głowy. Podobnie jak w przypadku mini powieści „Sekrety” E.Raj nie bała się poruszać tematów tabu takich jak homoseksualizm czy transseksualizm bohaterów.

Sceną opisaną w książce, która najbardziej zapadła mi w pamięci była walka Rothgara z trollami i magami bojowymi w pewnym hezryńskim pałacu. Spośród postaci, które najmocniej przykuły moją uwagę wymieniłbym nastoletnią księżniczkę Uliviiaę, która w kolejnych rozdziałach książki przeobraża się z nieco głupiutkiej i naiwnej nastolatki w jedną z najważniejszych osobowości uwikłanych w intrygi, ale też samodzielnie tworzącą polityczne sieci. Drugą zaś jest Marri – utalentowana tropicielka z drużyny Sveena. W drugim tomie „Ucznia Nekromanty” Rothgar, po zajrzeniu do jej umysłu ujawnia swym towarzyszom tragiczną historię związaną z jej magicznym talentem. Niestety dla niektórych bohaterów wyjątkowy talent do magii może być największym życiowym przekleństwem.



„Uczeń Nekromanty” tom II, Fascynacja to wielowątkowa opowieść, która może niekiedy przytłaczać czytelnika. Pozornie niezwiązane ze sobą wydarzenia stanowią elementy układanki, które finalnie tworzą zgrabną całość. Mimo że jest to dzieło klasyfikowane jako dark fantasy, znajdą w nim coś zarówno miłośnicy niebanalnego romansu, epickich pojedynków, intryg na najwyższym poziomie. Również miłośnicy lubieżnych i pełnych grozy historii będą usatysfakcjonowani.

Na koniec chciałbym podziękować E.Raj za piękną dedykację oraz Wydawnictwu HM za przekazanie mi egzemplarza recenzenckiego pierwszego, jak i drugiego tomu „Ucznia Nekromanty”. Każda z książek zachwyca swym wyglądem i kunsztem wykonania.

Podsumowanie

E.Raj dzięki swojemu nieprzeciętnemu talentowi potrafi napisać książkę obszerną, przy której z pewnością czytelnik nie będziemy się nudzić. To świetna kontynuacja, która pochłonęła mnie od pierwszej strony i wielokrotnie potrafiła mnie zaskoczyć. Warto na koniec wspomnieć, iż istnieje możliwość pobrania ze strony autorki aneksu zawierającego 11 rozdziałów, które ze względu na objętość dzieła nie mogły znaleźć się w drugim tomie. Te nieco ponad 100 stron pozwala czytelnikom nieco dłużej cieszyć się tą bajeczną historią.

E.Raj, Sekrety, opinia

 


Autor: E.Raj

Tytuł: Sekrety

Wydawnictwo: Self-Publishing

Ilość stron: 149

Rok wydania: 2021

Ocena 10/10

 

W ten mroźny wrześniowy dzień mam przyjemność podzielić się swoją opinią na temat powieści „Sekretyutalentowanej pisarki z Krakowa E.Raj. Jak dotąd w mojej bibliotece zagościło sześć książek jej autorstwa, są wśród nich zarówno te wydane w Wydawnictwie Novae Res, systemie Ridero i najnowsze pochodzące z Wydawnictwa HM. Twórczość małopolskiej mistrzyni pióra od kilku lat dostarcza mi nie mało artystycznych przeżyć i powoli pcha w stronę sklecania własnych krótkich form pisemnych – opowiadań. Warto wspomnieć, iż powieść została wydana w ramach systemu Ridero w 2021 roku i liczy 149 stron. Jak można dowiedzieć się ze wstępu, ta mini powieść różni się od pozostałych, ponieważ została napisana na zamówienie w podziękowaniu za zobowiązanie crowdfundingowe, a wspierający sam wybrał motyw, który osobiście uważam za strzał w dziesiątkę.

E.Raj, Uczeń Nekromanty. Opowiadania

E.Raj, Mavec

E.Raj, Uczeń Nekromanty, tom 1. Plaga

Fabuła książki

Historia ukazana w powieści rozgrywa się na kilkanaście lat przed wydarzeniami opisanymi w pierwszym tomie „Ucznia Nekromanty”. Fabuła skupia się na magu-nekromancie Rothgarze, który zostaje wplątany w wielką intrygę z udziałem swego przyrodniego brata Naramira i siostry bliźniaczki Rothany. Skutkiem czego, cały dwór królewski zadrży w posadach. W tle tych wydarzeń czytelnik będzie miał możliwość poznać bliżej bohatera, czytając o jego relacjach z ojcem Naramirem II Okrutnym i elifickim księciem Fenrilem.



SekretyE.Raj to powieść, która dostarczyła mi nie mało przyjemności z czytania. Wpływ na to miały m.in. dialogi, które zostały dopracowane w każdym szczególe, niekiedy soczyste, pełne emocji, a czasami ostre niczym katowski topór. Nadawały one tempa całej historii, przez co błyskawicznie przechodziłem między rozdziałami. Ukazane postaci są wyraziste i każda z nich wprowadza coś unikatowego do historii. Warto również wspomnieć, iż w książce znaleźć można nieco akcentów erotycznych, w których to autorka wykazała się niemałą odwagą, przekraczając granice ogólnie przyjętego w naszym kraju tabu.

Podsumowanie

Sekrety” autorstwa E.Raj to niezwykle przyjemna mini powieść osadzona w uniwersum „Ucznia Nekromanty”. Uważam, że jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów twórczości krakowskiej mistrzyni słowa.

 

 

 

 

Peter Straub, Upiorna Opowieść, opinia

 


Tytuł: "Upiorna Opowieść" 

Autor: Peter Straub

Wydawnictwo: Vesper

Ilość stron: 628  

Rok Wydania: 2018

Ocena: 11/10 

Jaka byłaby Wasza pierwsza myśl, gdybyście usłyszeli następujące pytanie: „Jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiliście?”? Cytat ten pochodzi z książki Petera Strauba „Upiorna Opowieść”, którą miałem ogromną przyjemność ostatnio przeczytać. Towarzyszyła mi ona w bardzo trudnych chwilach, gdy czekałem przez wiele godzin przed oddziałem położniczym. „Upiorna Opowieść” Petera Strauba to mówiąc w skrócie opowieść o duchach, upiorach, strachu, który nigdy nie śpi i tylko czeka właściwego momentu, aby nas dopaść. Dzieło amerykańskiego pisarza po raz pierwszy ukazało się w 1979 roku. W Polsce za sprawą Wydawictwa Vesper zostało wydane w 2018 roku, w nowym gruntownie przeredagowanym tłumaczeniu, wzbogacone o piękną i mroczną szatę graficzną. Całość dzieła liczy 628 stron.

Fabuła książki

Książka rozpoczyna się od kilkustronicowego wstępu Roberta Ziebińskiego, w którym to dowiadujemy się, jaka była droga tej niezwykłej opowieści od umysłu pisarza, do półek w księgarniach. Zawiera on wiele intrygujących kwestii, związanych również z tym, jak była ona odbierana na przestrzeni czasu i stała się czymś w rodzaju drogowskazu dla kolejnych generacji pisarzy grozy.

Historia osadzona jest w latach 70.-tych, na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, w Milburn w stanie Nowy Jork. Bohaterami opowieści są Ricky Hawthorne, John Jaffrey, Edward Wanderley i Sears James. Tych czterech dobrze sytuowanych i wpływowych starszych panów tworzy pewne tajemnicze stowarzyszenie – Chowder, co żartobliwie zostało przetłumaczone w książce, jako gęsta zupa rybna. Spotykają się oni, aby w swym wąskim gronie opowiadać sobie straszne historie. Historie te związane są z ich życiem, traumatycznymi doświadczeniami i największymi lękami. Początek każdej z opowieści poprzedzany jest pytaniem „Jaka była najgorsza rzecz, którą kiedykolwiek zrobiłeś?”. Członków stowarzyszenia łączy jeszcze jedna rzecz - sekret, który od dziesięcioleci skrywają przed swymi bliskimi i samymi sobą. Coś tak strasznego, iż latami starali się wyprzeć to z pamięci, a mimo to noc w noc prześladuje ich to w koszmarach. Mimo że nie chcą spojrzeć w przeszłość, ona postanawia się upomnieć o sprawiedliwość za dokonaną w przeszłości zbrodnię.

Dzieło Petera Strauba „Upiorna Opowieść” to przykład powieści gotyckiej. Nie chcę poddawać książki drobiazgowej analizie, gdyż zostało to zrobione przez Piotra Borowca w znajdującym się na końcu książki posłowiu. Skupię się raczej na własnych spostrzeżeniach i tych elementach, które mogłyby zachęcić czytelnika, który wacha się, czy sięgnąć po tę ponad sześciuset stronicową lekturę. Od pierwszej strony autor w przemyślany sposób snuje opowieść, której wielowątkowość intryguje do samego końca. Mimo że jest to opowieść o duchach, ich postacie pojawiają się w niej tylko w wyjątkowych momentach, tak jakby cierpliwie czekały na dogodny moment, by przypuścić atak na bohaterów. Powoli, bez zbędnego pośpiechu, przenikają do snów, wyobraźni, a następnie pojawiają się w rzeczywistym świecie.  

Książka zachwyciła mnie pod wieloma względami. Na pierwszym miejscu wskazałbym fantastyczny sposób narracji, ciekawą konstrukcję, mroczny klimat, który gęstniał z każdym kolejnym rozdziałem, osiągając apogeum w trzeciej części. Ilość bohaterów występujących w lekturze jest imponująca, każdy z nich otrzymał własną osobowość i rolę do odegrania. Ponadto dzieło zawiera wiele cytatów, które śmiało mogłyby stać się mottem nie jednej książki.  

Na koniec podzielę się pewnym, krótkim fragmentem książki, który najbardziej zapadł mi w pamięć.

„Nikt nie wiedział, dokąd pojechała. Znikła na dobre – zbyt młoda, zbyt nowa i nie zostawiła po sobie dość, aby stać się legendą. Tego wieczoru, który wydawał się ostatnim spotkaniem Stowarzyszenia Chowder, zwrócił się do przygnębionego Johna Jaffreya i zapytał:

– Jaka była najgorsza rzecz, którą zrobiłeś? – A John uratował ich wszystkich, odpowiadając:

– Tego ci nie powiem, ale opowiem ci o najgorszej rzeczy, jaka kiedykolwiek mi się zdarzyła – i rozpoczął swoją upiorną opowieść”.

Jako ciekawostkę dodam, iż w 1981 powstała ekranizacja powieści w reżyserii Johna Irvina.


Podsumowanie

„Upiorna opowieść” jest historią o duchach, złowieszczej mocy przeszłości, nieuchronnej konieczności poniesienia kary za zbrodnie sprzed lat, o potwornościach mogących czekać na nas po drugiej stronie. Peter Straub stworzył arcydzieło przepełnione mrokiem, naznaczone niepokojącym klimatem. Moim zdaniem jest to lektura, którą każdy wielbiciel powieści gotyckiej, horroru i grozy powinien poznać. Myślę, że to opowieść dla dojrzałych czytelników. Gdybym sięgnął po nią, gdy byłem nastolatkiem i rozpoczynałem swoją przygodę z horrorem, prawdopodobnie nie byłbym w stanie w pełni docenić jej piękna.

 

Franciszek M. Piątkowski, Widzący. Bogowie i Stwory, opinia

 

Tytuł: "Widzący. Bogowie i Stwory" 

Autor: Franciszek M. Piątkowski

Wydawnictwo: Self-Publishing

Ilość stron: 205  

Rok Wydania: 2021

Ocena: 10/10 

Czasami zastanawiam się, jak wyglądałoby życie w świecie, w którym stwory z mitologii słowiańskiej byłyby naszymi sąsiadami. Napotkanie za rogiem ulicy wampirów i wilkołaków żywiących się ludzką krwią i mięsem, byłoby niewątpliwie straszne i niebezpieczne, z drugiej jednak strony zaglądanie do szafki pod zlewem, by przybić piątkę z naszym domowikiem, na pewno samo w sobie przynosiłoby szczęście gospodarstwu domowemu.

Dziś chciałem podzielić się moją opinią na temat zbioru opowiadań Franciszka Piątkowskiego "Widzący. Bogowie i Stwory". Jest to moje piąte spotkanie z twórczością lubelskiego adwokata, żercy z grupy "Krucze Gniazdo", który niedawno został po raz drugi tatą. Na samym początku warto zaznaczyć, iż zbiór liczy jedenaście opowiadań obejmujących razem 205 stron. Tak jak poprzednie książki autora "Powiernik", "Widzący", "Obrońcy" i pierwszy zbiór opowiadań „Powiernik. Bogowie i Stwory” również ta publikacja została wydana w formie self-publishing.

Fabuła książki

W tym tomie opowiadań autor pozwala nam poznać wydarzenia, jakie miały miejsce pomiędzy tymi opisanymi w „Widzącym” i „Obrońcach”. Również tym razem fani Marka Lichockiego, będą mogli nasycić swoją wyobraźnię pięknymi historiami, opisującymi przygody swego ulubionego bohatera, który za sprawą wyobraźni Franciszka Piątkowskiego stoczy walkę o życie swego przyjaciela, rozwikła sprawę objawienia Matki Boskiej na płytach wiejskiego elewatora, poskromi stwora zamieszkującego średniowieczną strażnicę. Warto również dodać, iż Marek tak jak i wielu przed nim i wielu po nim, będzie musiał podjąć się herkulesowej pracy, przy składaniu mebli pewnej skandynawskiej firmy.



Każde z opowiadań znajdujących się w zbiorze jest zróżnicowane. Są wśród nich wesołe, pełne humoru i ironii historie jak Gotishoos, którą czytałem kilka razy, w tym raz mojej lepszej połowie na sali porodowej. Większość jednak stanowią opowiadania mroczne, które mogłyby znaleźć się w antologiach  poświęconych literaturze grozy. Znaleźć można w nich opisy drastycznych scen oraz „soczyste” dialogi. Wydaje mi się, że całość dzieła skupia się wokół przesłania, iż ludzki egoizm i zachłanność, niszczą ludzi i sprowadzają na nas cierpienie. Często to nie szkaradna południca stanowi prawdziwe niebezpieczeństwo, lecz socjopatyczny biznesmen, który po trupach brnie do celu. Warto również nadmienić, iż jedno z opowiadań Cicha ma wiele wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami, jakie miały miejsce pod koniec 2019 roku w Lublinie. Osobiście najbardziej podobało mi się pełne czarnego humoru i gore opowiadanie Potworaki, w którym to autor odniósł się do historii bliskiego spotkania trzeciego stopnia, jakie miało miejsce w Emilcinie (woj. lubelskie) w 1978 roku.  

Ponownie na wielkie uznanie zasługuje szata graficzna książki - przygotowana przez Martę Żurawską - z ukazaną na okładce postacią Leszego. W środku zaś znaleźć można szereg pięknych ilustracji odnoszących się do opisywanych historii. Osobiście najbardziej podobały mi się te odnoszące się do opowiadań Południca, Cicha i Bajdała.

Podsumowanie

Tradycją stało się, iż kolejna książka autorstwa Franciszka M. Piątkowskiego zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zarówno stylem pisarskim, opisywanymi wątkami fabularnymi, humorem, ale przede wszystkim bogactwem postaci i bohaterów znanych z naszej rodzimej mitologii. Z niecierpliwością czekam na kontynuację historii Marka Lichockiego.

 

Martyna Szkołyk, Czarna, Czarna Toń, opinia

 



Autor: Martyna Szkołyk
Tytuł: Czarna, Czarna toń
Wydawnictwo: Self-publishing
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 200
Ocena 7/10

Witajcie, dziś chciałbym podzielić się z Wami moją opinią na temat książki „Czarna, Czarna Toń” autorstwa Martyny Szkołyk. Książkę tę udało mi się nabyć, wraz z autografem i dedykacją autorki w czasie tegorocznych Warszawskich Targów Fantasy.

Fabuła książki

„Czarna, Czarna Toń” opowiada historię Klanu Nocy oraz jego przywódcy Burego, zwanego również Burzowym Gniewem. Jest on niezwykłym przywódcą – pomijając naturę samotnika, wrodzoną dzikość, skorość do gniewu – gdyż posiada umiejętność przemiany w wilka. Od pierwszej karty tej smutnej opowieści poznajemy go jako więźnia, skutego, bitego, głodzonego w zamkniętej celi. W oczekiwaniu na przybycie inkwizytora i czekające go przesłuchanie, nie chcąc dalej pogrążać się w smutku, decyduje się zdradzić swe tajemnice małemu chłopcu o imieniu Sven.

Debiutancka powieść Martyny Szkołyk nastręczyła mi nie małego bólu głowy w kwestii oceny i interpretację tego dzieła. Na pierwszy rzut oka to historia losów maleńkiego wilczego klanu, który starając się stronić od ludzi buduje swoją siedzibę w gęstwinach zaczarowanego lasu, w którym można znaleźć uwodzicielskie rusałki i niezasypiające licho. W mojej ocenie jest to opowieść o budowaniu więzi rodzicielskich, przyjaźni pomiędzy zupełnie obcymi sobie osobami, skrzywdzonymi przez los w podobny sposób. Próżno jest tu szukać krwawych scen gore, w których wściekłe wilkołaki rozszarpują na kawałki i pożerają zalęknionych mieszkańców wsi i miasteczek. Jest to zupełnie inna opowieść, o wiele spokojniejsza, w której akcja posuwa się powoli, jak gdyby była snuta przez starego bajdałę. A wszystko to osadzone w bardzo mrocznym klimacie.

Opowieść napisana jest poprawnie, w trakcie czytania kilkakrotnie natknąłem się na pewne nieścisłości fabularne, jednak nie wpłynęły one znacząco na odbiór treści lektury. Myślę, że wraz z nabywanym przez autorkę doświadczeniem i udoskonalanym warsztatem owe potknięcia znikną.

Lektura książki Martyny Szkołyk stanowiła dla mnie miłą rozrywkę w czasie najgorętszych dni lipca. Żałuję tylko, iż autorka nie zdecydowała się bardziej rozbudować historii Burego, ponieważ postać na tyle charakterystyczna zasługuje na więcej uwagi, w szczególności okoliczności i warunki w jakich zawarł on przerażającą umowę z pewną piekielną kreaturą. Podobnie jest w przypadku motywu bóstw i stworów rodem z bestiariuszy i mitologii słowiańskiej. Myślę jednak, że elementy te znajdą swoje miejsce w kolejnej książce Pani Martyny, którą na pewno chętnie przeczytam.

Podsumowanie

Czarna, czarna toń” to udany debiut literacki Pani Martyny Szkołyk. Ukazana przez nią historia i obyczaje jakimi rządzą się klany wilkołaków, daje możliwość nowego spojrzenia na życie i obyczaje tych leśnych mieszkańców. Osobiście polecam wszystkim fanom fantasy, słowiańskich stworów, wilków i innych mieszkańców lasu sięgniecie po tę pozycję.

Mateusz Rogalski, Obrońcy Ahury. Pasowanie, opinia

 

Autor: Mateusz Rogalski

Tytuł: Obrońcy Ahury. Pasowanie

Wydawnictwo: self-publishing

Rok wydania: 2019

Ilość stron: 436

Ocena: 9/10

 

Debiut literacki to dla każdego pisarza wielkie wydarzenie, do którego wraca się wspomnieniami po latach. W przypadku self-publishingu ma to szczególny smak, gdy dzieło zostaje wydane nie przez wydawnictwo, ale przez samego autora, który bierze tym samym odpowiedzialność, nie tylko za stworzoną przez siebie historię, ale również: redakcję, korektę, projekt okładki, promocję oraz wiele innych elementów. Dziś chciałbym podzielić się opinią na temat debiutu literackiego Mateusza Rogalskiego, który za sprawą swojej książki „Obrońcy Ahury. Pasowanie” dostarczył mi mnóstwo radości i zabawy na początku tegorocznych wakacji.

Fabuła książki

Ta niezwykła historia poświęcona jest przygodom Arisa Esnaf’ara, młodego szermierza pochodzącego z dalekiej krainy, który na skutek niesprzyjających okoliczności znalazł się na ziemiach Księstwa Ahury. Biorąc udział w licznych przygodach i dokonując bohaterskich czynów, takich jak m.in. odbicie uprowadzonych dzieci diuka, zdobywa sławę, pieniądze i licznych wrogów dybiących na jego życie. Niebawem na skutek spisku i zdrady staje się on jedną z kluczowych postaci wojny domowej, która może zrujnować całe księstwo, chyba że Aris weźmie sprawy w swoje ręce i na czele swej drużyny krasnoludów postanowi zaprowadzić pokój oraz zdobyć serce pewnej margrabiny.

Dzieło Mateusza Rogalskiego „Obrońcy Ahury. Pasowanie” urzekło mnie pod wieloma względami. Często podkreślanym jego atutem są szczegółowe opisy batalii, toczonych z iście średniowieczną fantazją. Autor nie szczędzi tu opisów zasad posługiwania się konkretnymi rodzajami broni, manewrami kawalerii w starciu z piechotą, czy obroną zamkowych murów. Cóż, niczego innego nie można by spodziewać się po absolwencie historii.

Mi najbardziej zapadły w pamięci pełne humoru dialogi pomiędzy głównym bohaterem a członkami jego wesołej krasnoludzkiej bandy, a w szczególności Enefasem. Gdy już na początku ich znajomości okazało się, że nie czuje on zażenowania, prosząc swego dowódcę o pieniądze na usługi pań lekkich obyczajów, byłem pewien, że przyprawią jeszcze nie jeden raz Arisa o ostry ból głowy. Na uznanie zasługuje również lekki styl pisarski autora oraz sposób prowadzenia przez niego akcji. Śledząc kolejne przygody, wprost nie sposób się nudzić. Akcja goni akcję z szybkością równą butelek wina opróżnianych przez Arisa. Na koniec warto również pochwalić dzieło za barwną okładkę oraz znajdujące się wewnątrz ilustracje nawiązujące do wydarzeń opisanych w książce.

Jedynym elementem, który przeszkadzał mi w trakcie zgłębiania lektury, były wymyślne nazwiska i imiona poszczególnych bohaterów wywodzących się z rodzin rycerskich. Niestety ciągłe czytanie o takich postaciach jak Theobald Battenberg, Tyrian Erath, Uther Dracofether, czy Ylves de Burnie miejscami psuły mi przyjemność z czytania książki.

Podsumowanie

Dzieło Mateusza Rogalskiego „Obrońcy Ahury. Pasowanie” to bardzo udany debiut literacki. Książkę serdecznie polecam wszelkim fanom fantasy, ale również powieści historycznych. 

 

Robert J. Szmidt, Appokalipsa według Pana Jana, Opinia

 

Autor: Robert J. Szmidt
Tytuł: Apokalipsa według Pana Jana
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ilość stron: 396
Rok wydania 2008
Ocena 10/10

Literatura post apokaliptyczna zajmuje szczególne miejsce w mojej domowej bibliotece. Mogę pochwalić się całą kolekcją książek, wydanych w Polsce w ramach uniwersum „Metro 2033” i „Metro 2035” oraz innymi, które ukazały się drukiem w ramach cyklu „Wehikuł Czasu”. Dziś postanowiłem, podzielić się wrażeniami związanymi z lekturą „Apokalipsa według Pana Jana”, której autorem jest utytułowany pisarz ze Śląska Robert J. Szmidt. Dotychczas miałem przyjemność przeczytać dwie inne jego książki, mianowicie „Otchłań” i „Wieża”, ukazujące życie mieszkańców zrujnowanego przez wojnę atomową Wrocławia w 2033 roku.

Robert J. Szmidt, Otchłań, Wieża, opinia

Fabuła książki

Historia rozpoczyna się na kilka dni przed wybuchem kolejnego światowego konfliktu. Otóż narastające zatargi między państwami sprawiają, iż Chiny postanawiają zająć Tajwan znajdujący się w strefie wpływów Stanów Zjednoczonych. W tym samym czasie Pakistan i Indie decydują się rozstrzygnąć na swoją korzyść konflikt o Kaszmir. Podobne działania względem sąsiadów podejmują inne państwa zarówno w Azji, Afryce czy Europie. W przypadku naszego kraju, rządzący chcąc ukryć swoją nieudolność rozpoczynają inwazję na Ukrainę celem odzyskania Kresów Wschodnich. W odpowiedzi Polska staje się celem dla ukraińskich głowic jądrowych. Wszystkie te wydarzenia stanowią preludium do niemal całkowitej zagłady znanego nam świata.

                    

Spod gruzu jakim stało się terytorium Polski, powstają niewielkie osady, zamieszkałe przez ocalałych z atomowego pogromu ludzi. Wśród ocalałych znajdują się polscy żołnierze, którzy zostali umieszczeni przed wojną w tajnej bazie o kryptonimie „Bastion” zbudowanej w górze Ślęża. 

Apokalipsa według Pana Jana” to pod wieloma względami książka wstrząsająca, przerażająca, ale też zwariowana i pełna humoru. Z jednej strony mamy tu opisy okaleczonych w wyniku promieniowania ludzi, bestialskich czynów dokonywanych przez bandy rabusiów, z drugiej zaś strony pełne humoru dialogi i zabawne historie z zamierzchłych czasów, które wywołają nawet u wielkiego ponuraka przynajmniej cień uśmiechu. Niewątpliwymi atutami książki są ciekawie skonstruowana historia, zaskakujące zwroty akcji, barwni bohaterowie na czele z burmistrzem Wrocławia oraz realistyczne opisy świata po nuklearnej katastrofie.

Podsumowanie

 „Apokalipsa według Pana Jana” Roberta J. Szmidta to książka, po którą może śmiało sięgnąć każdy, kto chce rozpocząć swoją przygodę z literaturą z gatunku post apokaliptycznego. Gorąco polecam.  

Alfred Bester, Człowiek do przeróbki, opinia

 


Autor: Alfred Bester
Tytuł: Człowiek do przeróbki
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Ilość stron: 296
Rok wydania 2020
Ocena 5/10

 

W mojej domowej bibliotece jedno z najbardziej eksponowanych miejsc zajmuje cykl „Wehikuł Czasu” od Domu Wydawniczego Rebis. Mam wszystkie tytuły, które dotychczas zostały w nim wydane. Nie brak wśród nich takich perełek jak, chociażby „Wieczna wojna” Joe Haldeman’a, „Ostatni brzeg” Nevil’a Shute’a, „Hiob. Komedia sprawiedliwości” Robert’a A. Heinlain’a, czy „Przestrzeni!!! Przestrzeni!!!” Harry’ego Harrison’a. Gdy tylko przychodzi mi ochota, by sięgnąć po klasykę science-fiction, wybieram jedną z nich i wygodnie zasiadam w fotelu, oddając się prawdziwej uczcie wyobraźni. Dlatego też chciałem dziś podzielić się z Wami moją opinią na temat książki Alfred’a Bester’a „Człowiek do przeróbki”. Po raz pierwszy ukazała się ona drukiem w Stanach Zjednoczonych w 1952 roku. Przyniosła wówczas swemu twórcy ogromny rozgłos, co zaowocowało przyznaniem mu w kolejnym roku prestiżowej nagrody Hugo.

Alfred Bester to amerykański pisarz znany również w Polsce, głównie ze względu na dwie ze swoich powieści - „Człowiek do przeróbki” i „Gwiazdy moim przeznaczeniem”, które przysporzyły mu wielu fanów w naszym kraju. Osobiście darzę twórcę zza oceanu ogromnym szacunkiem i sentymentem, gdyż za jego sprawą rozpoczęła się moja przygoda z literaturą.

Alfred Bester, Gwiazdy moim przeznaczeniem, opinia



Akcja powieści „Człowiek do przeróbki” rozgrywa się na początku dwudziestego czwartego wieku. Jest to niezwykły świat, w którym znaczny odsetek społeczeństwa ma telepatyczne umiejętności czytania w myślach, przez co żadna tajemnica nie może pozostać w ukryciu. W tym futurystycznym świecie pojęcie „zbrodnia” jest archaizmem, który mało kto rozumie. Każdy potencjalny przestępca jest zatrzymywany przed jej popełnieniem, gdyż jego intensywne myśli pełne zabójczych intencji przyciągają uwagę telepatów, którzy alarmują o tym odpowiednie służby. Bohaterem książki jest Ben Reich, bajecznie bogaty biznesman, który stoi na czele wielkiego handlowego imperium. Doprowadzony do szaleństwa, przez swego biznesowego konkurenta D’Courtney’a decyduje się go zamordować i przejąć jego firmę. Świadomy tego, że szybko zostanie zdemaskowany, korumpuje wysokiej rangi telepatę, aby zatarł ślady po jego zbrodni. Drugim z bohaterów powieści jest Lincoln Powell, prefekt wydziału parapsychologicznego policji obdarzony niezwykle silnymi telepatycznymi umiejętnościami. Od samego początku odkrywa on, iż to Reich stoi za morderstwem, ale brakuje mu jednoznacznych dowodów winy. Powell musi wspiąć się na szczyty swych umiejętności, aby odkryć prawdę i skazać mordercę na najwyższą karę – przeróbkę.

Wśród atutów książki wymieniłbym ciekawie skonstruowany świat przyszłości, który był jednym z filarów dla twórczości m.in. Philip’a K. Dick’a („Raport mniejszości”) oraz szeroko rozumianego Cyber Punku. Futurystyczny obraz przyszłości nakreślony przez Alfred’a Bester’a jest niebywale wciągający i daje pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, bo kto z nas nie chciałby żyć w świecie, gdzie zbrodni nie ma. Z drugiej strony jest on klaustrofobiczny, gdyż tak jak bohaterzy czujemy się obserwowani, analizowane są nasze myśli i intencje, a to z kolei ogranicza naszą wolność. Również styl pisarski autora jest miły dla czytelnika, choć brak tu pewnego rodzaju iskry, emocji, które mogłem poczuć, czytając „Gwiazdy moim przeznaczeniem”. Niestety niewiele dobrego można powiedzieć o większości bohaterów powieści, zarówno Powell, jak i Barbara są postaciami szablonowymi absolutnie pozytywnymi, a przez to nudnymi. Jedynie Reich ma ciekawszą osobowość oraz pewnego rodzaju urok, który sprawia, iż przez lwią część książki kibicowałem jego działaniom i snułem wraz z nim plany podboju galaktyki. Dużym minusem dla dzieła Bester’a jest niewykorzystany motyw powtórnego dorastania i dojrzewania Barbary. Autor poskąpił czytelnikom uczuć, wrażeń, a przede wszystkim przemyśleń, jakie mogły towarzyszyć tej młodej kobiecie w sytuacji, gdy musiała w ciągu kilku tygodni przejść proces dojrzewania od okresu niemowlęcego, aż po wiek dorosły. Na koniec warto również wspomnieć o zakończeniu, które niestety jest łatwe do przewidzenia, przez co w znacznej mierze książka mnie nudziła. Czytając ją miałem miejscami wrażenie, że oglądam stary melodramat z lat 90.

„Człowiek do przeróbki” autorstwa Alfred’a Bester’a to klasyczna powieść science-fiction z elementami kryminału. Największym jej atutem jest ciekawy oryginalny świat, którego potencjał niestety nie został należycie wykorzystany przez autora. Osobiście ani nie polecam, ani nie zniechęcam do sięgnięcia po tę książkę.