Lesław Chowaniec, Forteca, recenzja

 

Lesław Chowaniec, Forteca, recenzja

Autor: Lesław Chowaniec

Tytuł: Forteca

Wydawnictwo: Selfpublishing

Rok wydania: 2025

Liczba stron: 240

Moja ocena: 8/10

„Forteca” Lesława Chowańca to powieść, która udowadnia, że gatunkowe połączenia – jeśli są umiejętnie przeprowadzone – mogą dać naprawdę intrygujący efekt. Autor sięga po elementy sensacji i horroru gotyckiego, osadzając fabułę w mroźnej scenerii północnej Norwegii. To właśnie miejsce akcji odgrywa jedną z głównych ról – odcięta od świata, średniowieczna twierdza staje się areną wydarzeń, w której nic nie jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka.

Punktem wyjścia jest tajemnicza śmierć młodego małżeństwa, po której w ruinach pozostają jedynie lodowe szczątki. Kilka dni później w to samo miejsce trafia oddział amerykańskich komandosów pod dowództwem Johna Sullivana. Oficjalna misja ma charakter rutynowy: sprawdzić, dlaczego z twierdzą utracono kontakt. Szybko jednak okazuje się, że to dopiero początek koszmaru. Forteca kryje bowiem zagadkę, z którą niełatwo się zmierzyć – i nie chodzi tu wyłącznie o anomalnie wysoką temperaturę w budynku czy świeżo wymienione okna.

Chowaniec z dużą wprawą buduje atmosferę – czytelnik czuje lodowaty chłód i izolację, a jednocześnie wyczuwa wszechobecną grozę. Każdy krok bohaterów w głąb twierdzy przybliża ich nie tylko do odpowiedzi, ale i do konfrontacji z czymś, czego nie sposób łatwo nazwać. To balansowanie na granicy horroru i thrillera sprawia, że książkę trudno odłożyć.

Pod względem tempa „Forteca” momentami przypomina klasyczne kino akcji i grozy – skojarzenia z „Predatorem” czy „Obcym: Decydujące starcie” nasuwają się same. Autor nie stawia jednak wyłącznie na strzelaniny czy krwawe obrazy. Wręcz przeciwnie – groza jest bardziej sugestią, grą wyobraźni, atmosferą podszytą niepewnością i tajemnicą.

Jeśli miałbym wskazać mankament, to byłaby nim pewna przewidywalność fabuły – czytelnik dość szybko orientuje się w kierunku, w jakim zmierza historia. Osoby szukające horroru w dosłownym, brutalnym wydaniu mogą też poczuć niedosyt, bo „Forteca” bliższa jest thrillerowi militarno-gotyckiemu niż klasycznemu gore.

Polecam fanom sensacji, thrillerów i lekkiej grozy – to świetny wybór na długie jesienne wieczory.

Robert A. Henlein, Żołnierze Kosmosu, recenzja

Robert A. Henlein, Żołnierze Kosmosu, recenzja

Autor: Robert A. Heinlein

Tytuł: Żołnierze Kosmosu

Wydawnictwo: Mag

Rok wydania: 2023

Liczba stron: 256

Moja ocena: 9/10


Robert A. Heinlein (1907–1988) to jeden z filarów science fiction XX wieku – stawiany obok Isaaca Asimova czy Arthura C. Clarke’a. Weteran marynarki, inżynier, wizjoner. Jego książki łączą techniczną precyzję z pytaniami o człowieka, społeczeństwo i politykę. Nic dziwnego, że wciąż wywołują dyskusje, a on sam zapisał się w historii gatunku jako klasyk, którego głos brzmi do dziś.

Żołnierze kosmosu to powieść, która – podobnie jak głośny film Verhoevena z 1997 roku – wzbudza emocje, choć oba dzieła są zupełnie różne. Heinlein nie stawia na widowisko, lecz na refleksję. Owszem, mamy wojnę z obcymi, tzw. Arachnidami, ale autorowi zależy przede wszystkim na pytaniach o odpowiedzialność, obywatelskość i cenę wolności.

Narratorem jest młody kadet Johny Rico. To przez jego oczy poznajemy codzienność rekrutów, wojskową dyscyplinę i ustrój Federacji Ziemskiej. Heinlein świetnie pokazuje, że armia to nie tylko technologia i hierarchia, ale też trudne wybory moralne. Szczególnie mocno zapada w pamięć myśl, że prawdziwe przywództwo to gotowość poniesienia ryzyka – nawet wtedy, gdy oznacza to stanąć w pierwszym szeregu.

Choć książka powstała w 1959 roku, jej aktualność wciąż zaskakuje. Refleksje na temat społeczeństwa, władzy i poświęcenia brzmią niezwykle współcześnie, a liczne techniczne opisy sprzętu, statków czy systemów dowodzenia nadają powieści autentyczności. Co ciekawe, scen walki jest tu stosunkowo niewiele – Heinlein woli opowiadać o przygotowaniach, szkoleniu i filozofii wojny niż o samej akcji. Może dla niektórych będzie to wada, ale w moim odczuciu właśnie to sprawia, że powieść wyróżnia się na tle klasycznego military SF..

Na szczególne wyróżnienie zasługuje wątek relacji Rico z ojcem, który dodaje powieści głębi i osobistego charakteru. Całość czyta się lekko, nawet mimo obecności dłuższych rozważań autora. Najsłabszym elementem okazują się natomiast sceny walki z robalami – sprawiają wrażenie napisanych z obowiązku, bez próby nadania im barwności czy dynamiki. Na szczęście współczesne wydania nadrabiają to w pewnym stopniu klimatycznymi okładkami, doskonale oddającymi ducha tej historii.

Żołnierze kosmosu to klasyka, którą każdy fan science fiction powinien znać. To nie tylko wojna z obcymi, ale przede wszystkim refleksja nad tym, czym jest lojalność, odpowiedzialność i obywatelskość. Dla mnie była to już czwarta przygoda z Heinleinem – i z pewnością nie ostatnia.

Clive Barker, Księgi Krwi, Tom I-III, recenzja

Clive Barker, Księgi krwi, Tom I-III, recenzja

Autor: Clive Barker

Tytuł: Księgi Krwi (tom I-III)

Wydawnictwo: Mag

Rok wydania: 2021

Liczba stron: 551

Moja ocena: 7/10


Z początkiem tego roku rozpocząłem lekturę jednego z najgłośniejszych zbiorów opowiadań grozy – „Ksiąg Krwi I-III” Clive’a Barkera. Postanowiłem rozłożyć sobie lekturę w czasie: pomiędzy kolejnymi książkami czytałem po jednym opowiadaniu ze zbioru, aby nie przesycić się intensywnością i ciężarem tego typu literatury. Zabieg ten pozwolił mi przyjrzeć się każdej historii z osobna i porównać je między sobą. Pierwszy tom zrobił na mnie największe wrażenie – mroczny, brutalny i wręcz hipnotyzujący. Drugi okazał się nierówny – połowa opowiadań wybitna, połowa przeciętna. Trzeci natomiast wypadł dużo słabiej.

Barker proponuje literaturę grozy w formie ekstremalnej: to horrory w stylu gore, przesycone makabrą, cielesnością, deformacją i obrazami budzącymi autentyczny dyskomfort. Jednocześnie każde z opowiadań jest inne – autor za każdym razem wymyśla nowy koncept, który zaskakuje i nie pozwala przejść obok obojętnie.

Na całość składa się siedemnaście opowiadań podzielonych na trzy księgi.

Księga I
Krwawa Księga – młody oszust udający medium staje się ofiarą zemsty duchów, które wypisują na jego ciele wszystkie swoje mroczne historie.
Nocny pociąg z mięsem – pewien mężczyzna odkrywa w nowojorskim metrze istnienie istot karmiących się ludzkim mięsem.
Papla i Jack – demon zostaje wysłany, by dręczyć zwyczajnego mężczyznę, ale ich starcie przybiera zaskakująco komediowo-makabryczny obrót. Moim zdaniem najlepsze opowiadanie z całego zbioru.
Blues świńskiej krwi – były policjant odkrywa w poprawczaku diabelską obecność powiązaną ze świnią karmioną ludzkim mięsem. Znakomite, mroczne i wkręcające opowiadanie.
Sex, śmierć i światło gwiazd – trupia trupa aktorska powraca, by zagrać w spektaklu i ośmieszyć żywych.
Miasta wśród wzgórz – para turystów natrafia na społeczności, które w rytualnej walce formują gigantyczne istoty z ludzkich ciał.

Księga II
Lęk – student filozofii przeprowadza na znajomych eksperymenty konfrontujące ich z największymi lękami. Zdrowo pokręcona historia o pewnym psychopacie.
Piekielne zawody – bieg uliczny w Londynie staje się starciem dobra ze złem.
Jacqueline Ess: jej wola i testament – kobieta odkrywa zdolność kształtowania ciał innych ludzi, co prowadzi do serii makabrycznych zdarzeń. Mocno pokręcona i sugestywna historia.
Skóry ojców – ojciec i syn na pustyni stają wobec pradawnych istot powracających po swoje potomstwo.
Nowe zabójstwo przy Rue Morgue – opowieść o zagadkowym morderstwie młodej prostytutki i jej tajemniczym adoratorze.

Księga III
Syn Celluloidu – w ciele przestępcy rozrasta się nowotwór, który przeistacza się w istotę żerującą na emocjach widzów w kinie.
Trupiogłowy Król – uwolniony spod ziemi starożytny potwór rozpoczyna krwawe żniwo.
Spowiedź całunu (króla pornografii) – dusza zamordowanego księgowego zostaje uwięziona w całunie.
Kozły ofiarne – rozbitkowie trafiają na wyspę będącą masowym grobem, gdzie zmarli domagają się pamięci.
Lidzkie szczątki – młody żigolak poznaje tajemniczego kolekcjonera starożytnych rzeźb, z których jedna zaczyna przejmować jego życie.

„Księgi Krwi” Clive’a Barkera to zbiór, który w pełni zasłużenie zyskał status kultowego. Pierwsza księga to absolutna rewelacja. Druga prezentuje się nierówno, a trzecia – choć wciąż intrygująca – nie dorównuje poprzednim. Całość to bezdyskusyjny klasyk literatury grozy, wciąż robiący ogromne wrażenie.

Arthur C. Clark, Spotkanie z Ramą, recenzja

 

Arthur C. Clark, Spotkanie z Ramą, recenzja

Autor: Arthur C. Clark

Tytuł: Spotkanie z Ramą

Cykl: Rama (tom I)

Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis

Rok wydania: 2023

Liczba stron: 280

Moja ocena: 3/10


Arthur C. Clarke to jedno z najważniejszych nazwisk literatury science fiction XX wieku, a jego Spotkanie z Ramą uznawane jest za jedno z arcydzieł gatunku. Książka zdobyła niemal wszystkie prestiżowe nagrody, jakie można sobie wyobrazić: Hugo, Nebulę, Locusa, BSFA, Campbella, Jupitera. Trudno więc podejść do niej bez wysokich oczekiwań.

W naszym układzie słonecznym pojawia się obiekt o regularnym kształcie i gigantycznych rozmiarach pojawia się w Układzie Słonecznym. Szybko okazuje się, że to nie asteroida, lecz statek obcej cywilizacji, nazwany Rama (wybrano nazwę związaną z egipskim bóstwem, gdyż wyczerpano nazwy pochodzące z greckiej bądź rzymskiej mitologii). Na jego pokład dostaje się załoga statku Śmiałek, której zadaniem jest zbadanie konstrukcji i ustalenie, czy stanowi zagrożenie dla Ziemi. Pomysł – przynajmniej na poziomie ogólnym – jest intrygujący. Niestety, jego literacka realizacja pozbawiona została emocji. Narracja Clarke’a jest chłodna, techniczna, niemal zupełnie wyzuta z dramaturgii. W momentach, które powinny budzić fascynację, niepokój czy poczucie kontaktu z czymś niepojętym, autor pozostaje beznamiętny. Zamiast budowania atmosfery tajemnicy – suchy raport z obserwacji.

Jednym z najsłabszych elementów powieści są postacie. Komandor Norton i jego załoga to bohaterowie pozbawieni głębi, wyraziście zarysowanych cech czy relacji między sobą. Trudno zapamiętać ich imiona, nie mówiąc już o zaangażowaniu się w ich losy. Clarke długo buduje napięcie wokół zagadki Ramy – jednak oczekiwana kulminacja nigdy nie nadchodzi. Finał pozostawia poczucie niedosytu. Na tle pozostałych elementów jedynym wyraźnym atutem książki pozostaje kontekst przyszłości: zmiany społeczne i polityczne na Ziemi, kolonizacja innych planet, nowe normy dotyczące życia rodzinnego czy tak odważne idee jak osuszenie Morza Śródziemnego.

Spotkanie z Ramą to powieść o ogromnym potencjale, który nie został wykorzystany. Mimo licznych nagród i statusu klasyka, jest to książka adresowana głównie do najbardziej cierpliwych miłośników hard science fiction. Pozostali czytelnicy mogą poczuć się zawiedzeni.

Robert Marasco, Całopalenie, recenzja

Robert Marasco, Całopalenie, recenzja

Autor: Robert Marasco

Tytuł: Całopalenie

Wydawnictwo: Vesper

Rok wydania: 2020

Liczba stron: 320

Moja ocena: 6/10

Zapowiedzi wokół „Całopalenia” były naprawdę imponujące. Klasyk grozy z lat siedemdziesiątych, wspominany jednym tchem obok „Dziecka Rosemary” czy „Egzorcysty”, po raz pierwszy ukazał się w Polsce w 2020 roku nakładem Wydawnictwa Vesper. Książka została dodatkowo pięknie oprawiona w klimatyczną szatę graficzną autorstwa Macieja Kamudy, a całość dopełnia posłowie Grady’ego Hendrixa, znawcy literatury grozy. Wszystko to sprawiało, że liczyłem na powieść, która mnie porwie i przyprawi o dreszcz niepokoju.

Niestety, mimo wysokich oczekiwań, lektura okazała się dla mnie rozczarowaniem – zamiast mrożącego krew w żyłach horroru otrzymałem historię zbyt przegadaną i mało przerażającą.

Na początku fabuła wydawała się obiecująca. Ben i Marian Rolfe, zmęczeni mieszkaniem w małym wynajmowanym mieszkaniu na Brooklynie, decydują się na wynajem luksusowej rezydencji na północy stanu. Cena jest niezwykle kusząca – 900 dolarów za ponad dwa miesiące – ale okazja ma swoją cenę. W odległym skrzydle domu mieszka starsza pani Allardyce, której lokatorzy muszą codziennie dostarczać posiłki, choć nikt nigdy jej nie widuje. Z biegiem czasu dom zaczyna ujawniać swoją mroczną naturę, a atmosfera gęstnieje. Pytanie, co naprawdę kryje się za drzwiami prowadzącymi do pokoju starszej kobiety, staje się coraz bardziej dręczące.

Niestety, to napięcie rozwija się bardzo powoli. Lektura momentami nużyła mnie przez nadmiar dialogów i przegadanych scen. Marian od początku nie zyskała mojej sympatii, a jej przemiana pod wpływem domu – wstrząsająca i trudna do zaakceptowania – pozostawiła mnie z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Brakowało mi również rozwinięcia postaci Bena, którego zmagania z wypaleniem zawodowym mogły nadać historii dodatkowej głębi.

„Całopalenie” niewątpliwie zasługuje na uwagę jako powieść ważna dla historii literatury grozyprekursorska wobec motywu nawiedzonego domu, a zarazem mocno osadzona w realiach społecznych USA lat siedemdziesiątych. Robert Marasco pokazuje różnice klasowe, zestawiając luksus bogatych posiadłości z ciasnotą wynajmowanych mieszkań. Widać tu pewne podobieństwa do „Lśnienia” Stephena Kinga – jednak w przeciwieństwie do powieści Kinga, „Całopalenie” nie potrafiło mnie przestraszyć ani porwać swoją historią.

Podsumowując, książka miała ogromny potencjał, by stać się niezapomnianym klasykiem horroru, jednak jej powolne tempo, brak klarownego finału i mało sugestywna groza sprawiły, że pozostał niedosyt. To lektura, która może zainteresować miłośników historii literatury grozy, ale niekoniecznie tych, którzy szukają mocnych emocji i szybkiej akcji.

 


Las, który nie oddaje – Anna Musiałowicz, Kuklany las, recenzja

Anna Musiałowicz, Kuklany las, recenzja
 

Autor: Anna Musiałowicz

Tytuł: Kuklany las

Wydawnictwo: Stara szkoła

Rok wydania: 2021

Liczba stron: 170

Moja ocena 8/10

Z twórczością Anny Musiałowicz zetknąłem się po raz pierwszy przy okazji lektury opowiadania zamieszczonego w antologii W cieniu Bangor. Już wtedy zwróciłem uwagę na sposób, w jaki autorka potrafi łączyć subtelną grozę z emocjonalną głębią. Kuklany las to moje drugie spotkanie z jej prozą, ale z pewnością nie ostatnie – na półce czeka już najnowsza powieść Pamiętam tylko ogień oraz zbiór Taboo. Antologia horroru erotycznego, gdzie również znalazł się jej tekst.

Kuklany las to niedługa, lecz bardzo intensywna historia, w której codzienność płynnie przechodzi w coś głęboko niepokojącego. Punkt wyjścia jest prosty: młoda matka zaczyna podejrzewać, że jej kilkuletni syn po spacerze z ojcem… już nie jest tym samym dzieckiem. W tle pojawia się chatka na skraju lasu i dwie kobiety – stara, sparaliżowana matka i jej niepełnosprawna córka. Nic nie jest tu podane wprost, ale wszystko zdaje się krzyczeć, że coś jest nie tak.

Autorka unika dosłowności, stawiając na niedopowiedzenia. Groza rodzi się z nieokreślonego lęku i gęstej atmosfery. Styl Musiałowicz zasługuje na uwagę – jest oszczędny, ale pełen nastroju, prosty, a jednocześnie poetycki i niepokojący. Jednym zdaniem potrafi oddać emocje i budować napięcie. Choć narracja czasem bywa niejasna, a perspektywy się mieszają, odbieram to jako świadomy zabieg, nie wadę.

Kuklany las to nie tylko opowieść grozy. To także historia o macierzyństwie, bezsilności, chorobie i utracie. To literatura, która zostawia ślad. A zakończenie – niepokojące, otwarte, pełne niedopowiedzeń – sprawia, że długo nie można przestać o niej myśleć.

Przemysław Budziński, Kieszenie pełne ślimaków, recenzja

 

Przemysław Budźiński, Kieszenie pełne ślimaków, recenzja

Autor: Przemysław Budziński

Tytuł: Kieszenie pełne ślimaków

Wydawnictwo: Dom horroru

Rok wydania: 2025

Liczba stron: 246

Moja ocena 10/10

„Kieszenie pełne ślimaków” Przemysława Budzińskiego to książka inna niż większość. Choć akcja toczy się w domu opieki, nie jest to smutna czy przesadnie poważna opowieść. Zamiast tego dostajemy ciekawą historię, która łączy obyczaj z humorem, zagadką kryminalną i lekkim dreszczykiem.

Główny bohater, Borys Odmieniec, po trudnym rozstaniu ucieka do Maciejowic, gdzie podejmuje pracę w domu seniora i opiekuje się sędziwym dziadkiem. Miał być spokój, nowe życie i może trochę rutyny, a tymczasem trafia do miejsca, w którym nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Wśród pracownic – każda z własnymi problemami i historiami – oraz schorowanych, często porzuconych pensjonariuszy, Borys próbuje odnaleźć swoje miejsce.

Sytuacja zmienia się, gdy jeden z podopiecznych nagle umiera, a chłopak zaczyna podejrzewać, że śmierć nie była przypadkowa. Prowadzi własne śledztwo, które ujawnia, że w tle kryje się stara, nierozwiązana zbrodnia i cicha zmowa milczenia.

Mimo ciężkiej tematyki Budziński nie traci lekkości – książka pełna jest humoru, zabawnych dialogów i trafnych odniesień do popkultury (tak, „zostaw rower, bo mi stracisz” też się tu pojawia). Styl pisania jest swobodny, bardzo współczesny, a język przystępny i nienachalny. Choć elementy grozy pojawiają się dopiero później, nie przeszkadza to w odbiorze – historia wciąga od pierwszych stron, głównie dzięki barwnym postaciom i autentyczności świata przedstawionego.

Autor realistycznie oddaje codzienność pracy opiekuna – bez patosu, ale z szacunkiem i uważnością. To jedno z największych osiągnięć tej powieści. Z kolei zakończenie – przemyślane i nieoczywiste – skłania do refleksji i zostaje w głowie długo po lekturze. Serdecznie polecam ją wszystkim.

 


Paweł Leśniak, Mumia. Morze piasku, recenzja

 

Paweł Leśniak, Mumia. Morze piasku, recenzja

Autor: Paweł Leśniak

Tytuł: Mumia. Morze piasku

Cykl: Mumia (tom 2)

Wydawnictwo: Wydawnictwo Nocą

Rok wydania: 2023

Liczba stron: 418

Moja ocena: 8/10

„Mumia. Morze piasku” autorstwa Pawła Leśniaka to drugi tom cyklu „Mumia”. Jest to mroczna, pełna emocji powieść fantasy z elementami horroru i starożytnych egipskich wierzeń. Autor ponownie zabiera nas w podróż do tajemniczej krainy piasku, słońca i bóstw, gdzie granice między mitem a rzeczywistością zacierają się w każdym rozdziale. Tym razem historia staje się jeszcze mroczniejsza. Kraina pod rządami nowej władczyni – Neferuth – pogrąża się w chaosie. Ludzie głodują, zmuszani są do pracy ponad siły, a tajemnicze stwory zaczynają siać postrach wśród bezbronnych. W tym przerażającym czasie najwyżsi kapłani podejmują dramatyczną decyzję – budzą do życia dawnego bohatera, Mosa, który niegdyś był wojownikiem walczącym po stronie faraona, a potem został zdradzony i przemieniony w mumię przez samego Seta. Lektura „Mumia. Morze piasku” była moim drugim spotkaniem z twórczością Pawła Leśniaka. Po przeczytaniu pierwszej części „Mumia”, która bardzo mi się podobała moje oczekiwania względem tej lektury były duże.


Styl Pawła Leśniaka to coś, co wyjątkowo mi odpowiada. Język jest lekki, pełen emocji, archaizmów i plastycznych opisów.
Autor z niezwykłym wyczuciem połączył elementy egipskiej mitologii, grozy i fantasy, tworząc oryginalną fabułę i wizję świata. Bohaterowie to kolejna mocna strona książki. Uwielbiam wyraziste, niejednoznaczne postacie, a tutaj jest ich pełno: Mose, Sobek, Teje, Set – każdy z nich wnosi coś wyjątkowego i trudno pozostać wobec nich obojętnym. Szczególnie Thot, który swoją obecnością kieruje fabułę na zupełnie nowe tory, był dla mnie jedną z ciekawszych niespodzianek. Nie wszystko jednak zagrało idealnie. Zakończenie, choć ważne i potrzebne, mogłoby być nieco bardziej zwarte. W pewnym momencie miałam wrażenie, że napięcie gdzieś się rozmywa, a emocje opadają zbyt szybko. To jednak drobna rysa na tle całości, która naprawdę mnie porwała.

„Mumia. Morze piasku” to książka, która pochłonęła mnie na kilka wieczorów. To opowieść charakteryzująca się mrocznym klimatem, pełna mitologicznych smaczków i historii, które zostają w głowie jeszcze długo po przeczytaniu, to zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł.


Bartłomiej Grubich, Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat, recenzja

Bartłomiej Grubich, Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat, recenzja

Autor: Bartłomiej Grubich

Tytuł: Koniec. Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat

Wydawnictwo: Wydawnictwo Vesper

Rok wydania: 2021

Liczba stron: 231

Moja ocena: 8/10


Powieść Bartłomieja Grubicha „Koniec. Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat” zabiera czytelnika do ponurej, przygnębiającej Bydgoszczy – miasta, w którym nieustannie pada deszcz, a świat, przynajmniej ten znany bohaterom, wkrótce ma się skończyć. Główni bohaterowie – Zygmunt Mikołaj, Katarzyna Stand i Artur Kasprzyk – wyruszają do stolicy województwa kujawsko-pomorskiego, by odnaleźć zaginioną dziewczynę, Anię. Dla Zygmunta, księdza, wyjazd oznacza poszukiwanie wnuczki jednej z jego parafianek; dla Katarzyny – koleżanki; a dla Artura – dziewczyny, w której od tygodni jest platonicznie zakochany. Podczas pobytu w Bydgoszczy cała trójka zostaje wystawiona na liczne próby. Spotykają dziwnych i niebezpiecznych ludzi, a przez cały czas towarzyszy im coś mrocznego i nieuchwytnego – być może nawet szatańskiego.

"Koniec" Bartłomieja Grubicha to powieść łącząca w sobie elementy thrillera i dramatu. Książka wyróżnia się oryginalną i intrygującą fabułą, pełną zaskakujących zwrotów akcji, które skutecznie utrzymują czytelnika w napięciu. Autor w ciekawy sposób ukazuje wewnętrzne przemiany trojga bohaterów – Zygmunta, pogrążonego w szponach alkoholu i cynizmu duchownego, Katarzyny, rozdartej, podatnej na wpływy murzyn młodej kobiety , oraz Artura, młodego nieśmiałego mężczyzny, który chce zrobić coś ważnego. Liczne nawiązania do Nowego Testamentu – zarówno symboliczne, jak i bardziej dosłowne – dodają historii głębi i zmuszają do refleksji. Styl pisania Grubicha jest lekki, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko, mimo jej dość pokręconej fabuły.

Jedynym istotnym mankamentem powieści jest obecność wielu motywów i wątków, które pojawiają się w ostatnich rozdziałach książki, ale nie zostatały w żaden sposób wyjaśnione ani rozwinięte. Elementy te, choć często intrygujące, pozostają zawieszone w próżni, co może pozostawić czytelnika z poczuciem niedosytu lub koniecznością samodzielnego dopowiadania sobie sensu niektórych wydarzeń.

Mimo tego drobnego zgrzytu, „Koniec. Baśń o mieście, w którym zawsze pada deszcz i skończył się świat” to lektura godna uwagi – zwłaszcza dla fanów thrillerów i dramatów, którzy cenią sobie literaturę z klimatem, głębią i nutą tajemnicy.

Andrzej Nadolski, Grunwald 1410, recenzja

 

Andrzej Nadolski, Grunwald 1410, recenzja

Autor: Andrzej Nadolski
Tytuł: Grunwald 1410
Wydawnictwo: Wydawnictwo Bellona
Rok wydania: 2003
Liczba stron: 144
Moja ocena: 8/10

 

Bitwa pod Grunwaldem to temat dobrze znany każdemu z lekcji historii, ale książka Andrzeja Nadolskiego pokazuje, że warto spojrzeć na nią raz jeszcze – tym razem bardziej świadomie. „Grunwald 1410” to zwięzłe, a jednocześnie bogate opracowanie najważniejszego starcia średniowiecznej Polski. Autor krok po kroku przedstawia tło polityczne, przygotowania obu stron i sam przebieg walk, skupiając się nie tylko na wielkiej polityce, ale i na ludziach, którzy stali za tym zwycięstwem.

To, co mnie pozytywnie zaskoczyło, to styl – popularnonaukowy, klarowny, bez nadmiaru terminologii. Dzięki temu książkę czyta się szybko i z przyjemnością, nawet jeśli na co dzień nie sięgacie po literaturę historyczną. Na duży plus zasługują również liczne mapy – szczegółowe, czytelne i naprawdę pomocne w śledzeniu przebiegu bitwy.

Warto dodać, że "Grunwald 1410" to część serii „Historyczne Bitwy” wydawnictwa Bellona – świetnego cyklu dla wszystkich ciekawych historii wojskowości. Andrzej Nadolski, znany historyk i znawca średniowiecznych dziejów Polski, przygotował solidną, choć dość klasyczną pozycję. Osobiście zabrakło mi nieco głębszego spojrzenia na źródła i kontrowersje wokół tematu. Mimo to – warto! Szczególnie jeśli szukacie krótkiej, konkretnej lektury o jednym z naszych największych zwycięstw.



Paula Uzarek, Dom Lalkarki, recenzja

 

Paula Uzarek, Dom Lalkarki, recenzja

Autor: Paula Uzarek
Tytuł: Dom Lalkarki
Wydawnictwo: Wydawnictwo HM
Rok wydania: 2025
Liczba stron: 304
Moja ocena: 9/10



„Dom lalkarki” autorstwa Pauli Uzarek to wciągająca powieść, która łączy w sobie elementy urban fantasy, romansu oraz kryminału, okraszone odrobiną grozy. Jej bohaterami są czarownik Juliusz, perfekcjonista, znany z pracy w pojedynkę, oraz wiedźma zielna Mika, urodzona awanturnica skacząca z kwiatka na kwiatek. Otrzymują oni niecodzienne zlecenie: mają odnaleźć duszę kobiety, która przed osiemnastu laty straciła życie w niewyjaśnionych okolicznościach, i umożliwić jej przejście na „drugą stronę”. Aby to zrobić, konieczne będzie zbadanie okoliczności jej śmierci oraz odnalezienie zaginionego przed laty dziecka.

Sięgając po tę książkę zakładałem ze będzie to powieść romantyczna osadzona w świecie fantasy. W rzeczywistości fabuła powieści tylko z pozoru wydaje się prosta. Małe, wyludnione miasteczko, tajemnicza kobieta roztaczająca aurę magii i tajemnicy – to wszystko staje się głównym wątkiem opowieści. Gdy zagłębiałem się w tę historię, przekonałem się, że Dom to miejsce pełne sekretów, gdzie magia splata się z rzeczywistością. Mieszkańcy przypominają postacie znane z opowiadania H.P. Lovecrafta „Widmo nad Innsmouth” – są tajemniczy, małomówni i niebezpieczni.

Lektura „Domu lalkarki” była moim drugim spotkaniem z twórczością Pauli Uzarek. Nieco ponad rok temu miałem okazję czytać jej opowiadanie w zbiorze „Szczypta Magii”. Również tym razem przekonałem się, że styl autorki bardzo mi odpowiada. Paula pisze lekko, z humorem i ogromnym wyczuciem, co sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. To, co bardzo przypadło mi do gustu, to duża, przyjazna dla oka czcionka sprawia, że książkę czyta się komfortowo, a świetnie wykreowani bohaterowie – zwłaszcza Mika – wzbudzają sympatię czytelnika. Autorka mistrzowsko łączy barwne opisy z subtelną nutą grozy oraz szczyptą humoru. Kolejnym atutem książki jest piękna okładka w odcieniach zieleni autorstwa E. Raj.

„Dom lalkarki” Pauli Uzarek to jedna z tych książek, które pozostają z czytelnikiem na długo po odłożeniu ich na półkę. W mojej ocenie jest to lektura, po którą zdecydowanie warto sięgnąć – osobiście daję jej moją rekomendację.

Maciej Borkowski, Midway 1942, recenzja

Maciej Borkowski, Midway 1942, recenzja

Autor: Maciej Borkowski
Tytuł: Midway 1942
Wydawnictwo: Wydawnictwo Bellona
Rok wydania: 1992
Liczba stron: 175
Moja ocena: 8/10


„Midway 1942” autorstwa Macieja Borkowskiego to publikacja wydana przez Wydawnictwo Bellona w ramach serii „Historyczne bitwy”. Książka poświęcona jest kluczowej bitwie, która miała miejsce na Pacyfiku pomiędzy flotami Stanów Zjednoczonych a Japonią w czasie II wojny światowej. Autor szczegółowo opisuje nie tylko przebieg samej bitwy, ale także tło strategiczne, plany operacyjne każdej z walczących stron, sylwetki amerykańskich i japońskich dowódców oraz konsekwencje, jakie ta bitwa miała dla późniejszych działań na Pacyfiku.
Midway 1942” to w mojej ocenie publikacja popularnonaukowa, napisana z myślą o szerokim gronie odbiorców. Nie jest przeładowana skomplikowaną terminologią, co czyni ją przystępną w odbiorze nawet dla osób, które nie posiadają specjalistycznej wiedzy na temat II wojny światowej, lotnictwa, czy marynarki wojennej. Dużym atutem książki są bogate materiały graficzne, w tym mapy i zdjęcia archiwalne. Dzięki nim publikacja staje się nie tylko przyjemna w czytaniu, ale także atrakcyjna wizualnie.
Moim zdaniem „Midway 1942” to doskonała propozycja dla wszystkich, którzy interesują się historią II wojny światowej, ale niekoniecznie pragną zagłębiać się w literaturę naukową.



Tomasz Siwiec, Mordercze Kury, recenzja

Tomasz Siwiec, Mordercze Kury, recenzja

Autor: Tomasz Siwiec

Tytuł: Mordercze Kury

Wydawnictwo: Horror Masakra

Rok wydania: 2021

Liczba stron: 58

Moja ocena: 10/10

W małej oddalonej od głównej drogi wsi dochodzi do serii brutalnych morderstw. Szybko okazuje się, że za te makabryczne zbrodnie nie odpowiadają ludzie, lecz… krwiożercze zmutowane kury, które postanowiły zamienić się miejscami z ludźmi i same zjeść amatorów drobiu.

„Krwiożercze kury” to kolejna minipowieść Tomasza Siwca, stworzona w ramach „Morderczej serii”. Po „Morderczych kaczkach” i „Morderczym krecie” miałem okazję poznać kolejną niezwykłą wizję końca świata, tym razem w wykonaniu mieszkańców przydomowego kurnika. Uważam, że Tomasz Siwiec to absolutny mistrz łączenia powieści grozy z czarnym humorem. Przy jego książkach można zarówno zgrzytać zębami z przerażenia, jak i chichotać w najlepsze. Autor po raz kolejny udowadnia, że w świecie horroru nie ma dla niego tematów tabu. Absurdalna fabuła, krwawe, sugestywne opisy, umiejętne budowanie napięcia, a przede wszystkim czarny humor sprawiają, że od tej książki nie sposób się oderwać. Na uznanie zasługuje również piękna, klimatyczna okładka autorstwa Joanny Widowskiej.

Jedynym minusem książki jest drobny druk, w jakim została wydana. Mimo to uważam, że warto po nią sięgnąć, a biorąc pod uwagę jej objętość, jest to idealna lektura na chwilę relaksu przed niedzielnym rosołkiem.


Juan Vazquez Garcia, Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy, recenzja

Juan Vazquez Garcia, Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy, recenzja

 

Autor: Juan Vazquez Garcia

Tytuł: Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy

Wydawnictwo: Bellona

Rok wydania: 2015

Liczba stron: 144

Moja ocena: 4/10



Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy” autorstwa Juana Vazqueza Garcii to pięknie wydana książka poświęcona niemieckiej marynarce wojennej w okresie II wojny światowej. Pod względem wizualnym prezentuje się znakomicie: twarda oprawa, bogaty materiał fotograficzny oraz kolorowe mapy sprawiają, że każdy pasjonat historii II wojny światowej powinien mieć tę pozycję na swojej półce.

Jednak gdy zacząłem zagłębiać się w lekturę, mój entuzjazm stopniowo malał. Liczyłem, że autor omówi w sposób całościowy Kriegsmarine, a nie tylko skupi się na dwóch najbardziej znanych okrętach wchodzących w jej skład pancernikach „Bismark” i „Tirpitz”.

Juan Vazquez Garcia w swojej książce przedstawia udział Kriegsmarine w walkach na Morzu Północnym w sposób bardzo subiektywny, niewiele uwagi poświęcając wydarzeniom na Morzu Bałtyckim, Śródziemnym, Białym, Karskim, a także na Oceanie Atlantyckim, Spokojnym czy Indyjskim. Książka praktycznie nie ma zakończenia, ponieważ ostatni rozdział poświęcony jest zatopieniu pancernika „Tirpitz” przez Aliantów pod koniec 1944 roku, podczas gdy okręty Kriegsmarine były wykorzystywane przez Niemców aż do końca II wojny światowej, a niektóre z nich zostały zezłomowane dopiero w 1946 roku. Kolejnym słabszym elementem książki jest jednostronne przedstawienie działań Kriegsmarine; czytelnik, który nie zna historii II wojny światowej, mógłby odnieść wrażenie, że na morzach i oceanach pływały niemal wyłącznie okręty Royal Navy i Kriegsmarine, jakby floty Japonii, Włoch, Związku Sowieckiego, Francji, USA czy innych państw nigdy nie istniały. Autor skupił się wyłącznie na okrętach nawodnych, praktycznie pomijając kwestie niemieckich okrętów podwodnych, czyli U-Botów.

Kriegsmarine. Marynarka wojenna III Rzeszy” to pozycja warta uwagi, przede wszystkim ze względu na bogaty materiał graficzny (zdjęcia, mapy), który się w niej znalazł. Może stanowić doskonały wstęp do dalszych poszukiwań związanych z historią II wojny światowej.

Janusz Stankiewicz, Gorath. Droga Gniewu, tom 3, recenzja

Janusz Stankiewicz, Gorath. Droga gniewu, tom 3, recenzja

Autor: Janusz Stankiewicz

Tytuł: Gorath. Droga gniewu

Cykl: Gorath tom 3

Wydawnictwo: Sinister Project

Ilość stron: 312

Rok wydania: 2024

Moja ocena 9/10

Gorath. Droga gniewu” autorstwa Janusza Stankiewicza to trzeci tom cyklu „Gorath”.

Główny bohater, po przegranym pojedynku z Niketem, staje się więźniem Baronesy, która planuje oddać go swojemu katanowi, Bovis-Torowi. Plany te zostają jednak pokrzyżowane w wyniku ataku ludzi katany Marr zostaje uwolniony. Czas spędzony w więzieniu pozwala mu po raz kolejny spojrzeć krytycznie na swoje dotychczasowe życie. Gorath odnajduje cel, któremu mógłby się poświęcić, ale aby to zrobić, musi ukorzyć się przed swoją poprzednią pracodawczynią. Nadchodzą jednak straszliwe czasy. W obliczu wojny między Imperiu a Dominum Natan banu znane dotychczas sojusze zostaną rozerwane, a cały kontynent pogrąży się w straszliwej wojnie.

W mojej ocenie na szczególną uwagę zasługuje szersze ukazanie bohaterek drugoplanowych, takich jak Katana Marr, zabójczyni Nyx, czy baronesa, które swoimi działaniami, brutalnością, przebiegłością i brakiem moralności przyćmiewają męskie postaci występujące w książce. Autor po raz kolejny udowadnia, z jaką łatwością potrafi przenosić czytelnika na pola bitew toczonych na morzach i lądzie. Czytelnik niemal czuje kurz wzbijany przez końskie kopyta, słyszy zgrzyt oręża i zapach płonących miast. Opisy pojedynków są bardzo plastyczne i znacząco różnią się od siebie, co dodatkowo podnosi wartość tej historii. Intrygi i spiski to kolejny element, który sprawia, że od tej książki po prostu trudno się oderwać. Bohaterowie wikłani są w kolejne spiski, polityczne gry i zdrady, co dodaje narracji dynamiki.

Na koniec warto również wspomnieć o pięknych grafikach, które towarzyszą tekstowi. Ilustracje te nie tylko wzbogacają lekturę, ale również budują wyjątkowy klimat, dzięki czemu czytelnik może jeszcze głębiej zanurzyć się w ten brutalny, mroczny, ale przede wszystkim bogaty świat.

„Goratch. Droga gniewu” Janusza Stankiewicza to przykład powieści fantasy na wysokim poziom. Polecam z czystym sumieniem.

Janusz Stankiewicz, Gorath. Krawędź otchłani, tom 2, recenzja

Janusz Stankiewicz, Gorath. Krawędź otchłani, recenzja

Autor: Janusz Stankiewicz

Tytuł: Gorath. Krawędź otchłani

Cykl: Gorath tom 2

Wydawnictwo: Alegoria

Ilość stron: 324

Rok wydania: 2023

Moja ocena 9/10


„Gorath. Krawędź otchłani” autorstwa Janusza Stankiewicza to pełnokrwista powieść dark fantasy, która opowiada o losach półorka wojownika, awanturnika Gorath po opuszczeniu gildii Mrocznych Cieni. Bohater decyduje się zacząć nowe życie daleko na krańcu Imperium, na Wyspach Południowych. Już po przybyciu do miasta przekonuje się, że o tym, czy śpisz na ulicy, czy w pałacu, decyduje zasobność sakiewki, władza, a przede wszystkim bezwzględność w eliminowaniu wrogów. Gorath zostaje wplątany w brutalną wojnę gangów o kontrolę nad handlem niewolnikami. Mimo ucieczki na obrzeża Imperium, jego wrogowie nie zapominają o nim.

Janusz Stankiewicz w „Gorath. Krawędź otchłani” zabiera czytelnika w mroczną, bezkompromisową historię. To brutalna opowieść, przesiąknięta krwią, w której honorowe postępowanie równoznaczne jest ze słabością. Najmocniejszym elementem książki jest jej bogata, rozbudowana, a jednocześnie spójna fabuła oraz styl i język, jakimi posługuje się autor. Opisy walk i tortur są niezwykle plastyczne, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Ważnym elementem są również interesująco wykreowani bohaterowie, zarówno ci pierwszo-, jak i drugoplanowi. Sam Gorath, jako protagonista, to postać złożona; mimo ucieczki na Południe musi ponownie zmierzyć się ze swoją przeszłością, naznaczoną krwią, brutalnością i śmiercią.

Lektura drugiej części przygód Goratha była dla mnie ogromną przyjemnością. Uważam, że to jedna z najciekawszych powieści fantasy, jakie miałem okazję przeczytać w ostatnich latach. Serdecznie polecam ją wszystkim fanom tego gatunku.

Szczecinowierca, recenzja

 

Szczecinowierca, recenzja

Autor: Przemysław Budziński, Agata Cieszyńska, Michał Dłużak, Anna Gąsiorowska, Agnieszka Gładzik, Norbert Górka, Jarosław Kociuba i Paweł Jakubowski

Tytuł: Szczecinowierca

Wydawnictwo: Poza

Rok wydania: 2025

Liczba stron: 195

Moja ocena: 9/10

 

„Szczecinowierca” to książkowa perełka, która w oryginalny, mroczny ale i z odrobiną humoru przenosi czytelników do Szczecina. Zgodnie z informacjami zawartymi we wstępie, „Szczecinowierca” to projekt mający na celu przybliżenie czytelnikom historii miasta oraz przedstawienie związanych z nim legend w bardzo mroczny sposób. W tym celu znani pisarze związani z miejskim środowiskiem, tacy jak Przemysław Budziński, Agata Cieszyńska, Michał Dłużak, Anna Gąsiorowska, Agnieszka Gładzik, Norbert Górka, Jarosław Kociuba i Paweł Jakubowski, stworzyli fascynujące uniwersum, którego bohaterem jest wampir Asmodeusz (zwany także Mateuszem), pełniący rolę patrona miasta i jego mieszkańców.

Nasz bohater znacznie różni się od swojego klasycznego odpowiednika, znanego chociażby z powieści Brama Stokera „Dracula” czy z serii „Zmierzch” autorstwa Stephenie Meyer. Osobiście dostrzegam w nim pewne cechy hrabiego Drakuli, granego przez Leslie Nielsena w filmie „Dracula – wampiry bez zębów”. Co ciekawe, historia Asmodeusza rozpoczyna się w 1243 roku, czyli w momencie nadania Szczecinowi praw miejskich. Jak przystało na prawdziwego patrona, w swoim postępowaniu koncentruje się na eliminowaniu osób i potworów stanowiących zagrożenie dla spokoju mieszkańców Szczecina. Muszę przyznać, że jego przygody, a szczególnie te w których bierze też udział Brygida, były dla mnie nie tylko ciekawe, ale także bardzo zabawne. W książce, obok wampirów, można spotkać gargulce, martwce, wiedźmy, a nawet szalonego naukowca.

Jednym z największych atutów książki jest jej lekki, niemal gawędziarski styl. Niestety, dzieło ma również swoje mankamenty. Najbardziej odczuwalnym jest drobna czcionka oraz okładka, która moim zdaniem mogłaby być bardziej sugestywna i mroczna, lepiej oddając ducha tej powieści.

Mimo to lektura „Szczecinowierce” była dla mnie niezwykle przyjemna. Uważam, że jest to pozycja warta uwagi nie tylko dla fanów wampirów i horroru, ale także dla czytelników poszukujących oryginalnych historii.

Peter Watts, Rozgwiazda, tom 1, recenzja

Peter Watts, Rozgwiazda, tom 1, recenzja

Autor: Peter Watts

Tytuł: Rozgwiazda

Cykl: Trylogia Ryfterów (tom 1)

Wydawnictwo: Vesper

Rok wydania: 2023

Liczba stron: 484

Moja ocena: 2/10



„Rozgwiazda” to powieść science fiction autorstwa Petera Wattsa, której akcja rozgrywa się w mrocznych głębinach Oceanu Spokojnego. W podmorskiej stacji „Bebee”, zlokalizowanej u grzbietu morskiego Juan de Fuca, zespół pracowników, zwany ryfterami (posiadającymi unikalną umiejętność oddychania pod wodą dzięki przeszczepionym skrzelom), prowadzi badania nad pozyskiwaniem energii geotermalnej z dna oceanicznego. Ze względu na ekstremalne warunki, w stacji mogą pracować jedynie osoby z zaburzeniami psychicznymi, zmagające się z traumą, psychopaci i wykolejeńcy.

Choć pomysł na fabułę jest oryginalny i intrygujący, wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Styl, którym posługuje się Watts, jest wyjątkowo toporny. Narracja obfituje w naukowe terminy i techniczny żargon, co często sprawia, że lektura staje się nużąca. Dialogi między bohaterami są rozwlekłe i rzadko wnoszą coś istotnego do rozwoju fabuły czy historii postaci. Szczególnie rozczarowuje sposób, w jaki autor przedstawia życie codzienne na stacji, ograniczające się do spania, jedzenia i wychodzenia na powierzchnię. Sięgając po tę książkę, liczyłem na klaustrofobiczny klimat oraz poczucie lęku związane z otaczającą bohaterów głębią, a także na wpływ tego stanu na ich psychikę i zachowanie. W rzeczywistości otrzymałem przeraźliwie nudne hard science fiction, przy którym niemiłosiernie się wynudziłem.

Jedynym pozytywnym elementem, za który zapamiętam tę książkę, jest jej oprawa graficzna. Okładka jest naprawdę piękna i klimatyczna, doskonale oddająca mroczny i przytłaczający obraz życia w podmorskiej stacji, który jednak nie został w pełni oddany na kartach powieści.

Jarosław Dobrowolski, Mecha Fiction: Episod 1, recenzja

Jarosław Dobrowolski, Mecha Fiction: Episod 1, recenzja


Autor: Jarosław Dobrowolski

Tytuł: Mecha Fiction: Epizod 1

Wydawnictwo: Sinister Project

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 216

Moja ocena: 8/10


Mecha Fiction: Epizod 1” to tytuł czwartej powieści Jarosława Dobrowolskiego, którą miałem przyjemność przeczytać w ostatnich latach. Gatunkowo łączy w sobie elementy science fiction z słowiańskim klimatem.

W roku 2198 świat staje na krawędzi katastrofy humanitarnej i ekologicznej, a instytucja państwa została zniesiona. Potężne korporacje przejęły władzę nad światem i toczą między sobą walkę o pozostałe bogactwa naturalne oraz obszary nadające się do życia. Witek jest jedną z ofiar tego konfliktu. W wyniku ataku terrorystycznego traci matkę, dom oraz władzę w rękach i nogach. 

Podczas lektury odniosłem wrażenie, że autor czerpał inspirację z kultowego anime „Neon Genesis Evangelion”, komiksu „Sędzia Dredd” oraz filmu „Pacific Rim”. Mimo to unika powielania schematów znanych fanom gatunku, wprowadzając świeże spojrzenie na tę tematykę. Jednym z najmocniejszych elementów powieści jest jej główny bohater – Witek. Mimo straszliwego wypadku i utraty matki stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Uczy się nowych rzeczy, aby odsunąć tragiczne wspomnienia. W finałowej scenie staje przed trudnym wyborem, a decyzja, którą podejmuje, zaskakuje mnie i wydaje się nie do końca racjonalna.

Na uwagę zasługują również czarno-białe ilustracje zamieszczone w książce. Dodają one klimatu powieści i pomagają lepiej wyobrazić sobie potężne maszyny oraz sceny walki z ich udziałem. Starcia robotów z myśliwcami oraz maszynami kroczącymi stanowią, moim zdaniem, najmocniejszy element książki.

Książki Jarosława Dobrowolskiego charakteryzują się lekkością i szybkością czytania. Nie inaczej jest w przypadku „Mecha Fiction: Epizod 1”. Pomimo połączenia futurystycznych i słowiańskich klimatów, narracja pozostaje przystępna nawet dla czytelników mniej zaznajomionych z gatunkiem. Osobiście mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości autor zdecyduje się na kontynuację historii wielkich robotów.

W mojej ocenie "Mecha Fiction: Epizod 1" to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników ogromnych mechów oraz futurystyczno-cyberpunkowych klimatów.

Lesław Chowanie, Żyj za mnie, recenzja

 

Lesław Chowanie, Żyj za mnie, recenzja

Autor: Lesław Chowanie

Tytuł: Żyj za mnie

Cykl: Nie odchodź (tom 1)

Wydawnictwo: Selfpublishing

Rok wydania: 2024

Liczba stron: 258

Moja ocena: 8/10


„Żyj za mnie” to tytuł najnowszej powieści Lesława Chowańca. Bohaterkami książki są dwie maturzystki Dominika i Zuzanna, które od lat łączy prawdziwa przyjaźń. Zbliżający się koniec roku szkolnego oznacza dla dziewczyn nadchodzący egzamin maturalny, a po nim – wymarzony bal, podczas którego mają zostać wyłonieni król i królowa. Zuza, szkolna prymuska, cieszy się ogromną sympatią wśród nauczycieli. W klasie rywalizuje z Marcelą, która, podobnie jak ona, ma świetne stopnie i uznanie wśród rówieśników. W miarę zbliżania się balu, rywalizacja między dziewczynami o tytuł królowej zaostrza się, co prowadzi do tragicznych wydarzeń. „Żyj za mnie” to opowieść o trudnym dla nastolatków okresie wchodzenia w dorosłe życie. Wychodząc spod parasola ochronnego rodziców, muszą zmierzyć się z rzeczywistością, która nie zawsze jest różowa.

Lektura „Żyj za mnie” była dla mnie prawdziwą przyjemnością. Dzięki lekkiemu stylowi autora książkę czytało mi się bardzo szybko. Nie ma w niej zbędnych dłużyzn, a każdy z bohaterów wnosi istotny element do całej opowieści. Jedynymi aspektami, które moim zdaniem wymagałyby rozwinięcia, są relacje między rodziną Mayerów a innymi mieszkańcami wioski, w której ci mieszkają. Zainteresowało mnie również, dlaczego doszło do rozwodu między rodzicami chłopca oraz dlaczego prawa do opieki nad nim przyznano ojcu.

Mimo to uważam, że „Żyj za mnie” to wartościowa pozycja książkowa. Polecam ją zarówno nastolatkom, jak i starszym czytelnikom.

Lesław Chowaniec, Gość pod podłogą, recenzja

Lesław Chowaniec, Gość pod podłogą, recenzja

  

Autor: Lesław Chowaniec

Tytuł: Gość pod podłogą

Wydawnictwo: Selfpublishing

Rok wydania: 2023

Liczba stron: 188

Moja ocena: 8/10

„Gość pod podłogą” to tytuł zbioru opowiadań autorstwa Lesława Chowańca, który nie tylko wciąga swoją tematyką i oryginalnością, ale przede wszystkim zachwyca kunsztem literackim. W książce znalazło się osiem opowiadań: pięć z nich można określić jako gatunkową grozę, dwa to thrillery, a jedno to science fiction.

Lektura antologii „Gość pod podłogą” była moim czwartym spotkaniem z twórczością Lesława Chowańca. Po trylogii fantasy pt. „Cesarz umysłów” moje oczekiwania wobec kolejnej książki były bardzo wysokie.

W zbiorze znalazły się następujące opowiadania:

– „Grzechy młodości” – opowiadanie grozy, moim zdaniem inspirowane powieścią Stephena Kinga „Chudszy”.

– „Wymarzona randka” – thriller/dramat.

– „Nocna aura” – opowiadanie grozy, które ma potencjał, aby zostać rozwinięte do formy powieści.

– „Podróż w czasie” – opowiadanie science fiction.

– „Zapomnij!” – bardzo mocne opowiadanie, które ociera się o horror ekstremalny.

– „Chatka w lesie” – połączenie grozy i czarnego humoru.

– „Wykolejeni” – opowiadanie grozy, którego akcja rozgrywa się na Syberii.

– „Gość pod podłogą” – tytułowa historia, opowiadająca o parze, która kupuje dom z dzikim lokatorem.

Osobiście najbardziej przypadły mi do gustu dwa opowiadania: „Nocna aura” i „Chatka w lesie”. Każda z historii jest starannie dopracowana, a styl pisania lekki i naturalny, co sprawia, że czyta się je z dużą przyjemnością. Ponadto autor umiejętnie buduje napięcie i wprowadza czytelnika w odpowiedni klimat.

„Gość pod podłogą” to w mojej ocenie pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników opowiadań z dreszczykiem. Serdecznie polecam.