Graham Masterton, Duch Zagłady, recenzja

Graham Masterton, Duch Zagłady, recenzja


Autor: Graham Masterton

Tytuł: Zemsta Manitou

Cykl: Manitou (tom 3)

Wydawnictwo: Albatros

Rok wydania: 2018

Liczba stron: 511

Moja ocena 5/10

„Duch Zagłady”, trzecia część cyklu Manitou. Graham Masterton ponownie stawia jasnowidza Harry’ego Erskine’a naprzeciw Misquamacusa – potężnego czarownika, który dąży do symbolicznej i fizycznej zemsty za krzywdy wyrządzone rdzennym Amerykanom przez trzy stulecia. Tym razem jednak nie mamy do czynienia wyłącznie z pojedynczymi aktami przemocy. Nad Ameryką przetaczają się katastrofy o skali apokaliptycznej: trzęsienia ziemi, cyklony, zapadliska pochłaniające całe budynki wraz z mieszkańcami. Śmierć dosięga zarówno zatłoczone metropolie, jak Las Vegas czy Nowy Jork, jak i małe miasteczka. Obraz destrukcji jest intensywny, brutalny i zdecydowanie bardziej mroczny niż w poprzednich odsłonach serii — chwilami zahacza wręcz o horror ekstremalny. To właśnie ten klimat, gęsty i niepokojący, stanowi jeden z najmocniejszych atutów powieści.

Niestety, powieść sprawia wrażenie wyjątkowo chaotycznej. Najbardziej uderzające są błędy fabularne, których w tej części jest zaskakująco dużo. Przykłady rzucają się w oczy już na wczesnym etapie: Amelia i McArtur, uśmierceni w pierwszym tomie, tutaj pojawiają się jako żywi, a czytelnik dowiaduje się nawet o ich rozwodzie, jakby wcześniejsze wydarzenia kompletnie nie miały miejsca. Z kolei problem z chronologią w tej części jest wyjątkowo dotkliwy. Harry Erskine, który na początku cyklu był „dobrze po trzydziestce”, tutaj liczy 45 lat, mimo że na samym początku powieści pada informacja o upływie aż 20 lat od wydarzeń poprzedniego tomu. Powracają również motywy nadnaturalne związane z indiańskimi demonami, jednak Masterton gubi konsekwencję w ich przedstawieniu. Widać to również w kontekście mitologii indiańskiej, na przykładzie Cuthuluchu, który w poprzednim tomie ukazany został jako wodny demon Ka-Tua-La-Hu w „Duchu Zagłady” staje się tu bogiem podziemnego świata Aktunowihio.

Sam Harry Erskine także ulega znaczącej przemianie. To już nie ten sam bohater, znany z dwóch poprzednich części. W „Duchu Zagłady” sprawia wrażenie człowieka zgorzkniałego, zniechęconego i wycofanego. Uparcie próbuje racjonalizować wszystko, co się wokół niego dzieje, negując istnienie Misquamacusa nawet wtedy, gdy ten pojawia się dosłownie przed jego oczami.

Jeśli chodzi o styl, książka liczy ponad 500 stron, a jej objętość wyraźnie nie idzie w parze z treścią. Liczne fragmenty są rozwleczone, a tempo opowieści bywa nierówne, co sprawia, że całość potrafi nużyć bardziej, niż powinna. To powieść, którą można by znacząco skrócić bez utraty istotnych elementów fabuły. Na plus warto odnotować otwarte zakończenie, które pozostawia pole dla kolejnych części cyklu.

„Duch Zagłady” to jak dotąd najbardziej chaotyczna część cyklu Manitou. Mroczny klimat i duża brutalność mogą przypaść do gustu fanom intensywniejszych odmian horroru, jednak liczne błędy fabularne, problemy z chronologią oraz niespójność elementów nadnaturalnych sprawiają, że lektura pozostawia uczucie rozczarowania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz