Robert Marasco, Całopalenie, recenzja

Robert Marasco, Całopalenie, recenzja

Autor: Robert Marasco

Tytuł: Całopalenie

Wydawnictwo: Vesper

Rok wydania: 2020

Liczba stron: 320

Moja ocena: 6/10

Zapowiedzi wokół „Całopalenia” były naprawdę imponujące. Klasyk grozy z lat siedemdziesiątych, wspominany jednym tchem obok „Dziecka Rosemary” czy „Egzorcysty”, po raz pierwszy ukazał się w Polsce w 2020 roku nakładem Wydawnictwa Vesper. Książka została dodatkowo pięknie oprawiona w klimatyczną szatę graficzną autorstwa Macieja Kamudy, a całość dopełnia posłowie Grady’ego Hendrixa, znawcy literatury grozy. Wszystko to sprawiało, że liczyłem na powieść, która mnie porwie i przyprawi o dreszcz niepokoju.

Niestety, mimo wysokich oczekiwań, lektura okazała się dla mnie rozczarowaniem – zamiast mrożącego krew w żyłach horroru otrzymałem historię zbyt przegadaną i mało przerażającą.

Na początku fabuła wydawała się obiecująca. Ben i Marian Rolfe, zmęczeni mieszkaniem w małym wynajmowanym mieszkaniu na Brooklynie, decydują się na wynajem luksusowej rezydencji na północy stanu. Cena jest niezwykle kusząca – 900 dolarów za ponad dwa miesiące – ale okazja ma swoją cenę. W odległym skrzydle domu mieszka starsza pani Allardyce, której lokatorzy muszą codziennie dostarczać posiłki, choć nikt nigdy jej nie widuje. Z biegiem czasu dom zaczyna ujawniać swoją mroczną naturę, a atmosfera gęstnieje. Pytanie, co naprawdę kryje się za drzwiami prowadzącymi do pokoju starszej kobiety, staje się coraz bardziej dręczące.

Niestety, to napięcie rozwija się bardzo powoli. Lektura momentami nużyła mnie przez nadmiar dialogów i przegadanych scen. Marian od początku nie zyskała mojej sympatii, a jej przemiana pod wpływem domu – wstrząsająca i trudna do zaakceptowania – pozostawiła mnie z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Brakowało mi również rozwinięcia postaci Bena, którego zmagania z wypaleniem zawodowym mogły nadać historii dodatkowej głębi.

„Całopalenie” niewątpliwie zasługuje na uwagę jako powieść ważna dla historii literatury grozyprekursorska wobec motywu nawiedzonego domu, a zarazem mocno osadzona w realiach społecznych USA lat siedemdziesiątych. Robert Marasco pokazuje różnice klasowe, zestawiając luksus bogatych posiadłości z ciasnotą wynajmowanych mieszkań. Widać tu pewne podobieństwa do „Lśnienia” Stephena Kinga – jednak w przeciwieństwie do powieści Kinga, „Całopalenie” nie potrafiło mnie przestraszyć ani porwać swoją historią.

Podsumowując, książka miała ogromny potencjał, by stać się niezapomnianym klasykiem horroru, jednak jej powolne tempo, brak klarownego finału i mało sugestywna groza sprawiły, że pozostał niedosyt. To lektura, która może zainteresować miłośników historii literatury grozy, ale niekoniecznie tych, którzy szukają mocnych emocji i szybkiej akcji.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz