Clifford D. Simak, Czas jest najprostszą rzeczą, recenzja

Clifford D. Simak, Czas jest najprostszą rzeczą, recenzja

 

Autor: Clifford D. Simak

Tytuł: Czas jest najprostszą rzeczą

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Rok wydania: 2022

Liczba stron: 282

Moja ocena 5/10

Clifford D. Simak uważany jest za jednego z najbardziej zasłużonych pisarzy XX wieku, a „Czas jest najprostszą rzeczą” to jedna z jego najbardziej rozpoznawalnych powieści. Niestety, choć książka ma w sobie ogromny potencjał, ostatecznie pozostawia czytelnika z poczuciem niedosytu. To jedna z tych książek, na których najbardziej zawiodłem się w 2025 roku.

Punktem wyjścia jest znakomity i świeży pomysł na eksplorację kosmosu. Ludzkość rezygnuje z fizycznych podróży międzygwiezdnych, gdyż okazuje się że naszą planetę otaczają niebezpieczne prądy które uniemożliwiają ludziom eksplorację kosmosu. Zamiast tego w kosmos wysyłane są ludzkie umysły. W kontrolowanych warunkach telepaci przemierzają wszechświat, odkrywając planety i cywilizacje, a monopol na te badania ma potężna korporacja Fishhook.

Niestety, mimo ogromnego potencjału Simak wykorzystuje go tylko częściowo. Owszem, świat przedstawiony teoretycznie jest niezwykle atrakcyjny: zamożna Ziemia pozbawiona głodu, kryzysów energetycznych czy ekologicznych. Jednak tych obrazów dostajemy bardzo niewiele, a szkoda, bo mogła stanowić najciekawszy aspekt powieści.

Główny bohater, Shepherd Blaine, zostaje wrzucony w wir wydarzeń po zetknięciu się z obcą istotą, z którą wymienia świadomość. Zyskuje moce, które czynią go zagrożeniem dla własnych pracodawców, i od tego momentu zaczyna się jego ucieczka – przed korporacją, zabobonem i ludzką ignorancją. Niestety, Blaine nie jest postacią, o której chciałoby się czytać. W zasadzie większość bohaterów stworzonych przez Simaka sprawia wrażenie kartonowych – podobni do siebie, pozbawieni głębi

Co więcej, konstrukcja fabuły opiera się na niekończącym się ciągu zbiegów okoliczności. Blaine prześlizguje się przez kolejne nieprawdopodobne sytuacje, które zamiast budować napięcie, zaczynają męczyć i irytować. Do tego dochodzą długie, monotonne monologi wewnętrzne, z których większość niewiele wnosi do historii – raczej rozwadnia niż pogłębia narrację.

Najbardziej problematyczny pozostaje jednak motyw gwałtownego nawrotu zabobonów. W świecie pełnym technologicznego dobrobytu ludzie zaczynają wierzyć w czarownice, wilkołaki i inne stworzenia rodem z legend, uznając telepatów za potwory. Oczywiście metafory dotyczące ksenofobii, lęku przed innością oraz ciemnoty społecznej są jasne i wartościowe. Jednak sposób, w jaki Simak przedstawia to zjawisko, wydaje się nieprzekonujący i wymuszony. To świat, który nie działa zgodnie z własną logiką.

Choć książka ma niespełna 300 stron, potrafi zmęczyć. W moim przypadku lektura zajęła niemal dwa tygodnie – a to zawsze znak, że historia nie angażuje tak, jak powinna. Polecam głównie tym, którzy chcą poznać klasykę science fiction z obowiązku lub ciekawości. Dla reszty może to być lektura rozczarowująca, ja raczej po nią drugi raz nie sięgnę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz