Jay Anson, Amityville Horror, recenzja



Autor: Jay Anson

Tytuł: Amityville Horror

Wydawnictwo: Vesper

Ilość stron: 266

Rok wydania: 2019

Moja ocena: 10/10

Od czasu napisania ostatniej recenzji minęło zaledwie kilka dni. Nie tracąc czasu sięgnąłem z półki po kolejną książę, która cierpliwie oczekiwała, aż poświecę jej swój czas. Padło na książkę z gatunku literatury grozy – Amityville Horror autorstwa Jay’a Anson’a.
O książce dowiedziałem się niedawno za pośrednictwem grupy na facebook’u HORROR W LITERATURZE. Zainteresowała mnie recenzja przygotowana przez Pana Michała. Co do samej opowieści okazuje się, że Amitiville Horror można śmiało określić, jako jeden z najbardziej znanych i cenionych horrorów na świecie. Opowieść ta stała się inspiracją dla wielu pisarzy oraz filmowców. W przypadku tych ostatnich na przestrzeni ostatnich 50 lat powstało kilka ekranizacji, jak również sequeli tej historii. Ostatni pochodzi z 2005 roku, a główne role w nim zagrali Ryan Reynolds i Melissa Georges.
Fabuła książki
Na kartach liczącej 265 stron książki wydanej przez Wydawnictwo Vesper poznajemy historię pięcioosobowej rodziny Lutzów, którzy odnajdują dom swoich marzeń w miejscowości Amityvill przy Ocean Avenue 112. Dom okazuje się być luksusową dwupiętrową rezydencją posiadającą basen i hangar na łodzie. Postanawiają go kupić, gdyż jego cena jest bardzo niska. Już od pierwszego dnia, gdy wprowadzają się do nowego domu zaczynają obserwować niezwykłe zjawiska. Codziennością stają się dokuczliwe przeciągi, agresywne zachowania dzieci, ucieczki gości, którzy doświadczają wrogiej atmosfery w domu. Nowa siedziba odciska również swój wpływ na samym małżeństwie. Dotychczas pogodni i nowocześni ludzie stają się agresywni i nerwowi, a wszystko to dzieje się tylko w pierwszym tygodniu ich pobytu...
Wśród atutów książki wymieniłbym na początek przedmowę autorstwa księdza John’a Nicoli, która pozwala czytelnikowi uwierzyć, że historia którą zaczyna czytać wydarzyła się naprawdę. Ponadto wydarzenia zostały ukazane w formie dziennika, przez co można poczuć się jak gdyby było się niemym świadkiem. Znakomicie ukazani zostali głowni bohaterowie - małżeństwo George i Kathy, którzy przez całą opowieść walczą o bezpieczeństwo dzieci i swój dom pomimo tego, co ich spotyka. W epilogu możemy dowiedzieć się, że dom przy Ocean Avenue 112 został przebadany przez naukowców, którzy potwierdzili na podstawie swych odczuć, iż wyczuwali tam niebezpieczną i mroczną aurę. W badaniach uczestniczyli Ed i Loraine Waren – małżeństwo zajmujące się badaniem zjawisk paranormalnych. Znani obecnie głównie, ze względu na serię filmów pt. „Obecność” i „Anabell. Na wyróżnienie zasługują również grafiki znajdujące się w książce, jak i sama okładka zaprojektowana przez Macieja Kamude.
Osobiście zdradzę, iż od dawna nie czytałem równie dobrego horroru. Polecam go wszystkim fanom literatury grozy.

Christopher Ruocchio, Imperium Ciszy, recenzja



Minęło sporo czasu od mojej ostatniej recenzji. Wrzesień i początek października wypełniły mi praca oraz obowiązki ogrodniczo-sadownicze. Swój wolny czas poświęciłem czytaniu debiutanckiej powieści amerykańskiego pisarza Christophera Ruocchio Imperium Ciszy. Jest to pierwszy tom cyklu Pożeracz Słońc. Książka liczy 724 strony, podzielona została na 77 rozdziałów, na jej końcu znajduje się indeks postaci oraz informacje dotyczące rodzin i planet, których historię poznać można na kartach powieści.
Na pierwszych kartach powieści Ruocchio czytelnik doznaje dużego szoku. Otóż główny bohater Hadrian Marlowe wita się z nim siedząc w celi więziennej, gdzie w oczekiwaniu na egzekucję postanawia spisać historię swego życia. Nie dowiadujemy się bezpośrednio, co stało się powodem jego uwięzienia, lecz w miarę zagłębiania się w fabułę dzieła przekonujemy się, iż w przeszłości dokonał wspaniałych czynów, jak i dopuścił się przerażających zbrodni, za które otrzymał przydomek „Pożeracza słońc” - „Nawet teraz, po tylu stuleciach, tylu rzeziach, po śmierci jednego słońca i wybiciu całego gatunku, po całym dobru i złu, jakiego się dopuściłem, i jakie uczyniono w moim imieniu oraz w imię rodzaju ludzkiego, ta właśnie chwila zdaje się prawdziwa” (s. 574).
Niestety książka nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Nie brak tu długich opisów i dialogów, które nie wnoszą wiele do rozwoju fabuły. Również główny bohater ukazany został jako nudny, melancholijny i niezdecydowany młody arystokrata, który na dobrą sprawę sam nie wie, czego chce od życia. Koleje losu sprawią, iż przyjdzie mu całować hrabianki, przelewać krew na arenie ku uciesze tłumu, jak również wieść przygnębiające życie żebraka.
Niewątpliwym atutem dzieła jest świat wykreowany przez autora. Żywo przypomina czasy starożytności i średniowiecza tylko przeniesione w przestrzeń kosmiczną. Nie brak tu imperatorów twardą ręką rządzących swymi włościami, bezdusznych i brutalnych feudalnych władców, inkwizytorów specjalizujących się w zadawaniu bólu, duchownych gotowych zmusić ludzi do modłów, centurionów wiodących legiony do walki z wrogiem. Elementy te sprawiają, iż czytelnik z każdym kolejnym rozdziałem coraz głębiej zapuszcza się w tę kosmiczną rzeczywistość. Na kartach książki znaleźć można wiele interesujących życiowych cytatów, które prowokują czytelnika do głębszej refleksji, jak chociażby „Człowiek człowiekowi wilkiem, ale dla istot nieludzkich smokiem”(s. 467). Jest to odniesienie do brutalności, z jaką ludzie obchodzili się z istotami pozaziemskimi obdarzonymi inteligencją znajdujących się na znacznie niższym poziomie cywilizacyjnym, a sprowadzonych do roli niewolników. Mnie osobiście najbardziej zapadły w pamięci rozdziały ukazujące inkwizytorów wymuszających zeznania na pojmanym obcym.
Warto również pochwalić autora za tytaniczną pracę, jaką włożył w stworzenie licznych cytatów w przeróżnych językach mieszkańców odległych planet. Nie są to tylko pojedyncze słowa, a zdania, co dodatkowo ubarwia opowieść. Chciałbym również pochwalić Krzysztofa Rychtera i wydawnictwo Rebis za projekt okładki utrzymany w kontekście fabuły powieści.
Będąc jednak szczerym, Imperium Ciszy nie należy do łatwych lektur, przede wszystkim ze względu na styl pisarski autora oraz wspomniane wyżej zbyt długie opisy i dialogi. Warto również dodać, iż sam tytuł zaledwie jeden raz pojawia się na kartach powieści i nijak ma się do tego, co serwuje nam autor. Mam jednak wrażenie, iż Imperium Ciszy to w rzeczywistości „cisza przed burzą”, czyli tym, co ukazane zostanie nam w kolejnych częściach cyklu. Mimo, iż momentami miałem duże problemy, aby przebrnąć z rozdziału do rozdziału na pewno chciałbym poznać dalszą historię Hada i poznać odpowiedź na pytanie, dlaczego otrzymał przydomek „Pożeracza słońc”.



Chciałem również podziękować wydawnictwu Rebis za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego książki Christophera Ruocchio Imperium Ciszy.


Zdjęcie pochodzi z prywatnej kolekcji autora bloga